Wciąż trwają rozmowy w sprawie formowania nowej koalicji rządzącej i jak donoszą różne źródła, nie są to łatwe rozmowy, bo zwycięskie w wyborach parlamentarnych partie mają zbyt duże oczekiwania, a na dodatek muszą zmierzyć się z ultymatywnym stanowiskiem prezydent Dali Grybauskaitė, która otwarcie dąży do wyeliminowania z przyszłego podziału władzy kontrowersyjnego multimilionera Wiktora Uspaskicha i jego Partii Pracy, której kandydatom zarzuca się kupowanie głosów wyborców.
Dlatego też wciąż nie milkną głosy protestów przeciwko złamaniu prawa wyborczego. Młodzież akademicka, od kilku tygodni organizująca w tej sprawie protesty, zaprotestowała również w święto Wszystkich Zmarłych zapalając znicze przed siedzibą Głównej Komisji Wyborczej. Tymczasem w Zaduszki grupa sygnatariuszy Aktu Niepodległości 11 Marca przekazała prezydent list, w którym zwracają uwagę na nagminne łamanie prawa wyborczego podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Sygnatariusze w liście stwierdzają, że ze względu na masę naruszeń wybory nie były wolne i demokratyczne, co podważa prawomocność władzy wybranej w takich wyborach. Sygnatariusze Aktu Niepodległości nie proponują jednak prezydent konkretnych rozwiązań, jak też nie apelują o unieważnienie wyników wyborów. Jak mówią, jest to w kompetencji Sądu Konstytucyjnego.
— Prezydent Republiki Litewskiej prosimy o jedną sprawę, żeby demokracja w państwie litewskim była obroniona — powiedziała prezes Klubu Sygnatariuszy Aktu Niepodległości Birutė Valionytė, która wczoraj przekazała do urzędu prezydenckiego list sygnatariuszy.
Valionytė stwierdziła, że podczas wyborów dochodziło do kupowania głosów na niespotykaną dotąd skalę, dlatego została złamana konstytucyjna zasada wolnych i demokratycznych wyborów. O czym też sygnatariusze napisali w swoim liście do prezydent Dali Grybauskaitė. Ich zdaniem, to Sąd Konstytucyjny musi rozpatrzeć wszystkie naruszenia ordynacji wyborczej i postanowić o prawomocności wyborów. Tymczasem w politycznych kuluarach mówi się, że to prezydent może zainicjować wniosek do Sądu Konstytucyjnego w sprawie ewentualnego unieważnienia wyników wyborów, a list sygnatariuszy może stać się dla prezydent pretekstem, żeby ten wniosek zainicjować, co może skończyć się rozpisaniem nowych wyborów.
Tymczasem zwycięskie w wyborach partie intensywnie negocjują skład przyszłej koalicji i przyszłego rządu oraz przyszłego rozdania stanowisk w Sejmie. Próbują też neutralizować napięcie na linii z prezydent, o czym świadczy złagodzenie przez Wiktora Uspaskicha tonu publicznej dyskusji. Po stanowczym „nie” prezydent Grybauskaitė dla jego kandydatury na najwyższych urzędach w państwie, Uspaskich nie pretenduje już na stanowisko premiera, ministra, czy też przewodniczącego Sejmu. Na giełdzie nazwisk kandydatów na to stanowisko wymienia się nazwisko Artūrasa Paulauskasa, byłego lidera Nowego Związku, który dołączył do Partii Pracy. Paulauskas był wieloletnim przewodniczącym Sejmu w poprzednich kadencjach, toteż nie może wywoływać zastrzeżeń prezydent Grybauskaitė. Najwyżej jej obawy, bo to właśnie Paulauskas był kluczową postacią w sprawie usunięcia z urzędu prezydenckiego Rolandasa Paksasa.
Niewykluczone też, że jego doświadczenie na tym stanowisku może przydać się nowej koalicji rządzącej, która z jednej strony próbuje łagodzić sprzeciw prezydent, oddając jej do obsadzenia stanowiska ministrów spraw zagranicznych oraz finansów, zaś z drugiej strony zapraszając do przyszłej koalicji kolejne ugrupowanie — Akcję Wyborczą Polaków na Litwie — tworząc w Sejmie większość konstytucyjną, wobec której wpływy prezydent Grybauskaitė w państwie mogą zostać ograniczone do Placu Daukantasa, przy którym mieści się siedziba prezydentów Litwy. Choć partnerzy koalicyjni — Partia Socjaldemokratów Algirdasa Butkevičiusa, Partia Pracy i partia „Porządek i Sprawiedliwość” Rolandasa Paksasa zapowiedzieli na przyszły tydzień podpisanie umowy koalicyjnej, to nie wiadomo jednak, czy zdążą do tego terminu uzgodnić stanowiska, tym bardziej, że zaproszony do negocjacji lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, europoseł Waldemar Tomaszewski przeniósł termin spotkania na następny tydzień.
Nie wiadomo też, jak przyszłym partnerom koalicji uda się uzgodnić swoje stanowiska negocjacyjne, bo każdy z nich liczy co najmniej na 4-6 tek ministerialnych, zaś do podziału mają zaledwie 14 resortów.
Wiadomo natomiast, że nie zważając na protesty przeciwko złamaniu prawa wyborczego Główna Komisja Wyborcza już w niedzielę zamierza zatwierdzić wyniki wyborów.