Ignas Rubikas, szef Wydziału Zdrowia Psychicznego w Ministerstwie Ochrony Zdrowia, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” mówi, że według danych innych państw depresja w czasie ciąży i poporodowa jest dosyć częstym zjawiskiem, a depresję poporodową odczuwa 10–20 proc. młodych mam. Na Litwie poporodowa depresja diagnozowana jest bardzo rzadko, ale to wcale nie znaczy, że tu kobiety na nią nie chorują. Po prostu nasze społeczeństwo nie zawsze wie, jak ją rozpoznać. Jednym z problemów jest to, że młode kobiety po porodzie czy też kobiety w ciąży nie wiedzą, dokąd mogą zwrócić się po pomoc, jak rozpoznać depresję i jakiej pomocy mogą oczekiwać.
– Obecnie ministerstwo wprowadza poprawki w ustawie, żeby depresja była rozpoznawana na jak najwcześniejszym etapie, żeby społeczeństwo wiedziało, jak rozpoznać depresję, dokąd można zwrócić się po pomoc. Nie tak dawno minister wydał rozporządzenie, żeby wszystkie mamy, gdy wychodzą ze szpitala po porodzie, otrzymywałyby informację ustną i pisemną o tym, jak rozpoznać depresję poporodową, gdzie i jaką pomoc psychologiczną można uzyskać – tłumaczy specjalista.
Jak zaznacza nasz rozmówca, wiele osób nie umie rozpoznać depresji wśród najbliższych i nie wie, jak może pomóc. Po prostu najbliżsi i przyjaciele nie rozumieją, że gdy kobieta cierpi na depresję, to nie jest burza hormonów, a może to być nawet krok od tragedii. Społeczeństwo powinno zrozumieć, że młode matki nie zawsze mogą sobie poradzić, że potrzebują pomocy rodziny, a czasami też specjalisty.
– U nas wciąż matki wstydzą się przyznać, że mają depresję, że potrzebują pomocy. Dlatego na Litwie od wiosny działa projekt „Žvelk giliau” (Patrz głębiej), który ma na celu edukację i rozwój tolerancji wśród społeczeństwa, a także udostępnianie wiedzy na temat znaczenia i problemów zdrowia psychicznego. W projekcie biorą udział osoby, którzy również miały problemy psychologiczne i mówią o tym publicznie – podkreślił Ignas Rubikas.
Czytaj więcej: Depresja poporodowa nie tylko dla kobiet?
Przyczyny i objawy
Osoby, które podejrzewają, że mają depresję, mogą zwrócić się do centrów zdrowia psychicznego, które działają w każdym samorządzie. Szef Wydziału Zdrowia Psychicznego w Ministerstwie Ochrony Zdrowia zaznacza, że w centrum można uzyskać nie tylko pomoc psychologiczną, lecz także skorzystać z usług psychiatry czy pracownika socjalnego. Pomoc psychologiczną można też uzyskać telefonicznie.
Depresję poporodową można podejrzewać, gdy u kobiety po porodzie wystąpią takie objawy, jak: obniżenie nastroju, płaczliwość, niepokój i drażliwość, poczucie winy, brak zainteresowania, negatywna ocena własnych kompetencji w roli matki, obawy o skrzywdzenie dziecka, lęki związane ze zdrowiem i bezpieczeństwem dziecka, zmęczenie, napady lęku i ataki paniki, zaburzenia koncentracji, zaburzenia snu i apetytu, myśli samobójcze.
Depresja poporodowa wynika najczęściej z powikłań po porodzie. Ale co dokładnie powoduje depresję poporodową, nie zostało wyjaśnione. Według badań naukowych na depresję poporodową najbardziej narażone są kobiety, które chorowały na depresję w przeszłości lub w czasie ciąży, a także gdy pojawiła się po poprzednim porodzie. Powodem depresji może być też brak wsparcia innych osób po porodzie czy brak akceptacji ciąży i dziecka przez osoby najbliższe. Zauważono również, że ciężki lub powikłany poród, a także złe wrażenia związane z pobytem w szpitalu mogą się przyczyniać do wystąpienia depresji poporodowej.
– Gdy widzimy, że nie dajemy sobie rady, że smutek nie mija, że mamy straszne myśli, należy zwrócić się do specjalisty. W żadnym wypadku nie wolno zamykać się w sobie. Bardzo ważne jest również, żeby osoby, które są blisko młodej matki, uważnie śledziły jej zachowanie. Jeżeli zobaczymy jakieś niepokojące sygnały, w żadnym wypadku nie wolno zostawić kobiety samej, należy z nią rozmawiać, starać się pomóc, a jeżeli trzeba, to po prostu namówić ją, żeby udała się do specjalisty – zaleca Ignas Rubikas, szef Wydziału Zdrowia Psychicznego w Ministerstwie Ochrony Zdrowia.
Historia „złej” matki
O ocenę ostatnich wydarzeń oraz o problematykę zdrowia psychicznego „Kurier Wileński” postanowił zapytać kilka młodych mam. Kobiety opowiadały nam o tym, z jakimi trudnościami borykają się młode matki i jak bardzo potrzebują pomocy. Jedna historia głęboko zapadła w serce. To historia młodej matki, którą spotkaliśmy w niedzielne popołudnie w parku Bernardyńskim. Kobieta nie chciała zdradzić swojego imienia.
Rozmowę zaczęłyśmy od tego, jaka jest szczęśliwa, że tego dnia może spacerować ze swoim maluchem. Następnie przeszłyśmy na temat tragedii, gdy matki pod wpływem różnych czynników zabiły swoje dzieci.
– To tragedia dla nas wszystkich. Nie myślę, że zdrowa psychicznie kobieta zabije swoje maleństwo. Najlżej jest potępić. Tak naprawdę nikt nie wie, co działo się w ich głowach, sercach, gdy popełniały tę zbrodnię. Usprawiedliwić tego nie można. Za to przestępstwo odpowiedzieć powinny nie tylko te kobiety, ale też władza, lekarze, bliscy, którzy byli z nimi i nie wiedzieli, co się z kobietami dzieje – opowiada nasz rozmówczyni.
Jak mówi, też jest młodą matką, w październiku synek będzie obchodził pierwszy rok urodzin.
– Dziecko było bardzo oczekiwane, ale gdy tylko wzięłam je na ręce, coś u mnie się przewróciło. Po powrocie do domu nie wiedziałam, co mam robić, dziecko wrzeszczało, a ja zatykałam uszy, stanęłam w kącie i wyłam. Nie szukałam otwarcie pomocy, ale mówiłam bliskim, że nie daję sobie rady. Mąż podpowiadał, że muszę się wyspać, ale ja zamykałam oczy, a spać nie mogłam. Mama i teściowa mnie nie rozumiały, a tylko wytykały moje błędy – wspomina ze łzami w oczach.
Z dnia na dzień robiło się jej tylko gorzej. Były momenty, gdy synek krzyczał, a ona… chciała, żeby się udusił. Miała straszne myśli… Pewnego razu z dzieckiem poszła na rutynowe badania do pediatry. Kobieta zaczęła opowiadać lekarce, jak się sama czuje, po prostu nieświadomie szukała pomocy. Nie znalazła u niej współczucia, a tylko pogardę.
– Wysłuchała mnie, ale po chwili milczenia powiedziała mi to: „Co z ciebie za matka!”. No i rzeczywiście, pomyślałam sobie, co ze mnie ze za matka, jeżeli nie kocham swojego dziecka… – mówi drżącym głosem.
Gdy po tygodniu wyszła na spacer z maleństwem, była akurat niedziela. Kościół otwarty, niewiele myśląc, weszła do niego i od razu podeszła do konfesjonału.
– Pamiętam, jak płakałam, z księdzem rozmawiałam, nawet gdy skończyła się msza. To on, ksiądz, mi pomógł, to ksiądz rozpoznał depresję, a nie lekarz, który powinien umieć mi pomóc. Ksiądz wytłumaczył mi, że nie jestem złą matką, po prostu mam chorobę, którą da się wyleczyć. Zaproponował mi udanie się do psychologa. Tak zrobiłam. Psycholog dał skierowanie do psychiatry, który wypisał mi antydepresanty. Dzisiaj jestem wdzięczna księdzu, bo gdyby nie on, to nie wiem, czy nie mówiono by, że to już piąta tragedia… Ludzie, nie bądźcie obojętni! – apeluje kochająca matka.
Czytaj więcej: Coraz chętniej sięgamy po pomoc psychologiczną
Seria tragicznych wydarzeń
3 września do strasznej tragedii doszło przy ulicy Verkių, niedaleko młyna w Wilnie. Prawdopodobnie zaburzona psychicznie kobieta dopuściła się zbrodni dzieciobójstwa. Przybyłe na miejsce służby wydobyły tonące dziecko, 2-letnia dziewczynka została przekazana lekarzom, jednak nie udało się jej uratować.
Ratownicy kontynuowali poszukiwania drugiego dziecka, jednak o godz. 12:31 pojawiły się tragiczne wieści: znaleziono ciało drugiej z dziewczynek, która miała około roku.
W pobliżu miejsca utonięcia dzieci odnaleziono matkę dzieci. Kobieta (policja podała jej rok urodzenia – 1985 r.) nie potrafiła wytłumaczyć, co robiła z dziećmi w miejscu, gdzie nie ma nawet kąpieliska ani odpowiedniego dojścia do wody.
Lekarze badają stan kobiety. Według wstępnych danych dzieci zostały wrzucone do wody przez samą matkę, nie jest jednak jasne, czy była ona świadoma swoich działań.
Na początku roku podobne zdarzenie miało miejsce na Litwie. Matka 6-dniowego noworodka w nocy utopiła je w wiadrze. W tej sprawie stwierdzono, że 24-letnia matka, która popełniła zbrodnię, cierpiała na chorobę psychiczną i pamiętnej nocy nie mogła rozeznać, co robi, ani kontrolować swoich działań.
W sądzie kobieta przyznała, że przed tragedią nigdzie nie szukała pomocy psychologicznej, ponieważ myślała, że jej stan jest normalny, a tak czuje się tylko z powodu hormonów. Zarówno mąż kobiety, jak i jej matka zeznali, że nie zauważyli oznak choroby u kobiety ani oznak tragedii, która miała nastąpić. Sąd zasądził obserwację kobiety w warunkach podstawowej opieki psychiatrycznej.
Niemal do identycznej tragedii doszło wiosną tego roku. 31-letnia matka utopiła swoją 4-letnią córkę w wannie. W trakcie śledztwa podejrzana została poddana szpitalnemu badaniu sądowo-psychiatrycznemu i z zakresu psychologii sądowej. Specjaliści, którzy je przeprowadzili, doszli do wniosku, że z powodu zaburzeń psychicznych kobieta nie mogła zdawać sobie sprawy z niebezpieczeństwa czynu w momencie popełnienia przestępstwa ani kontrolować swoich działań. Specjaliści stwierdzili, że kobiecie zaleca się leczenie przymusowe – obserwację szpitalną w specjalistycznej placówce psychiatrycznej w warunkach obserwacji ogólnej.
Kolejna podobna tragedia wydarzyła się rok temu, 10 września. W Kownie kobieta urodzona w 1995 r. z 5-dniowym dzieckiem owiniętym w pled w nocy wyszła z domu. Następnego dnia 27-letnia kobieta została znaleziona w rzece Niemen – utopiła się… Dwa dni później znaleziono ciało jej córeczki w zaroślach na brzegu rzeki. Nie jest wykluczone, że kobieta mogła cierpieć na depresję poporodową.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 37 (107) 16-22/09/2023