Rozpętując trwającą już czwarty rok pełnoskalową agresję przeciwko Ukrainie, Rosjanie podawali i podają wiele różnych przyczyn, dlaczego zaczęli tę wojnę. Jednak od samego początku konsekwentnie idą w zaparte, że nie robią tego w imię zdobyczy terytorialnych. „Nam wystarczy własnej ziemi” – tłumaczą. I kłamią.
Ostatnie przedsięwzięcia nowej amerykańskiej administracji i europejskich liderów, by zakończyć tę wojnę albo przynajmniej doprowadzić do długotrwałego rozejmu, stały się dla Rosjan powodem do reanimacji dyskusji o przyszłości ukraińskich terytoriów okupowanych przez putinowską armię. A największy opór ze strony rosyjskich władz wywołują rozmowy o przyszłości Krymu. Ukraiński półwysep jest okupowany przez Rosję od wiosny 2014 r.
Czyj jest Krym? – na to pytanie na łamach tego wydania magazynowego „Kuriera Wileńskiego” stara się odpowiedzieć w swoim artykule Piotr Hlebowicz, działacz polskiego podziemia niepodległościowego, Solidarności Walczącej, obrońca Rady Najwyższej Litwy – Sejmu Restytucyjnego w lutym 1991 r.
Trudna historia tego półwyspu jest jaskrawą ilustracją tego, jak działa rosyjski imperializm. I tu nie ma znaczenia, kto rządzi Rosją: car, komunistyczny sekretarz generalny czy prezydent. Jak pisze Piotr Hlebowicz, nawet „biali” podczas wojny domowej, po klęsce w walkach z bolszewikami, ani na jotę nie odstępowali od kolonizatorskiej polityki wobec Krymu. Polityka podboju sąsiednich narodów jest strategicznym kierunkiem rosyjskiej polityki. „Rosyjski imperializm cały czas siedział w głowach »białych«, jak i »czerwonych« Rosjan. Ta choroba toczy państwo rosyjskie po dzień dzisiejszy” – pisze Hlebowicz.
Mają wiele sposobów prowadzenia takiej polityki. Aby podbijać sąsiednie państwa, stosują nie tylko siłę wojenną. Kupują i oszukują miejscowe elity, sieją zamęt przy pomocy czasami wyrafinowanej, a czasami brutalnej, acz topornej propagandy. Cel jest jeden: podbój. Historia Krymu jest jaskrawym przykładem tego, w jaki sposób na przestrzeni stuleci potrafią stosować te metody.
Czytaj więcej: Krymski sen, krymski koszmar
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 20 (55) 17-23/05/2025