Już Lenin w 1921 r. mówił, że kino jest najważniejszą ze sztuk. Wódz bolszewików miał bowiem świadomość, że film może być najskuteczniejszym narzędziem propagandy. Tę mądrość przyswoili sobie kolejni lokatorzy Kremla, począwszy od Stalina, a na Putinie zakończywszy. Na ich zamówienie powstawały więc produkcje z jednej strony fałszujące rzeczywistość, zaś z drugiej – promujące ideologię komunistyczną.
Ostatnim tego typu dziełem jest „Świadek” w reżyserii Olgi Bondariewej z Białorusi. Do tej pory nie dała się ona poznać jako człowiek kina. Znana była głównie z denuncjowania przeciwników Aleksandra Łukaszenki na stworzonym przez siebie kanale internetowym Infospecnaz Grodno. To właśnie przez nią wielu oponentów dyktatora trafiło na ławę oskarżonych. Zasłynęła też z zajadłej antypolskości. Sama w internecie chwaliła się tym, że usunęła tablice w języku polskim upamiętniające obrońców Grodna z września 1939 r. czy ofiary NKWD z wiosny 1940 r.
Być może jej nienawiść do Polski wynika z faktu, że była ona – jak donoszą niezależne media białoruskie – ścigana przez polskie służby za przemyt papierosów. Tym razem zadebiutowała jako reżyserka.
Pierwotnie jej film miał nosić tytuł „Muzyk”, ponieważ wagnerowcy w Rosji potocznie zwani są muzykami, jednak po buncie Prigożyna zmieniono tytuł. Fabuła osnuta jest wokół przeżyć belgijskiego skrzypka, który w lutym 2022 r. znalazł się w Kijowie, gdzie zastał go wybuch wojny. Tam jego dziewczynę zgwałcili ukraińscy żołnierze, którzy zmusili go do odgrywania hymnu Luftwaffe. Tytułowy bohater jest świadkiem kolejnych zbrodni „ukronazistów”, którzy mordują ludność cywilną w Buczy, dokonują ataku rakietowego na dworzec kolejowy w Kramatorsku czy niszczą szpital położniczy w Mariupolu. Wszystkie zbrodnie Rosjan są więc w filmie przypisane Ukraińcom.
Dzieło wyprodukowane za pieniądze rosyjskiego ministerstwa kultury okazało się jednak finansową klapą. W ciągu pierwszych pięciu dni kinowej dystrybucji zarobił zaledwie 8 mln rubli, podczas gdy jego budżet wyniósł 200 mln. Jeszcze gorzej było na Białorusi. Na uroczystą premierę filmu z udziałem reżyserki przyszły do kina „Mir” w Mińsku… zaledwie trzy osoby.
Widocznie Rosjanie i Białorusini cierpią już na przesyt antyukraińskiej propagandy, która wylewa się do nich ze wszystkich reżimowych mediów i sami z własnej woli nie zamierzają katować się jeszcze jedną zakłamaną szmirą.
Czytaj więcej: Mantas Martišius: „Sowiecka propaganda działała gorzej niż propaganda putinowska”
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 36 (104) 09-15/09/2023