Od 1 stycznia minimalne miesięczne wynagrodzenie (MMW) na Litwie wyniesie 1 000 litów brutto. Obecnie jest to 850 litów. Godzinne wynagrodzenie wyniesie 6,06 lita.
Wzrost wynagrodzeń dotyczyć będzie około 200 tys. osób, tyle bowiem ludzi pracuje dziś za podstawowe minimum. Jego wzrost odczują też pracodawcy, bo wzrost MMW o 150 litów zwiększy koszta zatrudnienia jednej osoby o około 300 litów. Są jednak obawy, że nie każdy z pracujących za „minimum” od stycznia otrzyma więcej, czyli 824,5 Lt na ręce (tyle wyniesie wynagrodzenie netto), bo pracodawcy chcący uniknąć zwiększenia obciążenia kosztów pracy mogą zwolnić część pracowników lub zacząć zatrudniać na niepełny etat.
Postanowienie o zwiększeniu MMW bez większych dyskusji podjął wczoraj nowy rząd premiera Algirdasa Butkevičiusa. Były tylko obawy, że wzrost minimalnego wynagrodzenia stanie się przyczyną zwolnień, a więc wzrostu bezrobocia. Najbardziej zagrożony pod tym względem są małe i średnie firmy oraz przedsiębiorstwa indywidualne, jak też tzw. rejony represyjne, gdzie i tak jest trudno o jakąkolwiek pracę, nawet za obecne minimalne wynagrodzenie. Uwzględniając to, rząd postanowił powołać w ramach Rady Trójstronnej grupę roboczą, która do 1 lutego przedstawi Radzie Ministrów propozycję wykluczenia z nowych regulacji płacowych grupy przedsiębiorstw lub regionów najbardziej zagrożonych bezrobociem. Domagają się tego zrzeszenia drobnych przedsiębiorców. Decyzję rządu krytykują też eksperci finansowi i ekonomiści.
Wiceprezes Banku Litewskiego Raimondas Kuodis uważa, że decyzja rządu była pospieszna, bo nie uwzględnia kondycji gospodarczej kraju. Z kolei ekspert banku „Swedbank” Nerijus Mačiulis ostrzega rząd przed wzrostem inflacji.
Tymczasem rząd akcentuje przede wszystkim pozytywne skutki wzrostu minimalnego wynagrodzenia.
— Zmniejszą się wydatki na zapomogi socjalne, wzrosną wpływy z tytułu ubezpieczeń społecznych, jak też zmniejszy się szara strefa wypłat w tzw. kopertach — przedstawiając rządowy projekt, wymieniała minister opieki socjalnej i pracy Algimanta Pabedinskienė. Według obliczeń jej resortu, tylko na wypłatach socjalnych budżet państwa może zaoszczędzić prawie 16 mln litów. Ale to i tak jest dziesięciokrotnie mniej niż wyniosą wydatki budżetu państwa z tytułu zwiększanego wynagrodzenia, bo z 200 tys. pracowników na „minimum” około 50 tys. to są urzędnicy i pracownicy instytucji państwowych. Zresztą wydatki na większe wynagrodzenie dla budżetówki byłyby jeszcze większe, gdyby, nie również wczoraj przyjęte postanowienie rządowe, zamrażające wynagrodzenia dla niektórych kategorii urzędników i pracowników na służbie państwowej, w tym też w firmach skarbu państwa.
Tymczasem eksperci z Litewskiego Instytutu Rynku Wolnego ostrzegają, że decyzja o zwiększeniu MMW negatywnie poczują nie tylko drobni przedsiębiorcy, ale też około 30 proc. dużych firm, którym z powodu zwiększonych kosztów miejsc pracy będzie jeszcze trudniej konkurować na rynkach globalnych. Dlatego eksperci Instytutu mówią, że jeśli rząd chce zwiększać wynagrodzenie, to niech to zrobi własnym kosztem, a nie kosztem biznesu. Właściwą w tej sytuacji decyzją — zdaniem ekspertów — byłoby nie zwiększenie minimalnego wynagrodzenia, lecz zwiększenie nieopodatkowanego minimum, którego podstawowa stawka wynosi 470 litów i pozostaje bez zmian. Zwiększenie części wynagrodzenia wolnego od podatku przenosiłaby ciężar kosztów zwiększenia wynagrodzenia minimalnego z biznesu na budżet państwa, który musiałby liczyć się z mniejszymi wpływami z tytułu podatku od osób fizycznych.
Minimalne wynagrodzenie od lat wynosiło 800 litów. Na ręce pracownik otrzymywał 678,5 litów, a całkowity koszt miejsca pracy wynosił około 1 049 litów. Od sierpnia decyzją poprzedniego rządu wynagrodzenie zostało zwiększone o 50 litów, co zwiększyło wynagrodzenie netto do 715 litów, koszt zaś zatrudnienia wzrósł do około 1 115 litów.
Przy założeniach wzrostu wynagrodzenia do 1 000 litów pracownik otrzyma na ręce 825,5 litów zaś koszta całkowite wyniosą 1 312 litów, czyli prawie o 200 litów więcej.