Więcej

    Traktat o przyjaźni między Litwą a Polską. 30 lat później

    „Uregulowanie praw mniejszości polskiej na Litwie jest kluczowe dla bezpieczeństwa regionu” – mówi w rozmowie poświęconej 30. rocznicy podpisania polsko-litewskiego Traktatu o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy dr Barbara Jundo-Kaliszewska, historyczka i politolożka z Uniwersytetu Łódzkiego. Rozmawiamy tuż po zakończeniu szczytu Inicjatywy Trójmorza (3SI) w Wilnie, na którym rozmówczyni „Kuriera Wileńskiego” była współorganizatorką pierwszej w historii interdyscyplinarnej konferencji naukowej odbywającej się w ramach agendy tego wydarzenia.

    Czytaj również...

    Anna Pieszko: Podpisany 26 kwietnia 1994 r., podczas spotkania w Wilnie prezydentów obu państw, Lecha Wałęsy i Algirdasa Brazauskasa, traktat zawarty przed 30 laty między Polską a Litwą miał w tytule: „o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy”. Jak ocenia Pani znaczenie powstania tego dokumentu, zwłaszcza w kontekście ówczesnych napiętych relacji polsko-litewskich? 

    Barbara Jundo-Kaliszewska: Bardzo często postrzegamy traktat polsko–litewski jako dokument regulujący prawa mniejszości polskiej na Litwie. Tymczasem to był dokument, który tak naprawdę legitymizował nasze istnienie jako państwa w oczach naszego sąsiada. Traktaty sąsiedzkie to dwustronne umowy międzynarodowe, regulujące przede wszystkim kwestie związane z ich graniczeniem. Usankcjonowanie granic państwowych było kluczowe dla takich państw, jak Polska i Litwa, po rozpadzie ZSRS. Udało się to załatwić pokojowo. Traktat miał uregulować przede wszystkim stosunki dwustronne obu państw i, jak widzimy, na przestrzeni tych 30 lat swoje zadanie spełnia. 

    Takie traktaty dwustronne były podpisywane z wszystkimi sąsiadami Litwy i odpowiednio – Polski. Oznaczało to, że szanujemy swoje granice, że uznajemy rządy, które wówczas działały w Warszawie czy w Wilnie. To są kluczowe zapisy w tym historycznym dokumencie.

    Czytaj więcej o perypetiach ratyfikacji traktatu: 30-lecie traktatu polsko-litewskiego. Debata była burzliwa: „lepiej rękę uciąć”, ale i „wybierzmy Europę”

    Pamiętamy, jak trudno było zawrzeć to porozumienie – przecież to jest ostatni traktat, jaki Polska podpisała z Litwą. Wcześniej i Litwie, i Polsce udało się podpisać podobne umowy nawet z Rosją. Warto też pamiętać, że nie we wszystkich traktatach były aż tak szeroko omawiane kwestie mniejszości narodowych. Można powiedzieć, że traktat polsko-litewski jest w tym sensie ewenementem. Bardzo szeroko została w nim omówiona sytuacja zarówno mniejszości polskiej na Litwie, jak i mniejszości litewskiej w Polsce. Miała obowiązywać zasada parytetu.

    Czytaj więcej: Traktat polsko-litewski. Wyraz szacunku i kompromisu

    Dlaczego przed 30 laty formułowanie zapisów traktatu szło nadzwyczaj opornie?

    U podłoża dyskusji znalazły się zaszłości historyczne. Widzimy dzisiaj, jak Putin na Kremlu manipuluje przeszłością i polityką historyczną, jak odwołuje się do wydarzeń z XX w. i jak instrumentalnie je wykorzystuje, doprowadzając najpierw do wojen domowych, a później do bezpośredniej agresji na te państwa. 

    Na początku lat 90. XX w. też mieliśmy kłopot z historią. Strona litewska miała żal o zajęcie Wilna w latach 20. przez stronę polską i domagała się włączenia do tekstu traktatu przeprosin za tzw. bunt Żeligowskiego. Jak wiemy, w historiografii i narracji litewskiej wciąż funkcjonuje określenie „polska okupacja”. Dzisiaj bardzo często mówimy o fałszowaniu rzeczywistości, manipulowaniu językiem czy dezinformacji.

    Trzeba podkreślać, że sformułowanie „polska okupacja” jest przekłamaniem historycznym. Granice Polski i Litwy, a więc zarówno przynależność Wileńszczyzny do Polski, jak i przynależność Kraju Kłajpedzkiego do Litwy, w 1923 r. zostały uregulowane decyzją Rady Ambasadorów. Tak więc z punktu widzenia prawa międzynarodowego nie było międzywojennej okupacji Wileńszczyzny. Oczywiste jest, że taki zapis nie mógł się znaleźć w tekście traktatu. Opór strony polskiej rodził sprzeciw po stronie litewskiej i to było zrozumiałe w tamtym okresie – skonsolidowany młody naród wybijał się na niepodległość i ulegał emocjom. Na podatny grunt padały bardzo radykalne tezy i teorie. Na szczęście nie trafiły one do tekstu dokumentu, dzięki temu w kwietniu 1994 r. ostatecznie udało się podpisać polsko-litewski Traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy.

    Jednym z kluczowych zapisów traktatu było potwierdzenie, że Polska i Litwa nie mają wobec siebie żadnych roszczeń terytorialnych i nie będą miały ich w przyszłości. W art. 2 oba państwa uznały „istniejącą między nimi i wytyczoną w terenie granicę za nienaruszalną oraz zobowiązują się wzajemnie do bezwzględnego poszanowania ich suwerenności i integralności terytorialnej”.

    Widzimy, jak ważne to jest obecnie. Dzisiaj, kiedy patrzymy na inwazję Moskwy na Ukrainę i instrumentalne wykorzystywanie Białorusi, Litwa nie musi się martwić, że zostanie zaatakowana przez Łotwę czy Polskę. 

    Nie wszystkie zapisy traktatu zostały zrealizowane. Na Litwie nie udało się rozstrzygnąć sprawy używania dwujęzycznych nazw topograficznych w miejscowościach zwarcie zamieszkanych przez mniejszości narodowe. Art. 14 ust. 1 głosi, że układające się strony gwarantują prawo mniejszościom narodowym do „swobodnego posługiwania się językiem mniejszości narodowej w życiu prywatnym i publicznie”. Z kolei w art. 15 dodaje się, iż strony „rozważą dopuszczenie używania języków mniejszości narodowych przed swymi urzędami, szczególnie zaś w tych jednostkach administracyjno-terytorialnych, w których dużą część ludności stanowi mniejszość narodowa”. A przecież wprowadzenie języka polskiego jako pomocniczego w rejonach zwarcie zamieszkałych przez Polaków pozwoliłoby podnieść rangę języka ojczystego bez żadnej ujmy dla języka narodu tytularnego. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Ten postulat wybrzmiał w roku 1989 na pierwszym i kolejnych zjazdach Związku Polaków na Litwie. Podwójne nazewnictwo w miejscach zamieszkanych zwarcie przez mniejszości narodowe stanowi element krajobrazu europejskiego i zostało zapisane w wielu dokumentach. W normalnych warunkach powinno tak być. Wciąż jednak nawet tablica w języku polskim (nie mówiąc o dopuszczeniu języka mniejszości jako pomocniczego w administracji) prowadzi do nakładanych przez państwo kar administracyjnych. Jako przedstawicielka mniejszości narodowej i uczona zajmująca się polityką etniczną państw wyrosłych na gruzach ZSRS byłabym szczęśliwa, gdyby w końcu udało się ostatecznie uregulować przynajmniej kwestię pisowni toponimów, kwestię pisowni nazwisk i sprawę funkcjonowania szkół polskich na Litwie. Nie zapominajmy, że obok mediów to właśnie edukacja ma fundamentalne znaczenie dla budowy odporności państwa. Tymczasem sprawa oświaty wyjątkowo szwankuje. 

    Nigdy też nie powstała umowa, którą traktat przewidywał, dotycząca konkretnie projektu ustawy o pisowni naszych nazwisk. Kwestia oryginalnej pisowni nazwisk drgnęła dopiero w maju 2022 r., kiedy w życie weszła ustawa zezwalająca na pisownię liter podwojonych, dwuznaków oraz liter „w”, „x”, „q”. Do kwestii odniósł się podczas swojej ostatniej wizyty w Wilnie minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski, który skwitował, że „sprawa paru literek, które ludzie mogliby sobie wpisywać do dowodów osobistych, mogła zająć krócej niż ćwierć wieku”. 

    Trzy litery to mało i dużo zarazem. Badałam proces rozpatrywania poszczególnych projektów ustaw o pisowni nazwisk w ciągu tych 30 lat. Napisałam o tym artykuł naukowy. Zaledwie parę lat temu wszystko wskazywało na to, że niezależnie od rządzącej na Litwie opcji politycznej kwestia pisowni nazwisk w dokumentach tożsamości pozostanie barierą nie do przekroczenia. Tymczasem w 2022 r. udało się wprowadzić trzy litery, z których jedna (podobnie jak dopuszczenie używania dwuznaków „cz” i „sz”) okazała się być kluczowa dla społeczności polskiej na Litwie. Stała się szansą na praktyczne wyrażenie naszej woli posługiwania się autentycznymi imieniem i nazwiskiem oraz manifestację narodowej tożsamości. 

    Podam najnowszy przykład: 11 kwietnia w Wilnie odbywał się szczyt państw Inicjatywy Trójmorza (3SI), połączony z Forum Biznesowym 3SI. Było to znaczące wydarzenie międzynarodowe z udziałem reprezentantów politycznych 25 państw, w tym aż 10 prezydentów. Forum zgromadziło ponad 1000 przedsiębiorców. W panelu poświęconym odbudowie Ukrainy Litwę reprezentował doradca prezydenta Gitanasa Nausėdy, Jarek Niewierowicz. Litewska flaga i nazwisko panelisty, reprezentującego pałac prezydencki, zapisane po polsku – to konkretny sukces naszej społeczności. 

    W ramach szczytu Inicjatywy Trójmorza wspólnie z prof. Jūrasem Banysem, prof. Jolantą Urbanowicz oraz prof. Agnieszką Orzelską-Stączek organizowaliśmy konferencję naukową w Litewskiej Akademii Nauk. Dyskusję moderował dr Mariusz Antonowicz z Uniwersytetu Wileńskiego, który na wstępnym etapie organizowania projektu wysłał do organizatorów wiadomość o zmianie pisowni swoich danych osobowych i poprosił o zapis po polsku nazwiska i imienia w programie, wysyłanym do uczonych z 13 państw członkowskich Inicjatywy Trójmorza. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Cieszy fakt, że nasza lokalna inteligencja podjęła ten wysiłek i zmieniła zapis nazwiska. Okazało się, że nawet jedna litera robi różnicę. Małymi krokami idziemy do przodu. 

    Czytaj więcej: Ambitne cele Inicjatywy Trójmorza: infrastruktura, inwestycje, rozwój

    Kluczową sprawą pozostaje jednak szkolnictwo polskie na Litwie. 

    To nasz permanentny problem, który wyprowadza tłumy na ulicę. Trzeba o nim głośno mówić. Jednocześnie najwyższa pora, żebyśmy się zajęli przede wszystkim sprawami szkół polskich na Litwie. Dotychczasowa strategia polsko-rosyjskiej kooperacji zawiodła. Przegraliśmy bardzo wiele: to matura w języku państwowym, egzamin z języka litewskiego na poziomie ojczystego, ograniczenie przedmiotów w języku ojczystym, redukcja liczby szkół, problem z kształceniem kadry pedagogicznej itd. 

    Od wielu lat – obok polskich i rosyjskich – na Litwie funkcjonują szkoły nauczające w języku żydowskim czy białoruskim. Powstaje coraz więcej szkół ukraińskich, a niebawem możemy się spodziewać wysypu szkół nauczających po niemiecku dla dzieci żołnierzy Bundeswehry. Przypominam, że do 2027 r. na Litwie znajdzie się brygada licząca 5 tys. żołnierzy. Przyglądam się w mediach negocjacjom dotyczącym docelowym programom nauczania w tych placówkach i rozumiem, że jest to w dużej mierze kwestia sprawności elit.

    Nasza społeczność traci na tym, że nieustannie koncentrujemy się na obronie szkół rosyjskich zamiast na opracowaniu porządnego podręcznika czy podstawy programowej dla szkół polskich. Język polski został w dużym stopniu usunięty z programów szkolnych, nie posiadamy podręczników w języku polskim, podręczniki dla klas podstawowych są sprowadzane z Polski, z każdym rokiem zmniejsza się liczba mieszkańców Litwy, a co za tym idzie – z roku na rok maleje liczba uczniów w szkołach polskich.

    Wszystkim szkołom na Litwie grozi znaczący poziom redukcji. Należy się spodziewać, że będą podejmowane próby ich zamykania. Dlatego należy się skupić na własnych problemach – na tym, co należy zrobić, żeby szkoła polska była nie tylko atrakcyjna, ale i samowystarczalna. Świat się zmienia, z problemem szkolnictwa zmaga się cała Europa. Moje dzieci uczęszczają do szkół w Polsce i widzę, z jakimi wyzwaniami boryka się tamtejsze szkolnictwo. Ponadto, jestem nauczycielem akademickim.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Stare metody pracy z młodzieżą nie działają. Już nie możemy pozostać przy szkole z tablicą i kredą. Musimy mieć na szkołę polską na Litwie indywidualny pomysł. Zwłaszcza że znaleźliśmy się na kolejnym zakręcie zarówno historii, jak i dziejów cywilizacji. Sprostanie wyzwaniom dostosowania edukacji do wymogów współczesnego świata jest zjawiskiem globalnym. Bardzo dobrą akcją jest Polska Wirtualna Szkoła na Litwie. Kibicuję bardzo takim inicjatywom około-oświatowym, jak te podejmowane przez Annę Pawiłowicz-Janczys, dr Barbarę Stankiewicz, prof. Jolantę Urbanowicz i wielu innych wspaniałych pedagogów i edukatorów polskich na Litwie. Mam nadzieję, że stworzą nowoczesne szkolnictwo polskie na Wileńszczyźnie, na którym można będzie się wzorować. 

    Czytaj więcej: Polska Szkoła Wirtualna na Litwie przewodziła Międzynarodowemu Kongresowi Polonijnemu. Podsumowanie działalności

    Polskie szkoły zdobyły na Litwie dobrą pozycję, mają swój kontyngent, nikt nie ma wątpliwości, że są one potrzebne. Niestety, ich istnienie jest ciągle zagrożone, działają pod znakiem walki o utrzymanie się. Tymczasem art. 15 traktatu mówi, że „strony zapewnią odpowiednie możliwości nauczania języka mniejszości narodowej i pobierania nauki w tym języku w przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich”. 

    Jak dotąd państwo litewskie zapewnia funkcjonowanie polskojęzycznych szkół na Litwie na poziomie instytucjonalnym. Niepokoi tocząca się obecnie debata publiczna dotycząca zasadności funkcjonowania szkół mniejszości. W styczniu 2024 r. prorektor Uniwersytetu Michała Römera dr Saulius Spurga w wywiadzie dla „Lietuvos Rytas” oświadczył, że „żadne zobowiązania międzynarodowe, żadne konwencje i uchwały nie zobowiązują Litwy do zakładania i utrzymywania szkół, w których nauczany byłby język mniejszości narodowych”. To prowokuje pytania o interpretację art. 15 traktatu przez stronę litewską. Skoro nie możemy rozwiązać tej sprawy wewnętrznie za pomocą nieistniejącej wciąż Ustawy o mniejszościach narodowych, to może warto zawrzeć stosowne aneksy do traktatu? Jak już wspomniałam, edukacja jest fundamentem naszego gremialnego bezpieczeństwa.

    W Konstytucji RL nie ma zapisu o obecności szkół mniejszości narodowych, ustawa zasadnicza zapewnia „rozwijanie i pielęgnowanie” języka mniejszości, co można interpretować jako obecność tzw. szkółek niedzielnych czy zajęć fakultatywnych w szkołach. Wszystko wskazuje na to, że szkoły mniejszościowe mogą zostać zamknięte w Estonii czy Łotwie. Litwa często kopiuje doświadczenia bałtyckich sąsiadów, dlatego te narracje budzą mój niepokój. Powinniśmy zawalczyć o siebie z wykorzystaniem wszystkich dostępnych instrumentów – naszych elit politycznych i intelektualnych, naszych pedagogów, organizacji pozarządowych czy przedstawicieli biznesu. Musimy wspólnie szukać sposobu na to, żeby przetrwać. W tym celu trzeba wyjść z utartego schematu postrzegania modelu edukacji i dostosować się do zmieniającego się otoczenia. Jeśli pewnych spraw nie udaje się uregulować wewnętrznie, mamy prawo oczekiwać na wsparcie Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP, które odpowiada za opiekę nad Polakami poza granicami Polski. 

    Rok 2024 będzie trudny dla Polaków na Litwie również ze względu na kumulację wyborów – prezydenckich, do Parlamentu Europejskiego i parlamentarnych. W każdym roku wyborczym politycy sięgają po kwestie oświaty i spraw mniejszości. To jest element, który od 30 lat jest rozgrywany w każdej kampanii wyborczej zarówno przedstawicieli litewskich partii politycznych, jak i Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin. Mniejszość to karta przetargowa. Dlatego szczególnie dyrekcje szkół polskich muszą mieć się w tym roku na baczności. 

    Ponadto jednym z największych wyzwań jest stworzenie ustawy o mniejszościach narodowych. 

    Od dawna powtarzam, że nieuregulowane sprawy mniejszości narodowych w krajach poradzieckich będą prowadziły do wojen domowych i destabilizacji tych państw. „Obrona praw mniejszości” to stary, sprawdzony „argument” podnoszony przez Rosję w celu usprawiedliwienia zbrodniczych działań w państwach sąsiednich.

    Powinniśmy już dawno wytrącić to narzędzie Kremlowi z rąk. Wystarczyłaby normalna, europejska ustawa regulująca sytuację mniejszości narodowych. Brak takich regulacji nie oznacza, że problem zniknie samoistnie.

    Broniłam swoją pracę doktorską w 2016 r. i już wtedy wskazywałam, że nieuregulowanie sytuacji mniejszości w młodych demokracjach, powstałych w wyniku rozpadu ZSRS – w tym na Ukrainie – prowadzi do konfliktu zbrojnego. Musimy pamiętać o tym, że do aneksji Krymu przez Rosję doszło po tym, jak Ukraina przyjęła ustawę o języku państwowym, podobną do tej przyjętej na Litwie w latach 90. XX w. W naszym przypadku doprowadziło to m.in. do pomysłu powołania autonomii i działania na własnych zasadach w celu usankcjonowania używania języka ojczystego przez miejscowych Polaków. Politycy mówią, że wojna nie jest dobrym czasem na to, żeby skupiać się na rozwiązywaniu problemów mniejszości. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Wojna w Ukrainie to deadline na uregulowanie spraw mniejszości narodowych na Litwie. Konflikt na linii mniejszość–większość w dowolnym państwie jest wodą na młyn putinowskiej propagandy i instrument sprawowania władzy zgodnie z polityką „dziel i rządź”.

    W dzisiejszych realiach geopolitycznych najlepiej by było, gdyby Litwa uregulowała kluczowe postulaty, które wybrzmiewały już w traktacie: oryginalny zapis imion i nazwisk, legalizacja dwujęzycznych toponimów w miejscowościach zwarcie zamieszkałych przez Polaków, zapewnienie ciągłości funkcjonowania szkolnictwa polskiego z dostępem do odpowiednich materiałów dydaktycznych i możliwością kształcenia nauczycieli poszczególnych przedmiotów. Dopóki szkoła czy przedszkole nie zostały zamknięte, jeszcze można o nie walczyć. 

    W jakim stopniu strona litewska dotrzymuje zapisów traktatowych?

    Traktat służył uregulowaniu polsko-litewskich relacji dobrosąsiedzkich w nowym ładzie geopolitycznym i możliwości normalnego funkcjonowania we współczesnym świecie. W tym stopniu obie strony wywiązują się ze swoich postanowień. To nie zmienia faktu, że mamy prawo mieć pretensje do stron traktatu, a także większe oczekiwania, jeśli chodzi o realizację praw mniejszości polskiej na Litwie. Proszę pamiętać, że zgodnie z literą dokumentu są one tożsame z prawami mniejszości litewskiej w Polsce. Niestety, postanowienia traktatu są sformułowane w sposób, który często interpretuje się dwojako. Kiedy rozmawiam z prawnikami, odsyłają mnie do protokołów z czasów negocjacji traktatu, postanowień sądów czy decyzji Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze. Jako historyczka i politolożka rozumiem wagę rozwiązania palących problemów polskiej społeczności na Litwie. Jeśli nie mogą uregulować tego wprost dokumenty litewskie czy zapisy traktatowe, to może należy się zastanowić nad zawarciem nowych, bardziej precyzyjnych umów polsko-litewskich na poziomie rządowym? Mogą to być np. aneksy do traktatu.


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 15 (44) 20-26/04/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    W aptekach wzrosła sprzedaż szybkich testów na COVID-19

    W sieci aptek Gintarinė vaistinė tylko w okresie ostatnich dwóch tygodni sprzedano 60 proc. testów więcej niż poprzednio. Tegoroczna sprzedaż szybkich testów na obecność wirusa COVID-19 wzrosła w lipcu o ponad 140 proc. w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego...

    Sejm dąży do ograniczenia zużycia paliw ropopochodnych w sektorze transportowym

    Planuje się, że do 2030 r. zużycie paliw ropopochodnych ma spaść o około 39 proc. w porównaniu do ich zużycia w 2021 r. Rząd byłby zobowiązany do opracowania planu działań służących osiągnięciu tego celu. Sygnał dla biznesu W Sejmie przygotowywana jest...

    Wiceminister Šatūnas: „Część białoruskich aut wjedzie na Litwę jeszcze przez miesiąc”

    Przez najbliższy miesiąc do 16 sierpnia wobec aut z białoruskimi tablicami rejestracyjnymi będzie obowiązywał okres przejściowy. „Samochody osobowe na białoruskich numerach będą mogły wjeżdżać do naszego kraju przez kolejny miesiąc, jeśli będą prowadzone przez ich właścicieli, którzy mają pozwolenie na...

    W Wilnie ma powstać nowa dzielnica

    „Będzie to największy projekt nieruchomościowy prywatnego kapitału w historii niepodległości Litwy. Ze względu na jego wielkość, planowanie, funkcje, może śmiało pretendować do kategorii miasta. Dla porównania, wielkość terytorium jest równa 10 dzielnicom takim, jak nasz obecnie oddawany do użytku...