Apolinary Klonowski: Wspominała Pani, że ponad 80 proc. maturzystów z Pani szkoły wstąpiło do szkół wyższych w Wilnie, Polsce, a także na Węgrzech i w Czechach.
Helena Juchniewicz, dyrektor Gimnazjum im. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Wilnie: Sam Uniwersytet Wileński wziął ponad 20 proc. uczniów. Są jeszcze kolegia, inne wyższe uczelnie – Römera, Vilnius TECH, Uniwersytet Witolda Wielkiego, a w Polsce: Uniwersytet w Białymstoku, Uniwersytet w Gdańsku, Politechnika Gdańska, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Faktycznie studia wyższe wybrało ponad 80 proc. abiturientów. Tylko dwoje uczniów zdecydowało się na podjęcie pracy, a co także ciekawe – dwóch chłopców rozpoczęło służbę w wojsku.
Jako ochotnicy?
Tak. Szczycimy się patriotycznym, prospołecznym wychowaniem. Poświęcamy temu dużo uwagi i podnosimy świadomość młodzieży. Mamy dwie ojczyzny: mała ojczyzna to Wileńszczyzna, której patriotyzmu uczy właśnie nasza szkoła, polskie szkoły. Jednocześnie poczuwamy się do wspólnoty państwowej i dlatego cieszymy się, że nasi uczniowie mają to poczucie obowiązku wobec państwa – obrony granic i pokoju.
Coraz bardziej rośnie zrozumienie, że Litwa jest ojczyzną, Litwa musi pozostać bezpiecznym krajem. Chciałabym zaznaczyć, że uczniowie, którzy wybrali służbę w wojsku, są naprawdę zdolnymi uczniami, z dobrymi i bardzo dobrymi wynikami ukończyli szkołę. Wojsko nie było tutaj więc alternatywą ze względu na gorsze wyniki czy inne czynniki, ale świadomym wyborem.
W hymnie szkoły podkreślana jest pracowitość, słowami: „i pracowitości jak u Kraszewskiego”. Ta pracowitość chyba się opłaca, bo szkoła miała paru setkowiczów po maturach. Iloma takimi uczniami możecie się pochwalić?
Setkowicze to setkowicze, ale mamy jednego abiturienta, który ma aż pięć setek. Został nagrodzony przez premiera, naprawdę niewiele osób uzyskało taki fenomenalny wynik. Na setki z egzaminów składa się wysiłek samego ucznia, ale też fachowość kadry pedagogicznej, warunki do nauki, które zapewnia szkoła. Nie sposób pominąć roli rodziców.
I znowuż, kolejny uczeń otrzymał dwie setki. Uczniowie, który złożyli bardzo dobrze egzaminy, zostali uhonorowani na uroczystościach w Samorządzie Miasta Wilna, w rządzie RL oraz w Ambasadzie RP w Wilnie. Po jednej setce otrzymało także wielu innych uczniów. Niezmiernie cieszymy się, że 14 uczniów uzyskało wysokie wyniki, od 87 do 99 pkt. Chciałabym zaznaczyć, że 30 uczniów z przedmiotów różnorodnych – matematyka, język polski, język angielski – otrzymało oceny od 98 do 99. Prócz setek mamy zatem spore grono uczniów wybitnych.
Oczywiście wielką uwagę zwraca się na setkowiczów, ale trzeba też mówić o tych, którym do tych setek zabrakło punktu lub dwóch. Takich mamy sześciu uczniów. Nie pominęliśmy ich przy uroczystym wręczaniu świadectw w szkole. Zasłużenie trafili na wybrane kierunki i rozpoczęli studia w Gdańsku, czyli w Polsce, a także na Węgrzech, w Czechach. Te ostatnie dwa kraje są nowością.
Czytaj więcej: Maturzyści składali egzamin z języka polskiego
Jakie kierunki wybrali uczniowie, którzy będą studiowali na Węgrzech i w Czechach?
Ekonomia międzynarodowa, gospodarka międzynarodowa. Pierwszy raz mamy informację o tym, aby nasi uczniowie wybrali studia na Węgrzech. Jest też uczeń, który wybrał Czechy, więc po „Kraszewskim” drzwi są otwarte na cały świat.

Widziałem wielu absolwentów na rozpoczęciu roku. Czy szkoła ma jakąś formalną bądź nieformalną organizację do podtrzymywania z nimi kontaktu?
Kontakt z absolwentami utrzymujemy poprzez coroczny zjazd, organizowany w pierwszą sobotę lutego. Spotykają się zarówno starsze, jak i młodsze roczniki absolwentów, a szkolna aula wypełnia się po brzegi. To wyjątkowa okazja do wspólnego świętowania i podtrzymywania więzi, które są dla nas bardzo ważne.
Każdy absolwent „Kraszewskiego” jest jednoosobową instytucją, z którą możemy współpracować. Szkoła stara się wykorzystywać wszystkie płynące z tego możliwości. Bardzo cieszy to, że często możemy spotkać uczniów, którzy ukończyli szkoły przed kilku laty. Odwiedzają mnie, ale też swoich nauczycieli. Na przykład wczoraj miałam takie spotkanie z absolwentkami, które ukończyły szkołę cztery lata temu.
Na rozpoczęciu roku szkolnego wspominała Pani o zwiększeniu liczby lekcji języka litewskiego w pierwszych klasach. Wcześniej studenci wskazywali, że trudności z litewskim wpływają na decyzję o studiach na Litwie. Zwiększanie znajomości języka litewskiego jest więc potrzebne, ale ci rodzice, którzy pamiętają antypolską nagonkę Gintarasa Steponavičiusa, nacjonalistyczne wypowiedzi w 2011 r., mogą mieć przed taką deklaracją obawy. Jakie zatem panują nastroje rodziców w stosunku do języka litewskiego?
Jest spokojnie. To pytanie należy rozpatrywać pod innym względem: kosztem czego zwiększamy pensum (liczbę godzin — przyp.red) języka litewskiego? Bo zwiększenie liczby godzin języka litewskiego jest dobrym kierunkiem, ale należy wiedzieć, co wtedy zmniejszamy.
Dzieci polskiej społeczności na Litwie i tak mają mocno przeładowany plan lekcji względem koleżanek i kolegów ze szkół litewskich. Faktycznie, mamy nieco większe możliwości niż szkoła litewska, bo bez języka litewskiego możemy mieć trochę mniej godzin, ale jak dodamy tyle litewskiego, aby się go dobrze nauczyć, to przekraczamy normę. Musimy tutaj znaleźć złoty środek.
Nie możemy tego robić kosztem ograniczania innych lekcji, ponieważ wszystkie one są potrzebne dziecku. Lekcje technologii rozwijają zarówno umysł, jak i zdolności techniczne. Podobnie zajęcia taneczne – osobiście nie chciałabym ograniczać dzieciom tej aktywności, ponieważ mają one ogromne znaczenie także dla rozwoju kulturowego. Sport i wychowanie fizyczne są równie ważne; bez zdrowia nawet najlepsza nauka może zostać zaprzepaszczona.
Oczywiście nie będziemy też zmniejszać godzin z języka ojczystego, ponieważ jest on fundamentem tożsamości i kultury. To właśnie język ojczysty kształtuje sposób myślenia, pozwala lepiej rozumieć świat i buduje więź z tradycją oraz historią. Silne podstawy w języku ojczystym ułatwiają także naukę innych języków i rozwijają kompetencje komunikacyjne, które są niezbędne w dalszej edukacji i w życiu. Zresztą jak pokazuje dwuletnia praktyka, wszyscy maturzyści wybierają i składają język polski na poziomie państwowym.
Zatem język polski, jak wspominałam, jest nie do ruszenia, tu mamy umowę. Dlatego też zrobienie tych 6 godzin języka litewskiego jest trudne, nie do końca nam się udało. Tyle godzin mają tylko dwie klasy – w jednym przypadku jako dodatkowa godzina fakultatywna, a w drugim zamiast kółek zajęciowych. Wtedy nie przekraczamy limitu godzin, a mamy 6 godzin litewskiego. W innych przypadkach, niestety, nie udało się nam tego zrobić. Musimy uwzględniać zalecenia Ministerstwa Oświaty i Samorządu Miasta Wilna. Robimy to poprzez wykorzystywanie godzin dodatkowych, które są zatwierdzone w planach nauczania dla szkół. Taki plan pozwala wykorzystać kilka dodatkowych godzin według potrzeb uczniów. W tym roku wykorzystaliśmy te godziny na zwiększenie godzin z języka litewskiego. Musimy naprawdę bardzo lawirować, by nie przekroczyć obowiązujących norm.
Czy nie brzmi to jak droga do ściany, pod którą będziemy musieli jednak zmniejszyć nauczanie języka ojczystego?
Język polski jest nietykalny, takie mamy stanowisko. Jest inny sposób – ulepszyć jakość tych lekcji, które mamy. Przecież nie mamy teraz dostosowanej do nas dydaktyki. Nie mamy podręczników języka litewskiego dla szkół mniejszości narodowych! Moim zdaniem to jest o wiele ważniejsze niż zwiększanie liczby godzin. Bez opracowanej metodologii i dobrych podręczników możemy przeznaczyć i 10 godzin na naukę języka państwowego, ale efekt będzie niewspółmierny do kosztów. Trzeba więc przygotować dydaktykę i podręczniki. Bez tego podniesienie poziomu znajomości litewskiego nie będzie.
Przedtem niejednokrotnie Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna” zwracało się do resortu oświaty i do samorządu, by stworzyć pomoce dydaktyczne i podręczniki do nauczania języka litewskiego. Jako członkini zarządu „Macierzy” popierałam te propozycje.
Sam pomysł opracowania metodyki nauczania języka litewskiego w naszej szkole narodził się jednak w czasie udziału w projekcie „Koszyczek jakości”. Jednym z jego celów było podniesienie jakości nauczania języka litewskiego. Właśnie wtedy pojawiła się idea współpracy z wykładowcami Katedry Lituanistyki Uniwersytetu Wileńskiego i opracowania odpowiedniej metodyki nauczania tego języka w szkołach mniejszości narodowych.
W ministerstwie nie znalazła się ani jedna kompetentna osoba, która by potrafiła ten problem rozwiązać i wziąć na siebie chwałę za przełamanie impasu?
Dzieci, które przychodzą do polskiej szkoły, znają oczywiście gorzej język litewski, bo w domu rozmawiają w języku ojczystym, polskim, a litewskiego uczą się jako języka państwowego. To jest naturalna sytuacja. W tym roku jest więcej godzin języka litewskiego w przedszkolach, w żłobkach, więc myślę, że to również będzie sprzyjało ulepszeniu nauczania języka litewskiego. Jednak ta metodyka i podręczniki są pilnie potrzebne.
Teraz uczymy się z podręcznika szkoły litewskiej. Dziecko, które ledwie oswoi się ze strukturą języka litewskiego, jest rzucane od razu do literatury. Ministerstwo Oświaty, Nauki i Sportu musi nam w tym pomóc. Niestety, o tym rozmawiamy od dawna.
Czytaj więcej: Wiceminister edukacji RP Joanna Mucha: „Podczas wizyty na Litwie będę rozmawiała ze swoim odpowiednikiem”
Czyli wszystkie ogniwa są silne – są chęci, jest współpraca szkół, są nauczyciele. Tylko nie ma żadnego działania ze strony ministerstwa?
Tak to teraz wygląda.
Przysłuchiwałem się rozmowom uczniów. Do nauczycieli mówią po polsku. Nawet z rodzicami rozmawiają po polsku. Między sobą zaś – wyłącznie po rosyjsku. To częstsze niż u roczników 10 lat temu, które częściej mieszały, ale nie przerzucały się na rosyjski w pełni. Nie chcę piętnować, bo wiem, że są mieszane rodziny, ale… mówiliśmy o tym, że ojczysty język jest taki ważny, a jednak rosyjski zaczyna nasz własny język polski wypierać. Dlaczego?
To trudna i delikatna sprawa. Po pierwsze, chodzi oczywiście rodziny mieszane. Po drugie, Nowa Wilejka jest zróżnicowana narodowościowo, zresztą jak całe Wilno. Mieszka tutaj niemało Rosjan, Białorusinów, Litwinów, Polaków. Nasi uczniowie mają kolegów z różnych środowisk narodowościowych. To odzwierciedla się w ich kulturze języka. W ogóle chciałabym zauważyć, że język rosyjski jest coraz częściej słyszany w całym mieście. Oczywiście tak się dzieje, bo mamy dużo uchodźców z Ukrainy, Białorusi. Po trzecie, wpływ mają gry komputerowe i media społecznościowe, takie jak TikTok czy YouTube, gdzie niejednokrotnie dominuje język rosyjski.
Jedna z mam w rozmowie ze mną powiedziała, że jej 9-letnie dziecko dobrze zna cyrylicę, ale nigdy się jej w szkole nie uczyło. Nie zdążyłem dopytać, czy jest z tego powodu dumna, czy zmartwiona…
W ogóle już nie uczymy języka rosyjskiego jako drugiego języka. Od tegorocznej 6 klasy takiego przedmiotu już nie ma, naukę rosyjskiego dokończą ci, którzy zaczęli ją wcześniej. Co do przypadku, który pan opisuje, to myślę, że to wszystkie wyżej wymienione czynniki mogą mieć na to wpływ.
W „Kraszewskim” wymagamy, by na przerwach i na lekcjach porozumiewano się po polsku; przecież dlatego wybrano polską szkołę. Jeśli ktoś ma inne zapatrywanie się na swój język ojczysty, to być może wybrał nie tę szkołę. Wiadomo, poza szkołą to już ich wybór, to ich prywatne sprawy. Ale w szkole i wymagamy, i prosimy, i nadzorujemy. Wiadomo, zawsze są jakieś trudności.
Życzę oczywiście powodzenia w rozwiązywaniu tych trudności. Gimnazjum im. J. I. Kraszewskiego należy do czołówki szkół, która ma najwięcej prenumeratorów „Kuriera Wileńskiego”, gazety są przywożone bezpośrednio z redakcji. Zresztą ten elitarny charakter widać też nie tylko pod względem czytelnictwa polskiej prasy, lecz także pod względem widoczności nauczycieli i absolwentów.
Tak jak mówiłam, język ojczysty jest wśród naszych priorytetów, to też wpływa na cały poziom szkoły, nie tylko pod względem językowym. Tylko że dochodzimy do momentu, gdy zaczyna brakować pomysłów. Nasze pomysły, jak można było popularyzować język ojczysty wśród uczniów polskich, także poza lekcjami, się skończyły.
Czy w szkole słyszano o inicjatywie z Gdynia, 3CLASS Anny Rzepy? W rozmowie z „Kurierem Wileńskim” opowiadała ona, jak rówieśnicy w ramach spotkań towarzyskich, także w formule zdalnej, prowadzą dla siebie korepetycje, oczywiście w języku polskim. Czy taka inicjatywa mogłaby się przydać?
Pewnym inicjatywom się przyglądamy. Oczywiście możemy opierać się na informacjach „Kuriera Wileńskiego”, polskiej prasy na Litwie. Zawsze są rzeczy, które można wypracować, wykorzystać u nas w szkole. Przyglądamy się.
Czytaj więcej: Nastolatkowie kontra Big-techy. Czy polskie szkoły na Litwie wezmą przykład z Gdyni?

Skoro jesteśmy przy mediach, tematem numer jeden są telefony w szkołach. Dania wręcz otwarcie dyskutuje o zakazie smartfonów do 18. roku życia, nawet poza szkołą, sugerując, że oddziałują one na mózg jak narkotyk. Jakie podejście ma Gimnazjum im. J.I. Kraszewskiego?
Ograniczamy korzystanie z telefonów i smartfonów podczas lekcji. Każdy nauczyciel stosuje własne metody w tym zakresie. Stosowaliśmy np. praktykę z pudełkami, do których uczniowie przed rozpoczęciem lekcji odkładali swoje telefony czy smartfony – niezależnie od tego, jak bardzo są przywiązani do tych urządzeń – a po lekcji odbierali je z powrotem. Na przerwach mają dostęp do telefonów.
Jednak taki system „gabinetowy” sprawia, że po opuszczeniu klasy przez ucznia nadzór nad nim przejmuje inny nauczyciel, w innej klasie. Pojawiły się ministerialne rekomendacje dotyczące tego zagadnienia. Zgodnie z ich treścią szkoła może stworzyć własny system chroniący dzieci przed nadmiernym korzystaniem z wirtualnego świata lub skorzystać z rozwiązań przygotowanych przez ministerstwo. Nasza szkoła planuje rozpoczęcie prac nad tym nowym dokumentem już we wrześniu. Do czasu wypracowania nowych metod będziemy kontynuować dotychczasową praktykę – czyli odkładanie telefonów na czas lekcji.
Pojawia się kolejny problem, bo nie możemy całkowicie zrezygnować z cyfrowych narzędzi. Na lekcjach używamy tablic interaktywnych i laptopów, choć nie starcza ich dla wszystkich uczniów. Często więc uczniowie korzystają ze swoich telefonów jako narzędzi do realizacji zadań. Nie możemy się całkowicie odciąć od świata cyfrowego; musimy iść z duchem czasu i korzystać z nowych technologii, jak sztuczna inteligencja. Najważniejsze jednak, by dzieci nie używały telefonów do celów niezwiązanych z nauką, by nie zatraciły się w wirtualnym świecie. To duże wyzwanie.
Dyrektor Gimnazjum im. św. Jana Pawła II w Wilnie, Adam Błaszkiewicz, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” podkreślał, że ta rekomendacja to zrzucenie z ministerstwa odpowiedzialności, takie: „róbcie po swojemu, my dajemy tylko zalecenia”. Szkoła, jeśli nie chce konfliktu z rodzicami, nie ma podkładki: „takie wytyczne i kropka”. Co więc robicie?
Tak, to może oznaczać konflikt z rodzicami, ale szkoła nie ma bazy, nawet pracowników, którzy zajęliby się przechowywaniem, wydawaniem tych telefonów. Musi być specjalna przechowalnia. Gdyby trzeba było, to nawet te laptopy byśmy dzieciom załatwili, ale do przyjmowania i wydawania telefonów potrzebny jest pracownik.
Dzieci przychodzą i wychodzą ze szkoły o różnych porach, mają różne potrzeby, więc konieczne byłoby stworzenie specjalnych miejsc, np. szafek lub pomieszczeń, do przechowywania telefonów. Ministerstwo w tej sprawie nie daje żadnych wytycznych. Nie ma na to przeznaczonych środków. Szkoły same mają tu niewielkie możliwości.
Czytaj więcej: Adam Błaszkiewicz: „Mój zawód zobowiązuje do pokazywania swej działalności innym”
A zakaz smartfonów do 18. roku życia, jak chcą w Danii, ma w ogóle sens? Jaką opinię ma Pani przede wszystkim jako pedagog?
Nie widzę obecnego świata bez nowoczesnych mediów. Musimy na to patrzeć z innej strony: szkoła musi rozwijać krytyczne myślenie, aby nasi uczniowie umieli z tego korzystać w pożyteczny, a nie szkodliwy sposób. Zakaz trwa, a gdy uczniowie osiągną 18. rok życia, mogą się znaleźć w nawet gorszej sytuacji, niż są teraz.
Podobne stanowisko ma prof. Vilija Targamadzė, która w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” podkreślała, że musi być kształcone krytyczne myślenie jako część każdego przedmiotu. Mówiła też, że szkoły mają mało wolności, autonomii, w sensie dobrania metodyki kształcenia.
I tak, i nie. Mamy możliwość doboru metodyki, może inaczej jest z samym programem. Przypomnijmy, jest takie pojęcia jak dobra szkoła i dobra lekcja. O co chodzi z dobrą lekcją?
W tę lekcję dobrą wchodzą właśnie odpowiednio zaplanowane zadania, cel i metody. Skupiamy się na aktywizacji, działalności naukowo-badawczej, refleksji nad poziomem własnego postępu i osiągnięć, a nie na wykładzie. Mamy opracowany własny system badania indywidualnego postępu ucznia. Chcę podkreślić, że swoimi pomysłami, doświadczeniem dzielimy się z innymi placówkami oświatowymi w naszym mieście i na Wileńszczyźnie.
Nauczyciel odgrywa rolę konsultanta i indywidualnego wsparcia, prowadząc uczniów do samodzielnego odkrywania tematów. Wykorzystuje różnorodne metody, także cyfrowe, w zależności od własnych umiejętności. Obecnie nauczyciele mają możliwość uczestniczenia w kursach z zakresu sztucznej inteligencji, by skuteczniej przygotowywać lekcje i nowe metody pracy. Ważne jest, by korzystać z nowoczesnych narzędzi w sposób krytyczny, nie szkodząc uczniom i procesowi nauczania. Szkoła realizuje także projekt „Bezpieczeństwo ucznia w wirtualnej przestrzeni” związany ze stosowaniem Wi-Fi.
Czytaj więcej: Prof. Targamadzė dla „Kuriera”: Szkołom, także polskim, trzeba dać więcej wolności
Co to jest?
Każdy uczeń powinien mieć dostęp do internetu w szkole, ale korzysta z niego przez zabezpieczone szkolne łącze. Dzięki temu blokowane są niepożądane treści i zakazane platformy. W zamian ma nielimitowany internet do pracy, do poznawania świata.
Jak to działa? Punkty dostępu?
Tak, mamy w szkole 12 takich punktów i one rozszerzają się na wszystkie piętra. Od nas to wymaga również zarządzania, bo dzieci, wiadomo, gubią swoje dane do kont, hasła, trzeba ciągle pilnować. Innym problemem jest, że dzieci nie chcą się podłączać do tego.
Bo ograniczenia?
Trzeba prosić i kształcić, a to czasochłonne. Próbujemy jednak pokazać, jak wiele jest w świecie do odkrycia, prócz krótkich treści, które nas pobudzają, i na tym ich rola się kończy.
Wróćmy do liczb. Ilu uczniów w tym roku przyjęło gimnazjum?
U nas sytuacja z pierwszakami bywa zmienna, co roku liczba dzieci jest inna. Nie wiem dokładnie, od czego to zależy, ale z danych statystycznych wynika, że obecnie do szkół trafiają dzieci urodzone w latach 2017–2018. W tamtym okresie nie odnotowano wyjątkowo dużej liczby urodzeń, więc naturalnie jest ich teraz mniej. Zresztą na całej Litwie, jak podkreślała pani prezes „Macierzy Szkolnej”, liczba pierwszaków wyraźnie się zmniejszyła.
Nie widzę jednak w tym żadnej tragedii. Mamy klasy o różnej liczebności; w ubiegłym roku było 24 uczniów, ale zdarzają się też mniejsze klasy. W grupie przedszkolnej mamy obecnie 22 dzieci. Wszystko zależy od sytuacji demograficznej, a czasem także od decyzji rodziców. Trzeba pamiętać, że wszystkie polskie szkoły w Wilnie i na Wileńszczyźnie są godne uwagi. Nieraz rodzice wybierają szkołę nie tylko ze względu na ofertę, lecz także na miejsce zamieszkania i wygodę dojazdu.
Chcielibyśmy bardzo, by wszyscy nasi absolwenci wracali do nas ze swoimi pociechami, jednak rozumiem, że jest to prawie niemożliwe, gdyż zmieniają miejsce zamieszkania, a wtedy oddają dzieci do innej szkoły. Cieszymy się jednak, że są to polskie szkoły.
W ogóle my jesteśmy w tak komfortowej sytuacji, bo w Nowej Wilejce dzieci mają możliwość uczenia się w trzech placówkach polskich: w naszej, w Szkole-Przedszkolu „Zielone Wzgórze” oraz w przedszkolu prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr od Aniołów w Centrum Kształcenia Rodziny. I jestem bardzo zadowolona, że kiedyś, razem z „Macierzą Szkolną”, z ówczesnym prezesem Józefem Kwiatkowskim, zapoczątkowałam proces i część uczniów swojej szkoły użyczyłam nowo tworzącej się szkole w drugiej części dzielnicy Nowa Wilejka, „Zielonemu Wzgórzu”.
To wtedy postanowiliśmy, że Nowa Wilejka powinna mieć co najmniej dwie placówki polskie, żeby dzieci mogły mieć blisko do szkoły, jednej czy drugiej. Atutem naszej szkoły jest to, że tutaj uczy się już czwarte pokolenie mieszkańców. Miło jest słyszeć, gdy podczas rozmów uczniowie wspominają, że w tej szkole kiedyś uczyli się ich dziadkowie czy rodzice.
No i bardzo dobrze współistniejemy, pracujemy, współpracujemy i potem już te dzieci z „Zielonego Wzgórza”, jako takiej bazowej szkoły, przychodzą do nas. Ale oczywiście, mogą też się uczyć w innych szkołach.
Czytaj więcej: 30 lat polskiej Szkoły-Przedszkola „Zielone Wzgórze” w Nowej Wilejce
Wydaje się, że zaczyna Pani ten rok szkolny raczej w dobrym nastroju.
Oczywiście, dlaczego miałabym nie mieć dobrego nastroju! Zaczynamy z nowymi, ciekawymi zielonymi klasami.
To nowość, jak rozumiem?
Część tych klas jest nowością. Są elementy całkiem nowe. W tym roku finiszuje nasz strategiczny plan szkoły. Był rozpisany na pięć lat i właśnie dobiega końca. Mamy taką piękną, zieloną przestrzeń – pagórki, dolinki – chcieliśmy coś z tym zrobić. Zainicjowałam grupy metodyczne, by przeszły się po naszym sadzie i przemyślały, co moglibyśmy zrobić. Miałam pomysł utworzenia amfiteatru, udało się go spełnić, ten drewniany amfiteatr już jest. Odbywają się tam spotkania. Było tam „Narodowe Czytanie”.
Chciałam o tym powiedzieć na apelu, ale zabrakło czasu. Chciałam zachęcić do czytania Jana Kochanowskiego w „Narodowym Czytaniu” 6 września.
Teraz jest okazja zachęcić!
No to będzie „Narodowe Czytanie”! W tym roku poezja Jana Kochanowskiego. Dodam, że sama inicjatywa „Narodowego Czytania” bardzo nam imponuje. Teraz, jak mamy amfiteatr, będzie świetna okazja, aby się tym pochwalić.
Powstały kąciki literackie z polskiego i litewskiego. Chciałam dodać drewniane figury mitologiczne, ale zabrakło nam czasu, głównie przez egzaminy i naukę. Do końca planu, czyli do grudnia, jeszcze mamy szansę to zrealizować.

Figury mitologiczne? Z mitologii bałtyckiej?
Tak, staną w sadzie, tu w podwórku szkolnym. Zaprowadzę pana i pokażę, naprawdę można tam odpocząć [śmiech]. Powstała też dróżka dla bosonogich. Też była to nasza inicjatywa, w ramach projektu „Tvariau”. Potem zrobiliśmy dróżkę pachnących i roślin zdrowotnych. Posadziliśmy te takie duże borówki. Nie czernice, ale borówki.
Amerykańskie?
Jakie amerykańskie, skoro rośnie na Litwie, to borówka litewska! [śmiech] Takie wielkie, okrągłe, podobne do czernic. Do tego grusze, jabłonie, robimy własny susz.
To fajna czynność dla dzieci, bo najpierw trzeba zebrać, wtedy oczyścić, ususzyć. Później wręczamy to w formie prezentów. W tym roku szkoły uczestniczyły w akcji zbierania datków na hospicjum, kto wie, może i susz by się w hospicjum przydał? To już pokaże nowy rok szkolny.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 36 (101) 06-12/09/2025