Autorem sztuki „Kantata na cztery skrzydła” jest Robert Brutter (pod tym pseudonimem ukrywa się Andrzej Grembowicz, nieżyjący już polski pisarz i scenarzysta m.in. seriali „Ekstradycja” czy „Ranczo”). Główną bohaterką sztuki jest zdesperowana kobieta topiąca smutki w alkoholu i planująca samobójstwo.
Obejrzyj galerię ze spektaklu: „Kantata na cztery skrzydła” na Pohulance [GALERIA]
Reżyserem sztuki jest Jan Buchwald z Warszawy, z którym Polski Teatr w Wilnie współpracuje już od 2017 r. Efektem tej współpracy było nagranie przez aktorów wileńskiego teatru audiobooka „Pan Tadeusz”. Jan Buchwald jest też reżyserem sztuki „Ich czworo” Gabrieli Zapolskiej w wykonaniu Polskiego Teatru w Wilnie. Wspólnie nagrano również sztukę „Siłacze” w Polskim Radiu w Warszawie.
„Jest to z jednej strony współczesna bajka mówiąca o tym, że trzeba siebie lubić, nie trzeba się załamywać, próbować znaleźć jaśniejsze strony życia. Pada w niej kilka ważnych myśli, które nawet moglibyśmy uporządkować w rodzaj moralitetu, czyli opowieści o dobru i złu (…). Jest mnóstwo takich sytuacji, kiedy społeczeństwa poddają się depresji, są w kiepskiej formie psychicznej. To jest powszechny znak naszych czasów. Ta sztuka jest zabawą, ale zabawą z myślą: nie dawajmy się zwątpieniu i rezygnacji” — o przesłaniu „Kantaty na cztery skrzydła” mówił reżyser Jan Buchwald w jednym z wywiadów dla TVP Wilno.
Jak na komedię metafizyczną przystało, z powagą sytuacji przeplatają się tu wątki komediowe, a życie codzienne miesza się ze światem pozaziemskim. Sytuacja, w jakiej znalazła się główna bohaterka (w tej roli Bożena Sosnowska), może przydarzyć się każdemu. Straciła rodzinę, pracę, popadła w długi, czuje się niekochana i nieakceptowana. Ma zamiar popełnić samobójstwo i w ostatniej chwili wzywa swojego Anioła Stróża — Amhiela, który ostatecznie się pojawia (zagrał go Mirosław Szejbak). Tak na scenę wkracza metafizyka, a akcja przenosi się poza realne, codzienne doświadczenie.
Amhiel próbuje odwieść kobietę od zamiaru targnięcia się na własne życie. W sukurs przychodzi kolejny anioł, młody i energiczny Beatiel (w tej roli Roman Niedźwiecki).
— Sztuka jest o tym, że bywają w naszym życiu chwile załamania, chwile desperacji, kiedy myślimy o tym, że już nie warto żyć. Wtedy przychodzą do pomocy Anioły Stróże. Spektakl wypełniają refleksje o życiu, o tym, co się dzieje dobrze w naszym życiu, co czasami bezmyślnie możemy zepsuć jakimś naszym działaniem, zrobić jakieś zło. Jak wyjść z trudnej sytuacji? Czy mogą pomóc nam aniołowie? Warto zastanowić się nad tym, co robimy, jak robimy, czy dobrze postępujemy. To jest dobra sztuka, dobry scenariusz, gdzie z powagą sytuacji przeplatają się wątki komediowe — komentuje dla „Kuriera Wileńskiego” kierownik Polskiego Teatru w Wilnie.
„Bardzo ciekawy spektakl — z humorem, z zabawnymi momentami, a jednocześnie zawiera mocne przesłanie i daje powód do zadumy. Wspaniała gra aktorów! Brawo! Mieliśmy cudowny wieczór. Naprawdę warto wybrać się na tę sztukę” — komentowali widzowie po skończonym przedstawieniu.