Mieszkańców miasta Niemenczyn i jego okolic w ubiegłą sobotę zgromadził tradycyjny, bo już XXI jarmark „Kaziuczka Niemenczyńskiego”. Tego dniach padający deszcz nie zepsuł mieszkańcom zabawy, a nowe miejsce jarmarku sprawiło, że atmosfera była gorąca i przyjazna.
Organizatorzy tegorocznego jarmarku mieli niełatwe zadanie, ponieważ z powodu zamkniętego na renowację, zwanego przez mieszkańców Niemenczyna „nowego”, mostu i przeniesienia ruchu drogowego na główną ulicę miasta — Święciańską, gdzie przez wiele lat były organizowane święta, trzeba było znaleźć inne miejsce dla „Kaziuczka Niemenczyńskiego”. Po wielu naradach postanowiono kiermasz zorganizować na placu pomiędzy gmachem starostwa i ulicą Lauko. Mieszkańcom nie przeszkadzało to, że plac ten jest kilka razy mniejszy niż obszar, na którym tradycyjnie odbywał się kiermasz.
— Tu nawet jest lepiej! Być może trochę ciaśniej, jednak przytulniej i jakość milej! — uśmiechając się, powiedziała pani Irena z Kabiszek. — Najważniejszy przecież jest jarmark.
A tegoroczny był bogaty w „pierzaste koguciki, baloniki na druciku, cukrową watę” oraz oczywiście było mnóstwo kolorowych palm. Chociaż pogoda nie dopisywała, ale od wczesnego ranka padający przelotny deszcz nie był przeszkodą dla bawiących się.
— Przyznam, że od dawna nie widziałam takiego bogatego „Kaziuczka”. Zdarzało się, że jarmark czasami bywał bardziej chiński niż nasz, tradycyjnie wileński. Jednak w tym roku, chociaż nie był organizowany na głównej ulicy miasta, a tylko na o wiele mniejszym placu, wszystkiego jest pod dostatkiem. Można tu kupić drewniane naczynia, łyżki i meble, biżuterię wykonaną ręcznie, kosze i koszyczki, kolorowe palmy, różnorodne cukierki i pierniki. Widziałam nawet dużą, drewnianą budę! — dziwiła się zadowolona ze święta niemenczynianka Danuta.
— A dla mnie jednak brakuje mięsa! Zaparkowaliśmy samochód za „Maximą” i na „Kaziuczka” szliśmy na zapach pieczonego szaszłyka, który w pewnym momencie się urwał. Zrozumieliśmy, że to ktoś obok na podwórku piecze, a nie odbywa się to na kiermaszu — do rozmowy dołącza się kupujący pierniki Stanisław z Kukuciszek.
Deszcz kropił jak ksiądz kropidłem i chociaż pogoda nie dopisywała, to nikt z kiermaszu nie wyszedł bez jakiegoś zakupu. A to ktoś niósł z dumą wileńską palmę, a to jakieś wyroby z drewna, rzeźby.
Dzieci licznie gromadziły się przy stoiskach z loterią i nalepkami. Zadowolone lub zawiedzione wygraną biegły do rodziców. Wszystkiemu temu towarzyszyły nagrania „Kapeli Wileńskiej” oraz zespołu „Wiza” z Podbrodzia.
Jak powiedział starosta miasta Mieczysław Borusewicz, mimo kryzysu i ponurej pogody, mieszkańcy byli zadowoleni z jarmarku.
— W tym roku z powodu zamkniętego mostu nie była zorganizowana dyskoteka sylwestrowa, nie mogliśmy zrezygnować też z kiermaszu. Oprócz tego, dzwonili do mnie przedsiębiorcy z Poniewieża, Wiłkomierza, którzy chcieli przyjechać na kiermasz ze swoim towarem. Więc postanowiliśmy jarmark zorganizować na placu za budynkiem starostwa i podobno pomysł ten wszystkim się spodobał. Nawet zastanawiamy się, czy i w latach następnych kiermasz nie przenieść na ten plac — powiedział Borusewicz.