Honorata Adamowicz: Co skłoniło Pana, żeby zacząć pracować w policji?
Marek Gulbinowicz: Pragnienie zostania policjantem nie przyszło do mnie od razu. Moje wstąpienie do policji było wynikiem kilku czynników. Jeden z nich to smutna historia… Miałem wtedy 9 lat, może 10 lub 11, nie pamiętam dokładnie. Pamiętam, że było to zimą i jechaliśmy na pogrzeb, ja, mój ojciec i moja matka, moja ciotka i mój wujek. Byliśmy na tym pogrzebie, bo zmarł ktoś z rodziny. W drodze powrotnej z pogrzebu mój wujek zapytał tatę, czy widział kobietę, która była na pogrzebie. I opowiadając o tej kobiecie, wujek powiedział, że była to żona poległego policjanta, który został zastrzelony, gdy łapał uciekiniera – ten bowiem uciekł z jednostki wojskowej i ukradł karabin. Jako dziecko, słysząc taką historię, miałem ciarki na całym ciele…
Dlaczego ta historia jest ciekawa i ważna? Pewnie dlatego, że do dziś to jedyny funkcjonariusz, który zginął na służbie w okręgu wileńskim. Drugą rzeczą jest to, że był on moim dalekim krewnym. Kiedy przyszedłem do pracy w Komisariacie Policji Okręgu Wileńskiego, zapoznałem się z tą historią. Rzeczywiście się wydarzyła, mamy tablicę pamiątkową ku czci tego człowieka. Jako dziecko uwielbiałem oglądać filmy detektywistyczne.
Jednak głównym powodem, dla którego w 1992 r. zostałem policjantem, była chęć dokonania zmiany w moim otoczeniu, czynienia dobra dla ludzi i walki ze złem wokół. W tamtym czasie w głowie tego młodego chłopaka tkwiła myśl, że jest więcej zła niż dobra, i pojawiło się wielkie pragnienie walki z nim, niesienia dobra ludziom, służenia pomocną dłonią ludziom i państwu litewskiemu.
Proszę opowiedzieć, z jakiej rodziny Pan pochodzi.
Pochodzę z rejonu święciańskiego, z małej wioski Prienai, która znajduje się tuż przy granicy z Białorusią. Dziś w mojej wiosce jest rozciągnięty drut, który dzieli te dwa państwa. Uczęszczałem do szkoły średniej w Podbrodziu, którą ukończyłem w 1992 r. Moi rodzice, świętej pamięci, byli bardzo prostymi ludźmi. Ojciec całe życie pracował jako kierowca, a matka była buchalterem, pracowała w tej samej wsi. W mojej rodzinie nie było tradycji zostawania policjantem. Moi rodzice jednak wspierali mój wybór, ale jednocześnie mieli obawy, ponieważ zawód policjanta jest niebezpieczny. Szczególnie moja matka nie chciała, żebym został policjantem. Wiedziała, że to ryzyko, ale są też inne rzeczy, które ją przerażały. W tamtym czasie czułem wsparcie ze strony ojca.
Jednak mimo że moja mama tak naprawdę tego nie chciała, to wspierała mnie, więc cieszę się z tego i jestem im wdzięczny za ich rady i przykład, dzięki którym stałem się tym, kim jestem dzisiaj.
Jak dziś rodzina sobie radzi psychicznie z Pana niebezpieczną pracą?
Spędzam dużo czasu w pracy, ponieważ jest to zawód, który wymaga niemało poświęcenia. Jeśli wykonujesz swoją pracę z miłością, z pewnością wymaga to wiele wysiłku i czasu. Zdecydowanie chciałbym spędzać więcej czasu z rodziną, ale staram się to im rekompensować w inny sposób. Ale prawdą jest, że nie mogę poświęcić rodzinie tyle czasu, ile bym chciał. Jest bowiem dużo różnego rodzaju zadań, innych rzeczy, które wymagają sporo uwagi. W weekendy staram się zostawać w domu i spędzać jak najwięcej czasu z rodziną.
Czym Pan się zajmuje w wolnych chwilach od pracy?
Moja odpowiedź prawdopodobnie nie spodoba się mojej rodzinie… Bardzo lubię piłkę nożną, gram w nią od wielu lat i jest to również jedno z moich hobby, którego staram się nie zaniedbywać i znajdować na nie czas. Moja rodzina i ja często wyjeżdżamy na wieś, staramy się podróżować. Innym razem znajduję czas na książkę i coś innego do zrobienia. Trzeba wykorzystywać każdą wolną chwilę z zamiarem spędzenia czasu w sposób pożyteczny. A charakter aktywności jest zróżnicowany, praca fizyczna na wsi sprawia mi ogromną przyjemność i wykonuję ją z satysfakcją.
Czy chciałby Pan, żeby Pana dzieci wybrały zawód policjanta?
Nie można zmusić dziecka do zainteresowania się tym zawodem. Na razie dzieci nie wybrały tej drogi i nikt nie wie, czy nią pójdą. Myślę, że każde dziecko ma prawo wybrać to, co sprawia mu przyjemność, co lubi, co leży mu na sercu. Można tylko doradzać. Mnie też nie zmuszano do wykonywania żadnego zawodu. Zasugerowano mi tylko, że być może powinienem spojrzeć w inną stronę, ale w tamtym czasie, jako młody człowiek, wybrałem to, co podszeptywało mi serce. Z moimi dziećmi będzie dokładnie tak samo i broń Boże, żebym swoje dzieci do czegokolwiek zmuszał.
Jak wpłynęło na rozwój Pana kariery to, że jest Pan Polakiem?
Jestem przekonany, że w kwestii wyboru zawodu narodowość nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Generalnie powinno chodzić o zupełnie inne rzeczy, a pierwszą z nich jest miłość do swojej pracy, oddanie swojemu zawodowi. Nie ma znaczenia, jakiej jesteś narodowości, jeśli masz chęć do zrobienia czegoś, jest to po prostu widoczne zarówno dla przełożonego, jak i kolegów. Jeśli ktoś stara się coś zrobić i robi to dobrze, nie pozostanie to niezauważone, niezależnie od tego, czy jesteś Polakiem, Litwinem, czy Rosjaninem. Narodowość naprawdę nie ma tu znaczenia. Moje dzieci mówią po polsku, ja mówię po polsku i w domu mówimy po polsku. Jestem dumny z tego, że znam ten język i to wspaniałe, kiedy możesz współpracować z zagranicznymi partnerami, którzy również mówią w tym samym języku. Uważam, że nauka wielu języków jest bardzo potrzebna i pożyteczna.
Jeśli chodzi o karierę, naprawdę uważam, że w dzisiejszych czasach wszyscy mają równe prawa i drzwi pozostają otwarte; jeśli tylko tego chcesz, na pewno możesz to osiągnąć.
Proszę opowiedzieć więcej o swojej karierze. Jak było przedtem, zanim został Pan zastępcą szefa Głównego Komisariatu Policji Okręgu Wileńskiego.
Jestem absolwentem Litewskiej Akademii Policyjnej. Zacząłem pracować w Okręgowym Komisariacie Policji w Wilnie – to pierwszy przystanek, który musi zaliczyć prawie każdy policjant. Pracowałem tam przez pięć lat. Później, od 2000 r., pracowałem w Litewskim Biurze Policji Kryminalnej – przepracowałem tam 14 lat w bardzo poważnym wydziale, który zajmuje się tylko bardzo złożonymi sprawami, często stają się one znane na całej Litwie. Wiele energii fizycznej i psychicznej poświęciłem zwalczanie tej przestępczości. Następnie zostałem szefem jednego z zarządów Komendy Głównej Policji Okręgu Wileńskiego, który zajmuje się dochodzeniami w sprawie przestępczości zorganizowanej. Pracowałem tam przez 8 lat. Teraz, od roku, zajmuję stanowisko zastępcy szefa Głównego Komisariatu Policji Okręgu Wileńskiego.
Czy może Pan opowiedzieć jakieś historie ze swojej pracy?
Moim zdaniem są trzy najtrudniejsze zawody. Spośród nich nauczyciele są na pierwszym miejscu, medycy na drugim, policjanci na trzecim – lub odwrotnie. W mojej pracy było wiele pamiętnych wydarzeń. Gdybym zaczął opowiadać, nie starczyłoby mi tygodnia. W tej chwili mam na końcu języka bardzo prostą, typową historię. Rok 1998, Komisariat Okręgu Wileńskiego, noc (minus 20 stopni mrozu), zgłoszenie do wydziału dyżurnego. Dzwoniąca to kobieta, która wróciła do domu z nocnej zmiany, a w tym czasie pracowała jako konduktorka w pociągu. Była druga w nocy, kobieta pukała do drzwi i nikt jej nie otworzył. Tymczasem w domu był mężczyzna, który był pijany i spał ze swoim trzyletnim synem. W domu zimno, bo nie napalono w piecu, kobieta martwi się o dziecko.
A więc jedziesz tam, ponieważ jest to wołanie o pomoc. Pamiętam, że przez godzinę robiłem wszystko, co mogłem, żeby ten człowiek otworzył drzwi. Po godzinie mężczyzna w końcu otworzył, w pomieszczeniach temperatura wynosiła 8°C, pijany mężczyzna spał tak ze swoim synem. Takich historii bywa codziennie wiele… Moi koledzy, gdyby ją usłyszeli, powiedzieliby, że takich historii jest milion. Ale co czyni ją dla mnie wyjątkową – do końca nie wiem. Po prostu takie historie zawsze zostawiają ślad w sercu.
Kolejna historia, działa się w Boże Narodzenie. 14-letnie dziecko trafiło do szpitala, gdyż straciło oko… Dziecko powiedziało, że szło ulicą i jacyś nieletni podeszli do niego i strzelili mu prosto w oko petardami. Dziecko zostało na zawsze zostało niepełnosprawne…
W zawodzie policjanta pracuje Pan już wiele lat, jak ten zawód ukształtował Pana jako człowieka?
Przyznam, że mój charakter bardzo się zmienił w tej pracy. W szkole byłem bardzo skromnym uczniem. Pewne rzeczy zostały mi zaszczepione przez moją rodzinę w okresie dorastania, a w mojej rodzinie najważniejsze były dobre uczynki. Ten zawód wzmocnił mój charakter, sprawił, że stałem się odważniejszy. Nauczyłem się poznawać ludzi, komunikować się z nimi, słuchać, odróżniać dobre rzeczy od złych, walczyć z kłamstwem, złem, negatywnym nastawieniem, zazdrością, intrygami i innymi złymi rzeczami.
Charakter kształtuje się w człowieku do 20. roku życia. Później można go utrzymać lub minimalnie zmienić. Mój obecny charakter pomaga mi w życiu w interakcjach z ludźmi, którzy nie wiedzą, że jesteś policjantem i że masz przewagę. Masz bowiem wyczucie, w jakim kierunku może się potoczyć rozmowa itd. Niestety, nie zawsze to pomaga. Czasem rozmawiasz z kimś i już wiesz, że rozmowa idzie w niestandardowym kierunku, że to wymyka się procedurom.
Funkcjonariuszom policji bardzo trudno jest zrelaksować się w kawiarni czy podczas spaceru ulicą, wszędzie czujesz się policjantem, osobą odpowiedzialną za innych.
Proszę jeszcze opowiedzieć o swoich odznaczeniach.
W toku swojej pracy otrzymałem wiele nagród. Każda z nich jest dla mnie bardzo ważna. Te nagrody były przyznawane za zrobienie pewnych rzeczy, za rozwiązanie tajemnic niektórych poważnych przestępstw lub za zatrzymanie bardzo niebezpiecznych przestępców. To nie tylko moja praca i nie tylko moje zasługi, chcę tu podziękować całemu zespołowi, który pracował ze mną od bardzo dawna; to moi przyjaciele, to moi koledzy, to moi byli i obecni podwładni.
Kwestia nagród siedzi w tobie głęboko w sercu, ponieważ ty wiesz, za co otrzymałeś tę nagrodę, wiesz, co zostało zrobione i z kim. Te nagrody wiele dla mnie znaczą, nie tylko w kontekście pracy, lecz także przyjaźni, koleżeństwa.
W 2009 r. zostałem odznaczony Krzyżem Rycerskim Orderu „Za Zasługi dla Litwy”. Odznaczenie to otrzymałem z rąk prezydenta Valdasa Adamkusa.
Corocznie, od 1993 r., w okresie poprzedzającym Dzień Policji Kryminalnej [27 października – przyp. red.], odbywa się uroczystość, podczas której ocenia się sprawy najtrudniejszych przestępstw rozwiązanych przez śledczych z całego kraju i wybiera Detektywów Roku, którym wręczana jest jako wyróżnienie fajka Sherlocka Holmesa. W 2014 r. fajka Sherlocka Holmesa przypadła mnie i mojemu zespołowi za rozbicie osławionej grupy przestępczej „Agurkiniai”.
W tym roku członkowie mojego zespołu zostali zwycięzcą konkursu na najlepszą litewską drużynę policyjną. Jestem z tego bardzo dumny.
Czytaj więcej: Antoni Mikulski: zawód policjanta uczy sprawiedliwości
| Fot. Jurgita Žymantaitė, Vytautė Ribokaitė
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 48 (139) 02-08/12/2023