Na frontowej ścianie budynku Biblioteki Akademii Nauk Litwy im. Wróblewskich, mieszczącej się w pałacu należącym niegdyś do hrabiów Tyszkiewiczów, wyryta jest linia oraz data — 1931. W ten sposób upamiętniono wielką powódź, która nawiedziła Wilno i okolice w ostatnich dniach kwietnia przed 85 laty.
„Wilia wygląda bardzo niebezpiecznie: nurt jest bardzo wartki, miejscami jest spieniona i piętrzy się na przeszkodach. Mało brakuje do przelania się oszalałej rzeki przez wały” — pisano na łamach warszawskiego tygodnika „Bluszcz”.
Poziom wody u zbiegu trzech ulic — Zygmuntowskiej (Žygimantų), Arsenalskiej (Arsenalo) i Wróblewskiego (Vrublevskio) sięgał ponad 120 cm.
Wilnianie z przerażeniem obserwowali wiosenne wyczyny Wilii.
„Przez powódź uszkodzone zostały transformatory, bezrobotni wypompowują wodę z piwnic domów, zniszczone tory kolejki magistrackiej przy Moście Zwierzynieckim, pogrążony do połowy w wodzie pomnik Adama Mickiewicza stojący na terenach wojskowych nad Wilią, trwa ewakuacja powodzian z zatopionych domów przy ulicach Arsenalskiej, Zygmuntowskiej, Wileńskiej, Mostowej. (…) Zalany Zwierzyniec, wywożą ludzi z posesji na Antokolu.(…)” — podawał Wileński Dziennik Wojewódzki.
Tymczasem Eugenia Kobylińska-Masiejewska, literatka, pedagog i działaczka społeczna relacjonowała na łamach warszawskiego tygodnika „Bluszcz” codzienność Wilna w wodzie: „Woda zalała Cielętnik i Arsenalską, wlała się na Mostową, która się tego wcale nie spodziewała. Nieszczęsna ta kręta uliczka została wobec tego zaatakowana z dwóch stron, bo przez podwórka wdarła się w nią woda od Zygmuntowskiej. Mieszkańcy uciekli z parteru, gdyż meble, nawet tak poważne jak szafy, poruszyły się z miejsca, chcąc bezskutecznie wydostać się na grzbiecie fali przez okna.
»Wilia wściekła się, czy co? A niech ją licho! Do mieszkania naszego włazi… Czort wie, jakie czasy! Pensja mała, woda ogromna«, narzekał mój kolega, nauczyciel.
— Proszę odesłać uczniów, mieszkających na Kalwaryjskiej, do domu — zarządził dyrektor. — Most Zielony w niebezpieczeństwie.
Dotychczas myślałam, że to żarty. No… przecież Wilia nie zrobi głupstwa. Taka przyzwoita rzeka… »dno ma złociste, a niebieskie lica…«.
…Tego dnia niedużo mogłam zobaczyć, ale na drugi dzień los zesłał mi Anioła-Stróża w postaci tęgiego i dobrodusznego ojca jednego z moich piątoklasistów, a zarazem posiadacza własnego domu na zalanej ulicy Arsenalskiej. Zjawił się nagle z samochodem pod szkołą i zabrał mnie, abym zobaczyła „Wenecję”.
Dojechaliśmy do katedry. Tu trzeba było wysiadać i szukać łódki. Ogarnął mnie strach. Na zwykłym miejskim placu otworzyły się jakieś szerokie, jasne horyzonty, połyskujące śniegiem piany w oddali.
Pojechaliśmy w stronę Zwierzyńca. Już i tu most w niebezpieczeństwie. Na stokach górzystych brzegów saperzy wypychają piaskiem brzuchate worki, Wilia szumi i parska. Zalała wszystkie tartaki i składy drzewa, wtoczyła się do ogrodów, owinęła mokrymi ramionami bezbronne nadbrzeżne domy po same dachy i teraz właśnie niesie na rozhukanych falach chatę bez strzechy, gubiąc po drodze belki i deski… Widać urwisko przeciwległego brzegu i sosny wysokopienne… Ach! Drgnęła jedna nieszczęsna sosna, pochyliła się nad przepaścią, zatrzepotała i jęła usuwać się z cichym trzaskiem w dół. Za nią stoczyła się druga, trzecia. Skłębiło się wszystko, zakotłowało i znikło.
Gdy już woda opadać zaczęła i można było przyjrzeć się nieszczęściu, ludzie łapali się za głowy. A Wilia ustępowała niechętnie i gotowała miastu nowe niespodzianki. Zagroziła Mostowi Zwierzynieckiemu, obrywając kawały brzegu, i zmogła zdyszaną w długiej walce elektrownię. Gdy więc mrok nocny spadł na Wilno, a nie rozbłysły oślepłe nagle lampy — wtedy z wilgotnych ulic i cuchnących zgnilizną, pełnych jeszcze wody suteren wypełzła troska…
„Pić tylko przegotowaną wodę! — ostrzegają białe nalepki z murów miasta…”
Tak pisała na łamach tygodnika „Bluszcz” autorka „powodziowego” reportażu, wilnianka, poetka, pisarka Eugenia Kobylińska-Masiejewska. Należała ona do grona najciekawszych postaci świata literacko-artystycznego ubiegłego wieku. Dzięki tym reportażom cała Polska mogła się dowiedzieć o wielkiej powodzi, jaka nawiedziła Wilno i okolice w kwietniu 1931 r.
Straty były ogromne, a największą z nich — zalanie podziemi katedry. Gdy ustąpiły wody, zapadła się posadzka w kaplicy św. Kazimierza i w lewej nawie bocznej. Wszystkie sklepienia, mury oraz dźwigary w portyku popękały. Momentalnie rozpoczęto działania mające na celu ratowanie bazyliki. Wtedy też nastąpiło sensacyjne odkrycie, którym Wilno żyło w ciągu następnych lat: odnaleziono wśród wielu innych szczątki króla Władysława IV, króla Aleksandra Jagiellończyka, królowej Elżbiety i Barbary Radziwiłłówny — dwóch żon Zygmunta Augusta.
W dokumentach pisano: „Odnaleziono dwie puszki ze stopu cyny i ołowiu, zawierające serce i wnętrzności króla Władysława IV, złożone tu 28 czerwca 1648 roku. Ciało króla, zmarłego w Mereczu, przewieziono na Wawel. Liczne dziury i uszkodzenia mogą wskazywać na fakt, że podczas najazdu wojsk moskiewskich grobowiec został splądrowany”.
Mimo opłakanego stanu, katedra została uratowana, wzmocniono podziemia. Remont fundamentów przeprowadził profesor architektury Juliusz Kłos. Wtedy też powstało podziemne mauzoleum grobowców królewskich.
Warto wspomnieć o „pogrążonym do połowy w wodzie pomniku Adama Mickiewicza, stojącym na terenach wojskowych nad Wilią przy ulicy Sportowej”. Co ciekawe, nazwa, biegnącej wzdłuż Wilii w okolicach gmachu byłego Pałacu Sportu ulicy, dotychczas jest ta sama.
Mowa tu idzie o pomniku Wieszcza według projektu polskiego rzeźbiarza Zbigniewa Pronaszki.
Józef Poklewski, urodzony na Wileńszczyźnie (1937) polski historyk w swej pracy „Polskie życie artystyczne w międzywojennym Wilnie” pisze:
„Wilno od dawna pragnęło uczcić pomnikiem Wieszcza, związanego silnie z tym miastem zarówno studiami, działalnością patriotyczną, jak i debiutem poetyckim.
Wydarzenia I wojny światowej i ich konsekwencje, przedłużające działania wojenne na tym terenie aż do 1920 r., niewyjaśniony do 1922 r. status państwowy miasta, nie odsunęły na plan dalszy podejmowanych sukcesywnie od 1858 r. zabiegów o wzniesienie pomnika poety w Wilnie. Już w 1921 r. zawiązał się Komitet Budowy Pomnika Adama Mickiewicza, któremu przewodniczył opromieniony sławą wyzwoliciela Wilna gen. Lucjan Żeligowski.
Trudności gospodarcze i okres inflacji poważnie ograniczyły aktywność Komitetu, a wyraźnym osłabieniem jego prestiżu stał się wyjazd z Wilna gen. Żeligowskiego, który jako osadnik wojskowy zamieszkał w majątku Andrzejewo koło Turgiel i zajął się uprawą lnu.
Ze swoistego letargu obudził Komitet dopiero Zbigniew Pronaszko, który przedłożył gotowy projekt pomnika Mickiewicza i zaproponował ustawienie rzeźby w Wilnie.
Artysta ten, powołany w 1923 r. na kierownika pracowni malarstwa dekoracyjnego na Wydziale Sztuk Pięknych USB, jeszcze w 1922 r. w
swej krakowskiej pracowni wykonał utrzymany w koncepcji formistycznej projekt pomnika poety. Tymczasowa wersja pomnika, wysokości 12,5 metra, powstała z drewna. Zaszokowani nowoczesną formą pomnika zarówno członkowie Komitetu Budowy, jak i przedstawiciele władz miejskich nie wyrazili zgody na jego przyjęcie, zdecydowanie też odmówili
lokalizacji na placu przed wileńskim ratuszem.
Zainteresowane propozycją Pronaszki były natomiast władze wojskowe. Za wiedzą i aprobatą Marszałka Piłsudskiego makieta Pronaszki ustawiona na terenie wileńskiego garnizonu”.
Sprawę rozstrzygnął los. Makietę pomnika porwały wody „oszalałej” Wilii podczas kwietniowej powodzi…