— Przecież gdyby nie mężczyźni, świat nigdy nie ruszyłby z miejsca. Historia postępu to historia mężczyzn. Wszyscy wielcy ojcowie postępu, humaniści, wynalazcy, byli mężczyznami…
— Niby, którzy? Konkretnie, nazwiska!
— No, choćby Kopernik…
— To kłamstwo! Kopernik była kobietą!
W ten właśnie sposób mieszkanki Państwa Kobiet celnie ripostują przebudzonego po 53 latach hibernacji Alberta Starskiego w kultowej już dzisiaj komedii Juliusza Machulskiego „Seksmisja” (1993). Film ten obfituje w wiele aluzji do sytuacji i życia w państwie socjalistycznym, jakim był PRL. Ale czy tak absurdalne stwierdzenia można odnosić tylko do nieistniejącego już PRL-u… Niestety, chyba nie…
Brat Baracka Obamy ma litewską krew — donosi za pewnym dziennikiem jeden z najpopularniejszych litewskich portali internetowych, zamieszczając obok fotografię czarnoskórego Marka Okoth Obama Nsesandjo, którego matka Ruth Nidesand ma być potomkinią emigrantów z Litwy. Brzmi absurdalnie i chociaż przodkowie Ruth Nidesand Litwinami nie byli, ale Żydami, którzy wyemigrowali z dawnych ziem WKL za chlebem do Ameryki, to zawsze, jakby nie było, jeden więcej.
Takie rewelacje pojawiają się średnio co kilka miesięcy. Do litewskości Adomasa Mickevičiusa wszyscy się przyzwyczaili i nie wzbudza to już dzisiaj większych emocji. Podobnie jest ze Slovackisem, Česlovasem Milošasem, który — notabene — większą część swego życia spędził na emigracji, w Polsce i Stanach Zjednoczonych (taką informację, w języku litewskim i angielskim, znajdą turyści odwiedzający Szetejnie (Šeteiniai) pod Kiejdanami (Kėdainiai), miejsce urodzenia Noblisty), czy też z większością wielkich absolwentów Uniwersytetu Wileńskiego, których litewskie nazwiska złotymi zgłoskami wyrzeźbiono na tablicach umieszczonych na Dziedzińcu Skargi.
To trochę tak, jak z teorią legendą o rzymskim pochodzeniu Litwinów, niezwykle popularną jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku. Jeden z książąt C. (nazwisko znane redakcji), potomków Giedymina, miał się chwalić na przyjęciu ambasadorowi francuskiemu, jak to jeden jego protoplasta, rzymski rycerz z rodu Collona, spacerując po Rzymie, miał wpaść do dziury w ziemi i przelecieć nią na drugą stronę, wypadając na terytorium Wielkiego Księstwa. Czy też z falsyfikowaniem genealogii Paców chcących za wszelką cenę udokumentować swe pokrewieństwo z florencką rodziną Pazzich. Tyle że wtedy każdy dobrowolnie szukał w sobie rzymskiej krwi, a teraz niejako z urzędu nadaje się domieszkę litewskiej. Żywi mogą tu jeszcze zabrać głos, gorzej ze zmarłymi. Na przykład, zupełnie nie bawią rewelacje, o których swego czasu donosił możejkowski (Mažeikiai) tygodnik Santarvė, a także jeden zdawałoby się szanujący swój tytuł ogólno litewski dziennik, o żmudzkiej krwi Papieża Jana Pawła II, którego matka Emilia z Kaczorowskich, miała być córką Juozapasa Kačerovskisa z podmożejkowskiej Leckawy (Leckava). Rzec by można — i śmieszna, i straszna… Przykładów są dziesiątki. Ale, po co to wszystko? Może, żeby się dowartościować? Do niedawna starano się wyrugować z szeroko pojętej Kultury litewskiej, przez duże „K”, wszystko to, co nielitewskie i zanieczyszczone obcymi (najczęściej słowiańskimi) wpływami. Od kilku lat, na szczęście, można zaobserwować tendencję odwrotną. Za dziedzictwo kultury litewskiej przyjmuje się wszystko to, co powstało na ziemiach wchodzących w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, bez względu na język, samoidentyfikację czy przekonania autora. Jest to podejście poniekąd bardzo słuszne i należy się tylko cieszyć, że w końcu doceniono wielokulturowe dziedzictwo Wielkiego Księstwa. A opisane przykłady są przykładem skrajnego podejścia do dej kwestii. Czy jednak warto popadać aż w takie skrajności. Także w kontekście niedawnego wyroku Litewskiego Sądu Konstytucyjnego w sprawie pisowni nazwisk. Chyba – zdaniem braci Litwinów — jednak warto. Bo, po co komu te zmiany? Wszyscy przecież — skoro mieszkamy na Litwie — jesteśmy Litwinami. Bo kim niby mamy być? Ja się akurat tego nie wstydzę. Może dlatego, że wciąż jeszcze słyszę słowa Stanisława Mackiewicza „Cata”: Urodziłem się jako Polak, szlachcic litewski i miłości Wilna nikt nie wyrwie z mego serca. Czyli typowa kresowa schizofrenia. Zresztą z „Seksmisją” w tle.