System nauczania na odległość ułatwia życie emigrantów, którzy zabierają ze sobą dzieci, ale chcą też, aby pociechy uczyły się w języku ojczystym.
Sam system jednak jest oceniany dosyć sprzecznie. Kontaktując z nauczycielami poprzez Skype dzieci uczą się w języku ojczystym i nie zrywają więzi ze swoim krajem. Jednak u wielu specjalistów powstaje pytanie, jakie są wyniki takiej nauki? W dodatku „wirtualne” nauczanie dodatkowo kosztuje — państwo płaci za koszyczki ucznia, a rodzice-emigranci płacą podatki w krajach, w których pracują. Niedawno dwaj dyrektorzy stołecznych szkół dyskutowali na temat wirtualnego nauczania. Podczas rozmowy został przytoczony przykład jednej z litewskich placówek, w której, jak się okazało, niektóre klasy są na wpół puste.
„Klasa liczy 30 uczniów, a na lekcje przychodzi tylko 15, bo dzieci mieszkają z rodzicami w innych państwach. Zainstalowanie systemu internetowej edukacji może być świetnym sposobem na zdobycie dodatkowych koszyczków uczniów…” — rozważali.
Jak poinformowano „Kurier” w samorządzie wileńskim, jedyną placówką w stolicy, w której edukacja odbywa się przeważnie za pomocą internetu, jest Gimnazjum Ozo. Z 1 000 uczniów wirtualnie kształci się tam ponad połowa — 570. W Wilnie istnieje też więcej szkół korzystających z systemu nauczania na odległość, ale na razie nigdzie nie jest on stosowany tak szeroko, jak we wspomnianym powyżej gimnazjum. Jednak wraz z wzrostem emigracji wzrasta też liczba chętnych na wirtualną edukację.
Obecnie w sposób wirtualny kształcić się mogą jedynie uczniowie szkół litewskich, gdyż oficjalne programy wirtualnego nauczania są przygotowane wyłącznie w języku państwowym. A czy system nauczania na odległość jest potrzebny dla polskich placówek na Litwie?
— Moje zdanie w tej sprawie jest ambiwalentne — zaznaczył w rozmowie z „Kurierem” Czesław Dawidowicz, dyrektor Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie.
Dyrektor Dawidowicz stwierdził, że byłoby dobrze, gdyby była dostępna możliwość kształcenia się na odległość, bo dzieci mogłyby uczyć się w języku ojczystym. Jednak zaznaczył, że ten system ma też poważne wady.
— Mam obawy z powodu jakości nauki, gdy młoda osoba spędza czas przy komputerze, zamiast obcowania na żywo z nauczycielami i kolegami z klasy. Jeszcze przed kilku laty większość uczących się na odległość osób słabo składało maturę. Nie wiem, być może dzisiaj wskaźniki już są lepsze, ale obawiam się…
Zdaniem dyrektora Dawidowicza, edukacja przez internet mogłaby pasować dla uczniów klas starszych. Zaś młodszym dzieciom lepiej byłoby uczyć się w szkołach tych krajów, w których zamieszkały wraz z rodzicami.
— Dzieci z młodszych klas łatwiej dostosowują się do nowego systemu nauczania. Natomiast starszym uczniom, szczególnie maturzystom, daje się to o wiele trudniej. Dla nich więc lepiej wybierać naukę poprzez internet. Także ten system odpowiada młodzieży, która już pracuje i nie jest zainteresowana w wysokich wynikach nauki i studiach po ukończeniu szkoły — mówił dyrektor wileńskiego gimnazjum.
Z kolei mieszkanka Kowna Aušra Bukauskienė, matka 14-letniego Nojusa, cieszy się, że jej syn ma możliwość nauki, chociaż nietradycyjnej, w języku ojczystym.
— Wraz z mężem od czerwca pracujemy w Norwegii. Planujemy być tam rok, ale nie chcemy na tyle czasu zostawiać syna. W dodatku nie mamy żadnych krewnych, którzy mogliby nim zaopiekować się. Postanowiliśmy więc, że nasze dziecko będzie uczęszczało do wirtualnej 9-ej klasy — tłumaczy rodzinną decyzję rozmówczyni. — Nojus obiecał, że będzie odpowiedzialny i nie skusi się grami komputerowymi zamiast nauki. Osobiście będę pilnowała, aby wykonywał wszystkie zadania nauczycieli. Rozumiem, że w ten sposób trudniej zachować dobre wyniki pracy. Ale nie mieliśmy innego wyjścia…
Brygita Łapszewicz