Bezpieczeństwo jest rzeczą trudną do wycenienia. Ile kosztuje bycie bezpiecznym? To pytanie, na które można odpowiedzieć na różne sposoby. Z jednym z nich przychodzi nauka ekonomii – chodzi o obliczanie kosztów alternatywnych. O ile nie jest możliwa jednoznaczna odpowiedź, jaka konkretna suma równa się kosztowi bezpiecznego domu, o tyle można zazwyczaj bardzo konkretnie policzyć, ile kosztuje brak zabezpieczenia – np. na podstawie policyjnego protokołu strat spowodowanych kradzieżą.
Podobnie jest z bezpieczeństwem kraju. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wydajemy na bezpieczeństwo za dużo, bo przecież zawsze jest tak, że budżet państwa dysponuje ograniczonymi środkami. Z drugiej strony – koszty zaniedbań w dziedzinie bezpieczeństwa są o wiele wyższe; i często są to straty nie tylko finansowe, lecz także ludzkie.
Nie inaczej rzecz ma się w wypadku bezpieczeństwa narracyjnego, czyli odporności społeczeństwa na manipulacje za pomocą różnych historyjek. Jak się jeden człowiek da oszukać telefonicznemu oszustowi, to może stracić oszczędności życia, ale oszukanie społeczeństwa jest o wiele groźniejsze. Może to wpłynąć na kurs waluty, funkcjonowanie instytucji czy bezpieczeństwo zupełnie fizyczne, o czym mogli się przekonać choćby mieszkańcy Krymu, okupowanego przez rosyjskich najeźdźców praktycznie bez walki.
Widać, że jesteśmy mało odporni na dezinformację, czyli – nie jesteśmy bezpieczni narracyjnie. A to wymierne koszty. Niektórzy rolnicy uwierzyli, że ukraińskie zboże jest wożone na Litwę, żeby tam zostać przepakowane i jechać do Polski jako „litewskie”. I zamiast zadać sobie trud policzenia kosztów transportu i sensowności takiego procederu, doprowadzili do zablokowania granicy z Litwą kontrolami wszystkich ciężarówek pod kątem przemytu ukraińskiego zboża.
Ukraińskie społeczeństwo zostało oszukane twierdzeniem, jakoby Polska importowała w ciągu ostatniego roku 12 mln ton zboża rosyjskiego (co jest nieprawdą, bo do całej Unii Europejskiej wjechało 0,9 mln ton zbóż rosyjskich; chociaż to i tak za dużo), zaś informacja ta została umiejętnie rozprzestrzeniona także w innych krajach, z powołaniem się na „źródła ukraińskie”.
Brak odporności na dezinformację kosztuje bardzo słono. Przy czym na skali społeczeństw i państw koszt finansowy takich zaniedbań jest względnie najmniej bolesny – gorzej, kiedy płacić przychodzi krwią.
Czytaj więcej: Problem z ukraińskim zbożem zaostrza się. Polscy rolnicy zablokują granicę z Litwą
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 10 (30) 16-22/03/2024