Dokładnie przed 60 laty, w październiku 1962 r., miał miejsce kryzys kubański (zwany też karaibskim), kiedy wojna atomowa między dwoma blokami była na wyciągnięcie ręki. Kryzys udało się zażegnać. Od tamtej pory groźby bezpośredniego konfliktu z użyciem broni nuklearnej faktycznie nie było. Sytuacja zmieniła się w tym roku, kiedy Rosja rozpoczęła pełnowymiarową wojnę z Ukrainą. Niepowodzenia na froncie i ukraińska kontrofensywa spowodowały, że Władimir Putin przeprowadził pseudoreferenda, anektując cztery ukraińskie obwody. Od tego momentu twierdzi, że będzie bronił terytorium Rosji „wszelkimi dostępnymi środkami”.
Putin nie żartuje
Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden oświadczył, że ryzyko wojny atomowej jest najwyższe od czasu kryzysu kubańskiego. Amerykański przywódca powiedział, że Putin „nie żartuje, kiedy mówi o użyciu taktycznej broni jądrowej, broni biologicznej lub chemicznej”. Podkreślił, że użycie taktycznej broni o niższej mocy może szybko wymknąć się spod kontroli. „Nie ma czegoś takiego jak łatwe użycie broni taktycznej, to zakończy się armagedonem” – podkreślił prezydent USA.
Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie rozwijał się konflikt nuklearny między Zachodem a Rosją. Jedno jest pewne, przeciwstawić się atakowi atomowemu może silny system ochrony powietrznej.
W Ministerstwie Ochrony Kraju RL poinformowano naszą redakcję, że Litwa inwestuje i poświęca dużo uwagi siłom ochrony powietrznej. Nasz kraj m.in. kupuje systemy obrony powietrznej, wzmacnia monitoring i kontrolę przestrzeni powietrznej oraz rozwija infrastrukturę, aby szybko i efektownie przyjąć sojuszników.
Jednym z elementów ochrony przeciwlotniczej jest misja NATO Baltic Air Policing. Operacja Paktu Północnoatlantyckiego jest prowadzona od 2004 r. „Litwa jest elementem kolektywnego systemu obrony i razem z sojusznikami szykuje się do obrony swego kraju i całego sojuszu. NATO ciągle odnawia plany obrony, które przewidują odpowiedź sojuszu na czas kryzysu lub konfliktu. Regularne ćwiczenia przyczyniają się do doskonalenia planów obrony” – poinformowano redakcję w resorcie obrony.
Czytaj więcej: Rosja atakuje obiekty cywilne. „Taktyka spalonej ziemi nie pomoże Kremlowi”
Wczoraj i dzisiaj
Faktycznie znaleźliśmy w czasach nowej zimnej wojny. Antropolog kultury oraz dziennikarz Virginijus Savukynas podkreśla, że za czasów sowieckich strach przed atakiem atomowym był wszechobecny.
– Pod względem naukowym trudno odpowiedzieć na pytanie o strach przed zagrożeniem nuklearnym, ponieważ w czasach sowieckich nie było żadnych badań opinii publicznej w tej kwestii. Mogę więc podzielić się tylko własnym doświadczeniem. Byłem wówczas dzieckiem, ale ten strach przed zagrożeniem nuklearnym nieustannie mi towarzyszył. Jakie były źródła tego strachu? Dużo o tym mówiło się w szkole. Były też odpowiednie szkolenia, na zasadzie, co trzeba robić w przypadku wojny. Były plakaty w szkole. Jeden mi najbardziej utkwił w pamięci. Na plakacie był przedstawiony grzyb atomowy. Miałem wtedy lat 8 lub 9 i myślałem wówczas, czy cokolwiek przed czymś takim jest w stanie mnie uratować. Z pewnością to wszystko nie dodawało poczucia bezpieczeństwa – wyjaśnia w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Virginijus Savukynas.
Jest jednak zasadnicza różnica między sytuacją sprzed 40 laty a dzisiejszą. Wówczas, podkreśla nasz rozmówca, obie strony straszyły swych obywateli, że strona przeciwna może użyć broni przeciwko nim. Nikt jednak bezpośrednio nie groził drugiej stronie użyciem broni jądrowej.
– Porównując sytuację teraźniejszą z sytuacją podczas zimnej wojny, na pierwszy plan wychodzi zasadnicza różnica. Wówczas po jednej i drugiej stronie były osoby, które doświadczyły wojny. Mówię o II wojnie światowej. Ta pamięć o wojnie była swoistym bezpiecznikiem. Wszyscy rozumieli, co oznacza samo ogłoszenie wojny oraz czym może zakończyć się wojna atomowa. Właśnie ten czynnik odstraszał obie strony od rozpoczęcia wojny atomowej. Jest znany jeden przypadek z historii ZSRS. Były przeprowadzone ćwiczenia z udziałem samego Leonida Breżniewa. Ćwiczono scenariusz, co byłoby, gdyby faktycznie wybuchła wojna atomowa. Breżniew musiał wcisnąć odpowiedni przycisk, który w teorii miał uruchomić rakiety atomowe. Chociaż to były tylko ćwiczenia, jednak, jak wynika ze wspomnień, atmosfera była bardzo napięta. Breżniew trzykrotnie pytał, czy wciskając przycisk, na pewno nie rozpocznie III wojny światowej. Ten przykład bardzo dobrze ilustruje, że ludzie pamiętający wojnę, rozumieli, iż pewnej granicy nie można przekroczyć – tłumaczy swój punkt widzenia antropolog kultury.
Czytaj więcej: Czy Łukaszenka zaatakuje Ukrainę?
Zdrowie psychiczne
Dzisiaj mamy do czynienia z odmienną sytuacją. Kreml i jego propagandyści przekroczyli pewną granicę. Strasząc użyciem broni nuklearnej, tak naprawdę oswajają swoje społeczeństwo i cały świat z możliwością takiego rozwiązania.
– Co widzimy obecnie? Putin otwarcie grozi użyciem broni atomowej. Takiej retoryki nie było w trakcie zimnej wojny. Nie było takich gróźb ze strony ZSRS i samego Breżniewa. Natomiast teraz Kreml to mówi wprost. To mówią putinowscy propagandyści. Mówili to zresztą jeszcze przed rozpoczęciem pełnowymiarowej wojny. A więc dzisiaj jesteśmy bliżej możliwości użycia broni nuklearnej niż kiedykolwiek. Sądzę, że dużo osób to rozumie. Rozumieją też, że nic nie mogą zrobić w tej sytuacji. Mogą tylko nadal żyć swoim życiem. Niemniej niepokój istnieje i rzutuje na zdrowie psychiczne ludzi. Już po samej pandemii zauważono, że psychika u wielu osób pogorszyła się. Obecna sytuacja na pewno nie przyczyni się do polepszenia psychicznej kondycji ludzi. Co gorsza, nie wiemy, jak ten strach wpłynie na nasze dzieci i ich dalsze życie. Niestety, żyjemy w bardzo złych czasach – komentuje Virginijus Savukynas.
Bez paniki
Psycholog Lucyna Narkiewicz-Skórko z Wileńskiej Służby Psychologiczno-Pedagogicznej twierdzi, że poruszając temat wojny i ataku nuklearnego z najmłodszymi, trzeba być bardzo ostrożnym.
– Najważniejsze jest, żeby nie straszyć. Trzeba ograniczać lub dozować informacje. Nie zaprzeczać, ale też nie panikować – doradza w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”. Dużo zależy też od samego dziecka. – Wszystko, oczywiście, zależy od wieku dziecka. Im młodsze, tym mniej faktów mu się podaje, są bardziej ogólne. Ze starszymi, np. z nastolatkami, warto omówić, jak zachować się w obliczu niebezpieczeństwa, zapewniać, że władze, zarówno naszego państwa, jak i innych, starają się nie dopuścić do tego. Reagować na pytania dzieci, nie unikać tematu, ale też specjalnie nie inicjować, jeśli dziecko nie pyta. Zainteresowanie dzieci tym tematem może być różne. Ważne jest, żeby dorośli zachowywali spokój, bo są wsparciem emocjonalnym dla dzieci, dla nich będzie to sygnał, że sytuacja jest „pod kontrolą” – wyjaśnia Lucyna Narkiewicz-Skórko.
Z wrześniowych badań Eurobarometru wynika, że mieszkańcy Litwy najbardziej ze wszystkich krajów Unii Europejskiej boją się, że wojna dotrze do naszego kraju. O ile średnia unijna wynosi 20 proc., o tyle w przypadku Litwy 49 proc. Podobny strach jest na Łotwie (47 proc.) i Estonii (44 proc.). Litwini też najbardziej boją się ataku nuklearnego. 46 proc. badanych odpowiedziało, że może dojść do wojny atomowej. Średnia w UE wynosi 25 proc.
Czytaj więcej: Dziś najważniejsze wyzwania to wojna na Ukrainie i wojna na Białorusi
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 43(126) 29/10-04/11/2022