Cieszymy się bardzo z zainteresowania „Kuriera Wileńskiego” naszą wystawą – wita nas w progach Muzeum Narodowego w krakowskich Sukiennicach Piotr Wilkosz, kurator ekspozycji. – W roku jubileuszu powstania styczniowego wiele placówek muzealnych w Polsce przygotowało wystawy czasowe. Choćby Zamek Królewski w Warszawie, któremu wypożyczyliśmy oryginały grafik Artura Grottgera. Nasza prezentacja stanowi ważny element ogólnopolskiego programu obchodów rocznicy. Składa się na nią 220 obiektów wyłącznie ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, gromadzonych niemal od początku jego założenia w 1879 r. Najczęściej były one darowane przez weteranów powstania lub ich rodziny. Sporo wśród nich także artefaktów i wątków związanych z Wilnem i Litwą. Serdecznie zapraszam do środka.
Zaproszenie do kościoła
Od początku lat 60. XIX w. na ziemiach polskich odbywały się licznie manifestacje patriotyczne. – Wystawa w stosunkowo krótki i szybki sposób prowadzi widza po tych wypadkach, które ostatecznie w 1863 r. doprowadziły do wybuchu powstania – mówi kurator. – Przypominamy przede wszystkim masakry w Warszawie z 1861 r., w których ginęło coraz więcej ludzi, i poprzez artefakty pokazujemy odzew społeczeństwa polskiego na ich śmierć. Widzimy tu zaproszenia, w których wszystkie stany zapraszały do kościołów na msze za pomyślność ojczyzny, sporo się ich zachowało w naszych zbiorach. Warto zauważyć, że te nabożeństwa odbywały się nie tylko w kościołach katolickich, ale także w protestanckich i synagogach. Trwały do momentu zamknięcia kościołów po słynnych wypadkach z października 1861 r., gdy wojska rosyjskie wpadły do świątyni, gwałcąc konkordat i prawo. Biskup warszawski zamknął wówczas kościoły, co nie było skierowane przeciw wiernym, tylko stanowiło sygnał dla rządu carskiego. Pokazujemy też portrety jego przedstawicieli, czyli sprawców, Michaiła Murawjowa, wileńskiego generała-gubernatora, który do historii przeszedł jako słynny „Wieszatiel”, także księcia Aleksandra Wielopolskiego czy zdjęcie pomnika cara Aleksandra II Romanowa, bo portretu jego samego niestety nie mamy.
Bezpośrednią przyczyną wybuchu powstania 22 stycznia 1863 r. była zarządzona na początku owego roku tzw. branka, czyli pobór do wojska rosyjskiego na podstawie imiennych list. – Część wystawy o samym powstaniu rozpoczynamy manifestem Rządu Narodowego, zapowiadającym walkę z Rosją, oraz dekretem uwłaszczeniowym – kontynuuje Piotr Wilkosz. – Mamy tu także grafiki przedstawiające wodzów powstania oraz rosyjską mapę z zaznaczonymi drogami i kolejami, która pokazuje nam teren działań wojennych w Królestwie Polskim. Ciekawostka, na mapie mamy na zielono ręcznie naniesione lasy, które stanowiły tereny organizowania się największych zgrupowań wojsk partyzanckich. Dodatkowo są reprodukcje map wykonane na rocznicę wybuchu powstania w 1913 r., gdzie są zaznaczone wszystkie powstańcze walki.
Szacuje się, że łącznie w powstaniu styczniowym wzięło udział 200 tys. żołnierzy, a stoczonych zostało ok. 1200 bitew i potyczek.
Czytaj więcej:Powstanie styczniowe: od krytyki do wspólnego zrywu
Dziurawy sztandar
Krakowska ekspozycja prezentuje bogaty zbiór militariów używanych w powstaniu. W gablocie, zaraz przy wejściu, widzimy symboliczny mundur powstańca. – Mundury w powstaniu styczniowym pojawiały się z rzadka – tłumaczy Piotr Wilkosz. – Nie było czasu, pieniędzy i warunków, by umundurować walczących, choćby tak jak we wcześniejszym powstaniu listopadowym czy późniejszym wielkopolskim. Powstańcom styczniowym musiał wystarczyć zwykły strój męski. Mamy tu więc czamarę, która stała się w tym okresie polskim mundurem wojskowym, a oznaką przynależności do Wojska Polskiego były kokardy noszone na czapkach, które także prezentujemy podobnie jak herby. Te były dwu- lub trzypolowe. Na niektórych obok polskiego Orła i litewskiej Pogoni umieszczano też symbol Rusi.
Sporo w gablotach wystawowych Sukiennic także szabli wojskowych, najczęściej austriackich i rosyjskich. Pokazywana jest także inna broń używaną przez powstańców, ładownice, broń regulaminowa austriacka i pruska, a często też myśliwska, która musiała zastąpić wojskową.
– Do wyjątkowych zabytków prezentowanych w ekspozycji możemy zaliczyć oryginalny sztandar, proporce i proporczyki do lanc używane przez powstańców, a ze względu na bardzo wrażliwą materię rzadko pokazywane szerokiej publiczności – wymienia kurator Wilkosz. – Sztandar z okresu powstania na prawym płacie ma herb trójpolowy i wypisaną dewizę Rządu Narodowego: „Wolność, Równość, Niepodległość”, zaś na lewym wizerunek Matki Boskiej i napis: „Królowo Polska, módl się za nami”. Sztandar jest zniszczony, jego stan zachowania nie jest najlepszy, są w nim dziury. Nie wiadomo, czy to przestrzeliny, czy powstały w skutek niewłaściwego przechowywania. Bardzo ciekawa jest historia sztandaru. Trafił do naszego muzeum w 1904 r. jako dar mieszkającej w Kaliszu Anastazji Zarębianki, która razem z nim podarowała kitki, rozetki od czapek oddziału Edmunda Taczanowskiego, czyli ochotników, którzy z Wielkopolski przekraczali granice, by walczyć w powstaniu. Prawdopodobnie ten sztandar też z nimi należy wiązać.
Ważną częścią wystawy są dokumenty i fotografie przedstawiające powstańców. – Pokazujemy m.in. dokumenty i zdjęcia osobiste Zygmunta Sierakowskiego, bohatera Wilna i Litwy, oraz zdjęcie jego córki Zygmunty, urodzonej na zesłaniu po egzekucji ojca w Wilnie 27 czerwca 1863 r., a zmarłej niespełna dwa lata później – tłumaczy Wilkosz. – To są reprodukcje, bo oryginały można prezentować tylko przez sześć tygodni, muszą wystarczyć dla następnych pokoleń, a nasza wystawa potrwa do czerwca. Jest tu też pukiel włosów należący do gen. Sierakowskiego. Według tradycji – podarowany przez weteranów powstania styczniowego. To swego rodzaju relikwia, choć włosy są na pewno wcześniejsze niż z okresu powstania, być może z czasu postrzyżyn. Prezentujemy też lunetę Romualda Traugutta. Tradycja łączy jej użytkowanie z powstaniem, ale prawdopodobnie wykorzystywana była już wcześniej w wojsku rosyjskim, bo trzeba pamiętać o tym, że oficerowie, którzy tworzyli oddziały, to byli przecież najczęściej wcześniejsi oficerowie armii zaborczych, albo wręcz obcokrajowcy, jak choćby Franciszek Maksymilian de Rochebrune z Francji. Ciekawostką jest guzik czy też guz wykonany z chleba przez więźnia warszawskiej Cytadeli. Niestety, nie wiemy przez kogo. Po drugiej stronie, na rewersie, jest data 1863. Prezentujemy także broń i oporządzenie po powstańcach Longinie Żukowskim i Marcinie Kolaszce oraz bagnet używany w oddziałach dyktatora Mariana Langiewicza. Unikalnym zabytkiem jest czapka gen. Antoniego Jeziorańskiego.
Czarna biżuteria
– Oprócz strony stricte militarnej na wystawie pokazujemy przede wszystkim sztukę – mówi Piotr Wilkosz. – To, jak artyści reagowali na prądy nie tylko artystyczne, ale też polityczne. Wizja artystyczna prezentowała powstanie czasem w sposób idealistyczny, jak choćby na obrazie Elwira Michała Andriollego, który przecież walczył w oddziale na Litwie, a potem do powstania powracał w swojej twórczości. Obok, tak naprawdę pierwszy raz publicznie, pokazujemy trzy grafiki rosyjskie, czyli tę drugą stronę konfliktu. Podpisane cyrylicą, pokazują kolejno panów – czyli oczywiście polską szlachtę – idących do lasu, następnie pojmanych przez rosyjskich chłopów i wreszcie prowadzonych na Syberię.
Wystawa prezentuje też oczywiście grafiki Artura Grottgera, najważniejszego przedstawiciela ikonografii tego okresu. – To reprodukcje, bo jak wspominałem, oryginały wypożyczyliśmy Zamkowi Królewskiemu w Warszawie. Prezentujemy w całości cykle „Polonia”, „Lithuania” i fragment cyklu „Wojna”. W oryginalne można natomiast zobaczyć szkice rysunkowe Grottgera, do niektórych spośród prezentowanych grafik – wyjaśnia Wilkosz.
Zwiedzający wystawę mogą także zobaczyć bogaty zbiór biżuterii patriotycznej noszonej zarówno w 1861 r., jak i w trakcie powstania i po jego upadku. Szereg czarnych krzyży z datami, srebrne pierścienie, często z napisami typu „Boże, zbaw Polskę”, spinki do mankietów, krawatów.
– Biżuteria przyczyniała się do rozbudzania patriotycznych postaw – wyjaśnia kurator. – W Warszawie tamtejszy gubernator wydał zakaz jej noszenia, zakazał w ogóle ubierania się na czarno, groziły za to surowe kary pieniężne. Ludność jednak dawała sobie radę z obchodzeniem zakazów. Biżuteria, którą prezentujemy, dobrze zachowana, przed wystawą konserwowana, noszona była nie tylko w Królestwie, lecz także w pozostałych zaborach, gdzie rosyjska jurysdykcja nie sięgała. Była często przechowywana jako pamiątka rodzinna.
Czytaj więcej: Powstanie Styczniowe: Ważna rocznica dla czterech narodów
Powstaniec muzealnikiem
Walki partyzanckie trwały do jesieni 1864 r. Powstanie skończyło się upadkiem. O wyniku przesądziła przewaga liczebna i uzbrojeniowa oddziałów rosyjskich. Na Polaków nałożono ogromne represje, a państwo pozbawiono resztek autonomii.
– To, co działo się w Królestwie, to była hekatomba – mówi kurator. – Wielu żołnierzy schroniło się czy to w Prusach, czy Galicji. Tutaj, w dobie autonomii po 1867 r., były powszechnie drukowane tableau, które prezentujemy. Z portretami zabitych, zamordowanych, powieszonych przez Rosjan powstańców. To były wtedy nadal świeże sprawy. Pokazujemy m.in. rodzinne tableau z portretami uczestników powstań, od powstania kościuszkowskiego po styczniowe. W sztuce pojawia się wówczas motyw zesłania. To znów Grottger, ale nie mogło na wystawie zabraknąć też Jacka Malczewskiego, który w swojej twórczości bardzo często wracał do zesłańców i Sybiru. Prezentujemy jego dwa obrazy olejne.
Centralną część końca ekspozycji zajmują fotografie powstańców. Wśród nich Stefana Plicha, który uciekając z Królestwa, znalazł się w Krakowie, mieszkał w jednym z tzw. przytulisk, jakie zapewniała powstańcom gmina miasta Krakowa. Oferowała ona też pracę tym spośród nich, którzy mogli ja podjąć. Tak Plich trafił do Muzeum Narodowego, mieszczącego się wówczas jeszcze wyłącznie w Sukiennicach. Po stu latach portret Stefana Pilcha powrócił zatem do miejsca gdzie ten spędzał swoje ostatnie lata.
– Wystawę kończymy innym portretem: jednego z weteranów powstania, wykonanym w 1919 r. – informuje Piotr Wilkosz. – W roku tym jednym z pierwszych dekretów Sejmu było uznanie wszystkich weteranów powstania styczniowego za żołnierzy Wojska Polskiego. Otrzymali specjalny mundur i czapkę, wszyscy dostali stopień oficerski, zostali odznaczeni Krzyżem Walecznych. U progu niepodległości żyło jeszcze ok. 4,5 tys. powstańców z lat 1863–1864.
Wystawa w krakowskich Sukiennicach potrwa do końca czerwca 2023 r. Dofinansowana jest ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.
Czytaj więcej: Wystawa „WALKA O WOLNOŚĆ. Powstanie Styczniowe 1863–1864” przy ogrodzeniu kościoła franciszkańskiego w Wilnie
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 4(12) 28/01/-03/02/2023