Budownictwo — lokomotywa litewskiej gospodarki przystopowana kryzysem gospodarczym coraz bardziej zwalnia. Upadają lub balansują na krawędzi bankructwa największe firmy budowlane. Coraz to większe rzesze wysoko i mniej wykwalifikowanych pracowników budowlanych pozostaje bez pracy.
— Od sześciu miesięcy siedzę w domu bez pracy. Na szczęście firma płaci dla mnie i dla moich kolegów minimalne wynagrodzenie, ale w porównaniu z rokiem ubiegłym, gdy jeszcze latem i jesienią miałem co najmniej 3600 litów „na ręce”, to minimum — to jest nic. Jeżeli żona straci pracę, to będziemy zmuszeni sprzedać trzypokojowe mieszkania i poszukać mniejszego — użalał się dla „Kuriera” Romas, pracownik firmy budowlanej „Fegda”. Zdaniem Romasa, najgorsze jest to, że kierownicy żadnej poprawy nie obiecują. Przymusowe urlopy, które ciągną się miesiącami, szefowie usprawiedliwiają walką o przetrwanie firmy.
— Mimo że teraz, gdy siedzę na przymusowym urlopie, oszczędzamy z żoną każdy cent, nasza sytuacja materialna z każdym miesiącem się pogarsza. Mamy kredyt w banku, za ubezpieczenie naszego syna płacimy każdy miesiąc kilka setek litów — mówi Romas. Mężczyznę szczególnie martwi zbliżająca się zima. Obawia się, że nawet razem z żoną nie będą w stanie spłacić raty za mieszkanie i ubezpieczenie dziecka. Ostatecznie jest gotów tymczasowo pozostawić rodzinę i szukać pracę, jak mówi „im dalej od Litwy, tym lepiej”.
Tymczasem Adakras Šeštakauskas, przewodniczący stowarzyszenia spółek budowlanych Litwy mówi, że sytuacja w sektorze budowlanym jest krytyczna. Šeštakauskas dla „Kuriera”, że „wolumen prac budowlanych w porównaniu do ubiegłego roku zmniejszył się co najmniej o 46 proc. W 2009 roku wyprodukowano o 50 — 70 proc. materiałów budowlanych mniej niż w roku 2008”. Zdaniem przewodniczącego, spółki, próbując się ratować, sięgają po wszelkie sposoby, ale w warunkach kryzysu gospodarczego i mocno wyśrubowanych warunkach kredytowania, dotychczas łatwą ręką udzielanych przez banki — szanse przetrwania dla wielu są wręcz minimalne.
— Obecnie około 30 budowlanych spółek wstrzymało swoją działalność, wobec niektórych z nich toczą się sprawy o przyznanie bankructwa i co gorsze, wygląda na to, że jest to dopiero początek — prognozował przyszłość litewskiego sektora budowlanego Šeštakauskas. Przewodniczący wśród podstawowych problemów, z jakimi borykają się spółki budowlane wymienia „zaostrzone przez banki warunki, na jakich można zaciągać kredyty”. Szefowie budowlanych firm ratunku się spodziewają raczej po rządowych programach dotyczących renowacji rządowych budynków oraz bloków mieszkalnych wybudowanych w czasach sowieckich. Niestety, oba te programy, zdaniem Šeštakauskasa, są realizowane przez rząd bardzo powoli, więc nie są tak skutecznym kołem ratunkowym dla budowlańców, jak spodziewano się. W najbardziej czarnym scenariuszu, który, zdaniem przewodniczącego, jest bardziej niż realny — litewski sektor budowlany może stracić do 50 tys. pracowników.
— Wygląda na to, że na razie sytuacja na rynku nieruchomości powoli się stabilizuje. Liczba transakcji kupna – sprzedaży powoli wzrasta. Co prawda, większa liczba transakcji wcale nie oznacza, że spółkom budowlanym recesja już nie grozi — powiedział „Kurierowi” Saulius Vagonis, kierownik działu ds. szacowania i badań marketingowych agencji nieruchomości „OberHaus”. Vagonis, jak i Šeštakauskas pośród największych problemów sektora budowlanego uznaje wysokie wymagania banków, które w zasadzie stawiają wiele spółek budowlanych na krawędzi bankructwa. Zdaniem przedstawiciela „OberHaus”, dobrej passy dla sektora budowlanego w najbliższych latach nie należy spodziewać się. — Ten sektor gospodarki litewskiej powróci do życia wówczas, gdy kondycja ekonomiczna naszego kraju zacznie się polepszać — podsumował Vagonis.