Czerwcowe spotkania byłych absolwentów w tym również tej najstarszej powojennej promocji słynnej wileńskiej „Piątki” są wydarzeniem nietuzinkowym.
Jest to niesamowita chwila, podczas której zapominają o latach, które minęły, jak jeden dzień, o chorobach, o sporym i niełatwym bagażu codziennego życia, które nie zawsze ich rozpieszczało. Okres był inny — trudne lata powojenne.
W tym dniu „zrzucają” z siebie wszystko i stają się kumplami, których przed laty złączył ten stary budynek na Piaskach. Złączyły niełatwe lata, w których właśnie tu, w tej starej budzie się uczyli.
Tyle lat już minęło, włosy od dawna przyprószone siwizną, wielu z trudem się porusza. Ale, kiedy w „Kurierze” czy też innych polskich mediach pojawia się ogłoszenie o kolejnym spotkaniu absolwentów, dzwonią do Hanny Strużanowskiej oraz Krystyny Adamowicz i mówią: „O ile tylko Bóg pozwoli, obowiązkowo będę”.
Bo, niestety, takie jest życie, że absolwentów najstarszej promocji „Piątki” (wileńskiej szkoły średniej, dziś Gimnazjum im. J. Lelewela) — a o nich to dziś mowa — jest z każdym rokiem mniej…
Ale jednak, w ubiegłą niedzielę zebrało się ponad osiemdziesiąt osób, by powspominać, pośpiewać.
Największe grono stanowili ci, którzy ukończyli szkołę w latach 1949-1958, dołączyli się również absolwenci lat 1959-1961.
Wielu od lat mieszka w Polsce, ale jednak zawsze wykroją czas, by na to czerwcowe spotkanie przybyć do Wilna. W tym roku z samej Warszawy przybyło sześć osób, byli też z Ornety, Olsztyna, Gdańska.
Przybył też absolwent tej szkoły i to dużo młodszej generacji, ks. Tadeusz Jasiński.
Zebranych powitała wicedyrektor szkoły Regina Sawlewicz i zaprosiła wszystkich do auli szkolnej, już w „nowym” gmachu.
O każdym z obecnych na tej sali można by pisać osobne artykuły, bo to ludzie naprawdę nietuzinkowi. Chociażby Irena Woronko-Berger, która mieszka w Pruszkowie pod Warszawą. Jak zawsze żywa, pełna pomysłów nie tylko jako patriotka „Piątki”, ale też jako patriotka „Wilii”, która przecież tu, w tej szkole miała swoje narodziny w dalekich latach 50-tych.
Należy do maturzystów z największej promocji w dziejach „Piątki” — ukończyło ją w 1954 roku 126 uczniów. Wiadomo, że się rozproszyli po świecie, ale to też fenomen — ci, którzy są w Polsce, trzymają się razem nadal. I to właśnie Renia jest tym centrum łączącym ich grono.
Nie sposób każdego uczestnika tego spotkania zorganizowanego staraniem grupy inicjatywnej w składzie: Hanna Strużanowska, Krystyna Adamowicz, Jan Pakalnis, Jan Kaszkiewicz, siostry Suboczówny — Zofia Kuncewicz i Janina Lewczuk — wymienić.
Hanna Strużanowska odpowiadając na pytanie „Dlaczego nas tu ciągnie?”, które było podstawowym tematem tegorocznego spotkania zaproponowanym przez dziennikarkę Krystynę Adamowicz, powiedziała: „Bez wątpienia wspomnienia z lat młodości. Wspomnienia nie zawsze tylko jasne tak jak samo życie. Gdy zmarła nasza koleżanka, publicystka wileńska Jadwiga Kudirko, powiedziałam Jerzemu Surwile, również pisarzowi wileńskiemu, że Jagoda nie dokończyła niestety swej książki wspomnień o latach młodości, pan Jerzy powiedział wtedy, że to właśnie ją dobiło, bo pisać o wspomnieniach jest bardzo trudno”.
Absolwent roku 1975 ks. Tadeusz Jasiński, mimo że należy do innej wiekowo generacji, ma wiele wspomnień również z tym starym gmachem, bo tam się uczył do klasy 8 i dopiero dalej w „nowym” gmachu. Między innymi powiedział: „Należycie do pokolenia, które miało ładunek tamtych czasów, ładunek oparty na duchowości. Dalsze pokolenia wychowywały się z takimi wartościami, kiedy dla Boga faktycznie nie było miejsca. Być może stąd wasze spotkania są dla was tak drogie”.
Nie pominięto tematu zbliżającego się jubileuszu szkoły. Za dwa lata będzie obchodzić 70-lecie powojennego jej życiorysu. „Możemy się dołożyć do tego jubileuszu właśnie poprzez wspomnienia, przez wydanie książki o naszych profesorach, absolwentach, o historii szkoły. Dużo tego materiału już drukowano w naszych gazetach polskich i to autorstwa absolwentów szkoły. Naszym zadaniem będzie teraz znalezienie środków na to wydanie” — uważa Hanna Strużanowska.
Zebrani odwiedzili także muzeum szkolne, a wicedyrektor szkoły Regina Sawlewicz podziękowała za wzbogacanie tego muzeum.
Na zakończenie dla rozładowania trudnych wspomnień Jasia Suboczówna-Lewczuk przeczytała wiersze humorystyczne o „wesołym życiu staruszków”. Przypomniała również jak to kiedyś „jeden z naszych kolegów z roku matury 1950 roku powiedział, że nawet jeśli jeden zostanie, to przyjdzie do szkoły w czwartą niedzielę czerwca”. A więc do spotkania.