Więcej

    Piotr Kornobis: „Nikt nie myślał, że Mickiewicz stanie się znów tak aktualny”

    O pracy nad filmem „Żywioł” z autorem scenariusza, Piotrem Kornobisem, rozmawia Ilona Lewandowska.

    Czytaj również...

    Ilona Lewandowska: Jak poprzez film mówić o romantyzmie, żeby nie znudzić odbiorcy? Chyba nie jest łatwo opowiadać o zjawiskach, które każdy poznaje najpierw przez pryzmat szkolnego programu?

    Piotr Kornobis: Film powstał z okazji obchodów Roku Romantyzmu Polskiego i rzeczywiście — dotarcie do znudzonego widza i zainteresowanie go nie jest dziś łatwe. Zdecydowaliśmy się więc, że nasza opowieść będzie miała trzy równoległe warstwy. Mamy oczywiście tą warstwę akademicką, w naszym filmie wypowiadają się historycy, językoznawcy. To jednak za mało, by zainteresować widza. Równolegle pokazujemy prace nad spektaklem „Świteź”, który wraz z zaproszonymi aktorami i mieszkańcami zrealizowaliśmy u nas na wsi, nad brzegiem jeziora. Kolejna warstwa to wreszcie „Lawa” Tadeusza Konwickiego. Te trzy warstwy splatają się, uzupełniają i tą drogą mam nadzieję, że udaje nam się pokazać, nie czym romantyzm był, ale czym jest dla nas dzisiaj. Czym jest dla naszego zespołu, dla mieszkańców naszej wsi. Ten film to bardzo zespołowa praca.

    Czytaj więcej: Wileńskie Środy Literackie w Roku Romantyzmu Polskiego

    Częścią filmu jest spektakl teatralny na podstawie ballady „Świteź”
    | Fot. Materiały prasowe
    Reklama (dobiera algorytm zewnętrzny na podst. ustawień czytelnika)

    Od czego zaczęliście?

    Zaczęliśmy tak naprawdę od rozmowy o języku. Bo dźwięki mają moc wspólnototwórczą. Chcieliśmy sięgnąć do źródeł romantyzmu, do tych samych pradawnych inspiracji, które poruszyły romantyków. Jestem przekonany, że język jest głęboko związany z krajobrazem, w którym się kształtuje. Chcieliśmy mieć przed oczami ten sam krajobraz, który oglądał Mickiewicz, dlatego przyjechaliśmy na Litwę. Na Białoruś, w obecnych warunkach po prostu nie chcieliśmy jechać. Tu, dzięki współpracy z producentką, Teresą Rożnowską, odkryliśmy sutartinės. Te pieśni zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście, nie rozumiałem, o czym śpiewają, ale i tak ten śpiew tworzył więź. Bo kiedyś pieśń czy nawoływanie właśnie od tego były. Dzięki nim człowiek przekraczał swoją samotność. Na wsi dzwon kościoła regulował ludzkie życie właśnie w ramach pewnej wspólnoty, mówił, kiedy zaczynać pracę, kiedy robić przerwę, kiedy kończyć. Podobnie szczekanie psów czy wreszcie nawoływanie ludzi. Nawet, gdy nie widzieliśmy innych, te dźwięki były dowodem na to, że nie jesteśmy sami. Trochę mi tego szkoda, bo dziś na wsi łatwiej w niedzielę usłyszeć dźwięk piły mechanicznej niż kościelnego dzwonu. Takim wspólnototwórczym dźwiękiem pozostaje dla mnie jednak np. odgłos pociągu.

    To, tak naprawdę, nie jest film o romantyzmie, ale o tym, dlaczego ludzie pozbawieni własnego państwa, możliwości pełnego kształtowania gospodarki, normalnej drogi europejskiego rozwoju, zamiast wybierać wielkie miasta, robią krok do tyłu. Jadą na wieś, odchodzą w naturę. To również trochę nasze osobiste doświadczenie, bo ja i moja żona również zdecydowaliśmy się na zamieszkanie na wsi, wybraliśmy innego rodzaju wspólnotę niż ta, którą można spotkać w wielkim mieście.

    Jak to się dzieje, że w naszych, polskich realiach ten człowiek romantyzmu, który wycofuje się na wieś, z dala od miasta, odkrywa świat uczuć, nie koncentruje się jednak na własnych przeżyciach? Polski romantyzm jest przecież głęboko zaangażowany politycznie, jest wręcz rewolucyjny…

    Bo w naszych warunkach historycznych romantyk musiał tego swojego świata bronić. W mieście takim jak Wilno widział coraz więcej obcych żołnierzy, mundurów. Widział obcych urzędników, którzy nie mówią w jego ojczystym języku, zamieniają kościoły czy klasztory na więzienia, aresztują, zsyłają młodych, ambitnych ludzi. Nawet jeśli skierował się na wieś, z dala od tych wydarzeń, nie był od nich wolny. Paradoksalnie to właśnie odkrycie wartości ojczystego krajobrazu, języka tej pradawnej opowieści kierowało go do głębszego zaangażowania, pchało ku człowiekowi, ku obronie tego, co było dla niego ważne. Sytuacja Polaków, ale także Ukraińców czy Litwinów była wyjątkowa. W tym okresie, gdy inne narody swoją tożsamość budowały bez przeszkód, byliśmy pozbawieni własnego państwa. Tym, co nas ukształtowało, był więc język i ta pradawna opowieść o nas, o naszej tożsamości, która połączyła wszystkie warstwy społeczne, bo odwoływała się do rzeczywistości tak dawnej, że nigdy się niestarzejącej. W naszym regionie, w konfrontacji z caratem, romantyk nie miał możliwości pozostania w kręgu własnych przeżyć.

    W filmie opowiadacie nie tylko o Polsce czy Litwie, prezentujecie również romantyzm ukraiński. Jak scenariusz tego filmu zmieniła wojna?

    Wywróciła go całkowicie. Przede wszystkim poezja Tarasa Szewczenki po latach znów brzmi boleśnie prawdziwie. Ten krajobraz, który pokazywaliśmy w filmie, nie jest już idylliczny, jest naznaczony wojną. Oczywiście, sytuacja wymusiła na nas pewne zmiany. Współpracowaliśmy z Ukraińcami i nie mogliśmy zrobić zdjęć z drona, bo wszyscy obsługujący taki sprzęt zostali zaangażowani przez armię. Nie chcieliśmy specjalnie uwspółcześniać naszej opowieści, ale rzeczywistość sprawia, że te same słowa odczytuje się zupełnie inaczej. Poezja Szewczenki, ale też Mickiewicza po prostu rozwala głowę.

    Czytaj więcej: Wilno stało się kolebką polskiego romantyzmu

    W filmie nie zabrakło również litewskich sutartinės
    | Fot. Materiały prasowe

    W tych warunkach inaczej brzmi również ballada „Świteź”, od której zaczęliśmy rozmowę…

    Tak. I trochę się tego baliśmy, bo w naszej wsi, w której mieszkają 333 osoby, było wówczas ponad 50 uchodźców z Ukrainy. Myśleliśmy zwłaszcza o dzieciach, jak przyjmą tą opowieść, która jest tak aktualna, że rozwala głowy. Jakoś jednak wspólnie dobrze to przeżyliśmy. Opowieść córki Tuhana na tle zbrodni tej wojny nie brzmi jak legenda z przeszłości, ale staje się bardzo realna. Pokazuje też, że tego trudnego sąsiedztwa Moskwy doświadczaliśmy od wieków, że nie jest ono wynikiem aktualnej sytuacji politycznej. Cóż, nikt chyba nie myślał, że Mickiewicz znów będzie tak aktualny…

    Co dalej?

    „Żywioł” w Pałacu Wielkich Książąt Litewskich.


    17 marca 2023 r. o godz. 18:00 w Pałacu Wielkich Książąt Litewskich (Katedros a. 4, Wilno) odbędzie się premiera filmu dokumentalnego „Żywioł” (2022) polskiego reżysera Cypriana Demianiuka i scenarzysty Piotra Kornobisa.

    Twórcy sięgają do idei charakterystycznych dla końca XIX wieku oraz polskiego, litewskiego i ukraińskiego odrodzenia narodowego. W ten sposób ukazują w swoim dziele epokę romantyzmu jako czasu politycznego buntu, z którego wyrosły nowoczesne państwa oraz narody.

    Producentami filmu „Żywioł” jest Telewizja Polska we współpracy z LRT. Organizatorzy: „Ketvirta Versija”, Instytut Polski w Wilnie oraz Muzeum Narodowe Pałacu Wielkich Książąt Litewskich.

    Wstęp wolny.

    Film w języku polskim z litewskimi napisami.

    Reklama (dobiera algorytm zewnętrzny na podst. ustawień czytelnika)

    Afisze

    Więcej od autora

    Pamięć o Holokauście: chodzi o to, by poruszyć sumienia

    — Nie można nie przypominać tych historii, zwłaszcza teraz, gdy w Ukrainie mordowani są niewinni ludzie — mówi Hanna Strużanowska-Balsienė, która podczas spotkania dzieliła się świadectwem historii własnej rodziny. Pamięci tych, którzy wybrali dobro — Spotkaliśmy się dziś, by uczcić pamięć...

    Prawda o śmierci ks. Blachnickiego odkryta po latach

    Nie ma wątpliwości — morderstwo Wyniki śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej zostały upublicznione 14 marca 2023 r. „Nie ulega żadnym wątpliwościom dziś, w wyniku prowadzonego bardzo skrupulatnie śledztwa, że ksiądz Franciszek Blachnicki został zamordowany, został otruty” — oświadczył podczas konferencji prasowej Zbigniew...

    „Zakładnicy za naród”. Konferencja naukowa w wileńskich Tuskulanach

    — Na pewno należy ten temat bardziej nagłaśniać, nie tylko na Litwie, ale także w Polsce. Widzę tu wspólne elementy oporu polskiego i litewskiego — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Elżbieta Grot, wieloletnia kierowniczka Działu Badań Muzeum Stutthof. Czytaj więcej: Tuskulany. Pod...

    Przyszłość Białorusi rozstrzygnie się na ukraińskich polach, a nie na ulicach Mińska

    Sąd w Mińsku w poniedziałek 6 marca skazał na 15 lat więzienia liderkę białoruskiej opozycji Swiatłanę Cichanouską. Po co reżimowi w Mińsku taki zaoczny proces i wyrok? W mojej ocenie jest to pokazanie przez białoruski reżim swojej siły. To sygnał...