Więcej

    Agnieszka Mozyro: „Mam w życiu farta!”

    Czytaj również...


    Agnieszkę urzekła niepowtarzalna architektura Tajlandii Fot. archiwum
    Agnieszkę urzekła niepowtarzalna architektura Tajlandii Fot. archiwum

    .

    Rozmowa z Agnieszką Mozyro, zdobywczynią tytułu „Dziewczyna »Kuriera Wileńskiego« — Miss Polka Litwy 2009”, finalistką konkursu „Miss Polonia 2009”.



    Zakwalifikowanie się do finałowej dziesiątki najbardziej prestiżowego konkursu piękności w Polsce, biorącego swe początki jeszcze w 1929 r., jakim jest „Miss Polonia” — to nie lada sukces. Udział w tym konkursie oznaczał sukces osobisty, spełnienie marzeń, a może po prostu — przygodę?

    Na początku była przygoda z konkursem „Dziewczyna „Kuriera”. Po zdobyciu korony wszystko dalej potoczyło się w sposób naturalny — wiadomo, że zwyciężczyni wyjeżdża do Polski. To również była niesamowita przygoda. Bardzo chciałam wypróbować swoich sił na konkursie o takim zakresie i wyciągnąć z tego to co najlepsze. Nauczyłam się obcowania z obiektywem fotoaparatu. Jeśli chodzi o pobyt w Tajlandii, dla mnie jako socjologa to był ogromny bagaż obserwacji tej kultury, ludzi, kontaktów międzyludzkich. A nawet nas samych, dziewcząt, ekipy, która z nami jeździła. Jak się zachowują w nowych sytuacjach.

    Właśnie Tajlandia. W tym egzotycznym kraju odbywały się przygotowania do jubileuszowego konkursu „Miss Polonia”…

    Mam w życiu farta! Trafiłam akurat na 80. wybory najładniejszej Polki świata. Dzięki temu wszystkie finalistki wyjechały na zgrupowanie do Tajlandii. W ogóle w życiu to mam szczęście!

    Przez cały czas towarzyszyli nam reporterzy, fotoreporterzy — z Polski i Tajlandii. Zaskakujące było, że nas bardzo oficjalnie spotykano — z girlandami egzotycznych kwiatów. Witały nas miejscowe władze, Tajki w strojach narodowych. Nie spodziewałyśmy się, że wszystko będzie zorganizowane z taką pompą i nasz przyjazd stanie się takim wydarzeniem. Tajowie byli bardzo uprzejmi, usłużni. Ich kultura sprowadza się do tego, że wręcz z poddaniem, uniżeniem traktują drugą osobę. Gdziekolwiek wchodziłyśmy — do restauracji, hotelu — wszyscy się kłaniali w pas, składali ręce na powitanie. Kiedy nam coś podawali — klękali przed nami ze spuszczoną głową. Jak niewolnicy! Dla nich to jest normalne. Dla nas to było szokujące! Czułam się zażenowana tą sytuacją.

    Dużo wrażeń, ale też dużo pracy…

    Przygotowania w samej Tajlandii trwały 10 dni. W ciągu tych dni zobaczyłyśmy tyle, ile by się nie dało, gdyby nawet człowiek wykupił najlepszą wycieczkę. Pokazano nam wszystko co najlepsze — super atrakcje, zabytki, kuchnie, hotele. Organizatorzy naprawdę się postarali, wszystko dopięli na ostatni guzik.  Żeby wszędzie zdążyć, trzeba było bardzo się sprężyć. Czasem spałyśmy tylko po cztery godziny. Do zmęczenia dochodziły jeszcze emocje, stres. Cały czas trzeba się było mieć na baczności. Ciągle przecież ktoś mógł zrobić zdjęcie.

    Wszystko było ustalone po godzinach. Np. o 6 rano wyjeżdżałyśmy i płynęłyśmy na wyspę. Tam czekała na nas sesja zdjęciowa. Potem jechałyśmy na farmę krokodyli. Wracałyśmy do hotelu o godzinie 23 czy 24. Mimo że większość czasu spędzałyśmy nad morzem, nie mogłyśmy się w nim wykąpać, bo należało dbać o uczesanie, makijaż, o to, by nie zamoczyć strojów kąpielowych. W ciągu całego pobytu mogłyśmy sobie popływać tylko raz przez godzinę.

    Czym urzekła Tajlandia, co zapadło na długo w pamięć o tym kraju?

    Tyle można tu opowieści mnożyć… To zupełnie inna kultura, architektura, absolutnie inni ludzie,  klimat, roślinność, kuchnia. Wszystko niesamowite. Codziennie każdy nasz zmysł był „bombardowany”.

    Dla mnie najpiękniejsze były rajskie wyspy Pipi. Płynie się lazurową wodą i widzi się przed sobą wyspę o złotym kolorze piasku, który jest tak delikatny jak pyłek…

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

     

    Finałowa gala odbyła się w Białej Fabryce Ludwika Geyera w Łodzi

    Jak wyglądał konkurs „od kuchni”? Za kulisami skrywała się ostra rywalizacja czy przyjazna atmosfera? Obeszło się bez niszczenia sukienek?

    Z mego punktu widzenia — to był jeden wielki chaos. Nad realizacją przedsięwzięcia pracowała ogromna ekipa. Ale nie wiem, jak oni to wszystko ogarniali! Przygotowania stricte do samego konkursu trwały w Polsce nad morzem, we Władysławowie przez pięć dni. Miałyśmy bardzo dużo prób, nieraz do północy, przećwiczone wszystkie układy co do kroczka. Wieczorem przed samą galą reżyser oświadczył, że nie akceptuje żadnej z tych choreografii! Wszystko szybko pozmieniał i musiałyśmy to w mig opanować. To wymagało dużej koncentracji i spokoju, żeby nie popaść w panikę. Niektóre dziewczyny nie wytrzymywały nerwowo tego całego napięcia. Połowa dziewczyn się popłakała. Jedna nie mogła się opanować i wyjść nawet na próby.

    Jak wyjeżdżałam — to mnie uprzedzano: „Bądź ostrożna, na takich konkursach — to zazdrość, rywalizacja i podcinanie sobie obcasów…”. Nic z tych rzeczy! Byłam mile zaskoczona. Dziewczyny były naprawdę w porządku. Wiadomo, bywały jakieś spięcia, dziewczyny bardziej i mniej przyjazne. Oczywiście, nie była to jakaś sielanka, bo cała sytuacja ku temu nie sprzyjała.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Finałowa gala odbyła się w Białej Fabryce Ludwika Geyera w Łodzi…

    Konkurs był transmitowany na żywo, dlatego wszystko było rozliczone co do sekundy. Nie było ani chwili zatrzymania, zagapienia się, żeby ktoś na kogoś czekał. To potęgowało stres. Gdy schodziłyśmy ze sceny, biegiem leciałyśmy do przebieralni, ledwo się nie pozabijałyśmy na obcasach. Na zmianę stroju miałyśmy 3-4 minuty. Była osoba, która wskazywała nam, kiedy mamy wyjść na scenę. Reżyser w przerwach mówił publiczności jak się ma zachowywać — kiedy klaskać, dopingować, jak się ma bawić.

    Przed wyjściem na scenę nie słyszałam nic prócz bicia własnego serca. Ale już na scenie odczuwałam tylko na sobie światła jupiterów i uwagę publiczności. Starałam się wykorzystać te swoje pięć minut.

    Jakie uczucie ogarnęło, gdy ogłoszono finałową dziesiątkę?

    Od razu się nastawiłam, że jako kandydatka z zagranicy nie mam szans. Dziewczyny z Polski mają na konkursie ogromne wsparcie. W swoich miastach to już są osoby publiczne — wszędzie są publikowane wywiady z nimi, zdjęcia.  Kiedy trafiłam do piętnastki — bardzo się cieszyłam, bo to już przerosło moje oczekiwania. Ale jak już trafiłam do dziesiątki! To było coś niesamowitego! Przy okazji chciałabym też wszystkim znajomym, wszystkim mieszkańcom Wileńszczyzny ogromnie podziękować. Bo naprawdę czułam wsparcie duchowe!

    Obecnie czas naszej misski pochłaniają studia doktoranckie na socjologii. Dlaczego akurat ten kierunek?

    Robię doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim im. Jana Pawła II. Zajmuję się socjologią gospodarczą. Od września pracuję jako nauczyciel akademicki w Państwowej Szkole Wyższej im. Jana Pawła II w Białej Podlaskiej. Wykładam różne przedmioty z socjologii. Socjologię wybrałam, żeby móc połączyć przedmioty ścisłe i humanistyczne. Socjologia to wszystko w sobie łączy. Przede wszystkim zawsze była we mnie ciekawość człowieka, interesowały mnie motywy jego zachowań, funkcjonowanie poszczególnych społeczeństw. Ta nauka daje największe możliwości docierania do takich prawd.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czy nie było nigdy pokusy zamiast studiów uniwersyteckich wybrać karierę modelki?

    Kiedyś jako piętnastolatka otrzymałam propozycję pracy w charakterze modelki. Ale nie miałam takich ambicji. Rok temu zaproponowano mi udział w konkursie na modelkę podczas pokazu mody włoskiej w Wilnie. Spróbowałam i wygrałam. Miałam możliwość pracy jako modelka we Włoszech. Ale zrezygnowałam, bo miałam studia i je wybrałam. Myślę, że już tak zostanie…

    Rozmawiała Edyta Szałkowska

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Mer udzieli ślubu? Duchniewicz pisze do Dobrowolskiej, podaje argumenty

    Ceremonia ma stać się atrakcyjniejsza Zdaniem mera Duchniewicza, ceremonia zaślubin z udziałem mera samorządu byłaby znacznie bardziej atrakcyjna, tym bardziej, że ceremonię rejestracji małżeństwa można zorganizować nie tylko w siedzibie urzędu stanu cywilnego, ale także w miejscach wybranych przez nowożeńców...

    Transmisja Mszy św. z Ławaryszek w TVP Wilno

    „Neogotycka perła Ławaryszek” — tak przez parafian nazywana jest świątynia usytuowana w centrum miejscowości. Kościół ten zbudowano na początku XX wieku, w 1906 roku. Jego fundatorem był ówczesny proboszcz ks. Józef Mironas. Jest to świątynia z cegły dużych rozmiarów: długość ma 42...

    Upamiętnienie Banionisa z wątkiem polsko-litewskim. Pokłóconych sąsiadów pożera większy gracz

    W dniu 16 kwietnia w Litewskim Teatrze Narodowym wyświetlono film „Marš, marš! Tra-ta-ta!” z 1964 roku. Ten obrazek w reżyserii Raimondasa Vabalasa jest polityczną parodią na relacje międzynarodowe i nie tylko. W filmie widzimy odwieczny konflikt przez pryzmat kochanków, Zigmasa...

    Dni Gminy Rudomino: spotkanie z młodzieżą

    Z tej okazji Centralna Biblioteka Samorządu Rejonu Wileńskiego zaprosiła młodzież z Gimnazjum im. Ferdynanda Ruszczyca na jedno z wydarzeń w bogatym programie promującym historię i kulturę miejscowości Rudomino — spotkanie ze starostą gminy Rudomino Józefem Szatkiewiczem. Dyrektor biblioteki, Mirosław...