Justyna Giedrojć: Mieszka Pani w Wilnie bez mała rok. W jakich okolicznościach opuściła Pani rodzinny Charków?
Anastasia Zbuker: Pierwsze rosyjskie bomby spadły na Charków 24 lutego 2022 r. o piątej rano. W pierwszym dniu wojny, podczas bombardowania, schroniliśmy się z mężem w metrze. Mieszkaliśmy w wielopiętrowym bloku na 10. piętrze. Pozostaliśmy tam, podczas gdy miasto było bez przerwy atakowane przez okupantów, było niebezpieczne. Uciekając w pośpiechu, zabraliśmy ze sobą tylko dokumenty — nie przypuszczaliśmy wówczas, że nie wrócimy już do naszego mieszkania. Kilka godzin spędziliśmy w metrze. Były tam tłumy ludzi, z małymi dziećmi, ze zwierzętami domowymi, było bardzo zimno. Z trudem mogę sobie wyobrazić, jak ludzie spędzili tam kilka miesięcy. Kolejne dwa tygodnie ukrywaliśmy się z mężem w schronie, w piwnicy. W pierwszej połowie marca wyjechaliśmy samochodem z Charkowa do Winnicy. Przed wyjazdem nie mogliśmy wrócić do domu po swoje rzeczy, bo nasze osiedle mieszkaniowe było codziennie, z półgodzinnymi przerwami, ostrzeliwane przez wroga. Opuściliśmy więc Charków w tym, w czym byliśmy. Do Winnicy przyjechali także rodzice męża z jego siostrą.
Czytaj więcej: Rosja zaatakowała. Wojna na Ukrainie. Wybuchy w całym kraju
Pracowała Pani w szkole. Jak zmieniła się sytuacja z nauczaniem po wybuchu wojny?
Od momentu wybuchu wojny lekcje w szkole, w której pracowałam, zostały zawieszone. Po upływie paru tygodni rozpoczęliśmy naukę online. Celem wirtualnych lekcji było nie tylko nauczanie. Rozmawialiśmy z dziećmi, staraliśmy się podtrzymać je na duchu, żeby się nie bały, czuły się bezpieczniej. W ten sposób mogły nadal przebywać w otoczeniu swoich kolegów oraz pedagogów, tyle, że wirtualnie. Ktoś z nauczycieli prowadził lekcje, ukrywając się w metrze, ktoś w piwnicy, ja z Winnicy.
Gdzie się zatrzymaliście w Winnicy?
Zamieszkaliśmy tam wszyscy razem w wynajętym domu. Wkrótce dyrektorka szkoły zadzwoniła i powiedziała, że trzeba ewakuować dzieci, ich rodziców oraz nauczycieli w bardziej bezpieczne miejsce. Zorganizowała transport do Wilna. Autobusy zabierały naszych uczniów i ich rodziców z Charkowa i innych miast Ukrainy, bo wielu już wówczas wyjechało w bezpieczniejsze miejsca. Autobus przyjechał po mnie do Winnicy. Ogółem wyjechało nas około 70 osób. Niektórzy uczniowie jechali samochodami ze swoimi rodzicami. W stronę polskiej granicy podążała więc cała nasza kolumna pojazdów — autobusy, a za nimi auta osobowe. Mąż mój i teść zostali w Ukrainie. Mąż pracuje, lada dzień może zostać powołany na front. Teściowa z córką nieco wcześniej wyjechały do Polski.
Kiedy przyjechaliście do Wilna?
19 marca o godzinie czwartej rano. Byliśmy zmęczeni, nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Wiadomo jedynie było, że jak najszybciej musimy wrócić do pracy, do nauczania dzieci. W Wilnie pewna prywatna szkoła udostępniła nam pomieszczenie, w którym zaczęła funkcjonować nasza Charkowska Szkoła Grawitacja. 23 marca 2022 r. już rozpoczęły się lekcje. Od 1 września br. jesteśmy już w osobnym budynku szkolnym w dzielnicy Naujamiestis. Jest podobny do tego, jaki mieliśmy w Charkowie. Szkoła nasza otrzymała licencję na prowadzenie działalności edukacyjnej według ukraińskiego programu. Uczy się u nas 120 dzieci z całej Ukrainy. Ja prowadzę pierwszą klasę, w której jest 10 uczniów.
Czytaj więcej: W Wilnie uchodźcy z Ukrainy mogą uzyskać różnego rodzaju pomoc
Czy warunki pracy są dobre?
Bardzo dobrze nam się powodzi, jestem zadowolona z warunków pracy. Cieszymy się, że mogliśmy zachować skład grona pedagogicznego, zapewnić naszym uczniom bezpieczne warunki nauczania. Bardzo też podoba mi się Wilno, Litwini, których spotykam i którzy ze zrozumieniem odnoszą się do tego, że często zmuszeni jesteśmy rozmawiać ze sobą po rosyjsku, bo nie wszyscy znają język angielski. Z młodzieżą, co prawda, świetnie porozumiewam się po angielsku. Uczę się też języka litewskiego.
Czy były problemy z zakwaterowaniem?
Po przyjeździe do Wilna w ciągu roku moja rodzina — rodzice i młodsza siostra — zmieniła cztery razy miejsca zamieszkania. Najpierw wolontariusze pomogli nam znaleźć mieszkanie udostępnione dla nas nieodpłatnie przez mieszkańców Wilna. Spędziliśmy tam około trzech miesięcy. Później, podobnie jak inni uchodźcy ukraińscy, samodzielnie musieliśmy szukać mieszkania do wynajęcia. Przez pół roku wynajmowaliśmy mieszkanie od obcych ludzi. Obecnie mieszkamy w budynku byłego sanatorium „Pušyno kelias” w dzielnicy Baltupiai. Wolontariusze zadbali o to, by niczego nam tu nie zabrakło. Mamy wszystkie niezbędne do życia rzeczy: meble, pralkę, lodówkę.
Rodzice Pani również znaleźli schronienie w Wilnie?
Też byli zmuszeni uciekać przed wojną. Z Ukrainy udało im się samochodem dojechać na Litwę. Ogółem przejechali ponad 1 800 km. Spotkaliśmy się już w Wilnie. Przyjechali 20 marca, dzień później ode mnie. Moja mama także pracuje w szkole „Grawitacja”, jest nauczycielką języka angielskiego. Siostra uczy się tu w drugiej klasie. Tata jest agronomem. Poprzez Służbę Zatrudnienia znalazł pracę w swoim zawodzie.
Czego brakuje najbardziej?
Pomimo domu, bliskich ludzi, którzy zostali w kraju, brakuje nam pewności tego, że w Ukrainie wszystko jest w miarę dobrze. Przygniata uczucie, że w domu nadal trwa wojna, giną ludzie. Zostali tam moja babcia z dziadkiem, ciotki, wujkowie, przyjaciele. Wielu z nich nadal, pomimo nieustających ostrzałów, mieszka w Charkowie, inni ukryli się w bardziej bezpiecznych miastach. Niektórzy moi znajomi polegli na froncie, ktoś przebywa w niewoli u okupantów, ktoś już wrócił z niewoli. Codziennie dzwonimy do swoich bliskich, martwimy się. Już kilkakrotnie jeździłam z Wilna do Charkowa odwiedzić męża i krewnych.
Jaki będzie dla Pani tegoroczny dzień 8 marca?
Po wybuchu rosyjskiej agresji w lutym 2022 r. wykreśliłam ze swego kalendarza wszystkie święta, w tym dzień 8 marca. W obliczu trwającej wojny święta w Ukrainie nie są obchodzone. Poza tym, wydaje mi się, że każda kobieta, matka, babcia, żona, córka warte są tego, by być cenione każdego dnia. Dotyczy to także i naszych mężczyzn — obrońców Ojczyzny.
Marzec jest pierwszym miesiącem wiosny, a każda wiosna niesie jakieś nowe nadzieje. Czego Pani życzyłaby ukraińskim kobietom?
Chciałabym życzyć wszystkim ukraińskim rodzinom, wszystkim kobietom i mężczyznom dbania o miłość oraz pielęgnowania swoich uczuć, pomimo wszystkich trudności pozostawania silnymi i każdego dnia odnajdywania jakiegoś powodu, by poczuć się szczęśliwym, cieszyć się z małych rzeczy. Dopóki żyjemy, możemy być szczęśliwi. Pragnę, by ustalone zostały granice państwa ukraińskiego sprzed 2014 r. To będzie też gwarancją dla innych państw, że ich terytoria nie zostaną zaanektowane przez sąsiadów–okupantów. Najbardziej pragnę, abyśmy zwyciężyli i mogli wrócić do rodzimej Ukrainy.