Hulaj duszo, piekła nie ma! A wkrótce będzie. Sodoma i Gomora zapanuje na drogach, chodnikach i ścieżkach rowerowych. Wyjadą elektryczne hulajnogi zmiatające wszystkich na strony.
Wiadomo, postępu kijem się nie zawróci, ale kiedy wreszcie się poskromi ten chaos motoryzacyjny? Tak, tak, bo niektóre modele rozwijają szybkość do 50 km/h! A śmiałkom przy tym nie w głowach kaski, które w wielu wypadkach uratowałyby przed groźnymi urazami.
Pierwszym do skóry takim hulajduszom dobrał się Paryż.
Mimo surowych kar — 135 euro za łamanie przepisów i do 1 500 euro za przekroczenie prędkości — problem nie został tam wyeliminowany. Ciągle rosła liczba osób poszkodowanych w wypadkach z udziałem hulajnóg elektrycznych.
Mieszkańcy w referendum więc zdecydowali, że od 1 września w ich mieście będzie obowiązywał zakaz wynajmowania hulajnóg elektrycznych.
Rzym też jest zaniepokojony tą zmorą, ale na razie postanowił ograniczyć ich liczbę w centrum do 3 tys.
Nowy mer Wilna też postanowił płynąć na tej fali popularności społecznej i ogłosił, że od firm–wynajemców wymagać się będzie zamontowania na hulajnogach ograniczników prędkości do 25 km/h, lecz przypomniał też m.in. o cenzusie wiekowym — od 14 lat.
O jednym zapomniał — kiedy wreszcie i jakie będą kary…
Więc na razie — „Z drogi śledzie, bo król jedzie!”.
Czytaj więcej: Po Wilnie latają „hulajnogiści”. Nieodpowiedzialność będzie zwalczana, dotyka nawet niewidzących