„W dzieciństwie rodzice uczyli pielęgnować tradycje pradziadków, bo to jest ważna część naszej tożsamości. Teraz gdy mieszkam daleko od domu, próbuję tradycje zaszczepione przez rodziców pogodzić z nowymi, które w moje życie wniósł mąż” ― opowiada 27-letnia Ewelina, od 6 lat mieszkająca w Wielkiej Brytanii.
Święto Bożego Narodzenia przede wszystkim kojarzy się z przytulnym spędzaniem czasu w gronie rodzinnym. Jednak właśnie podczas rocznych świąt człowiek może czuć się najbardziej samotny, szczególnie jeżeli jest daleko od domu i bliskich. Ludzie radzą sobie z tym różnie. Jedni, na przykład, próbują stworzyć domową atmosferę, przestrzegając tradycji, które im od lat wdrażali rodzice. Drudzy w święta podtrzymują ścisłą więź z bliskimi za pomocą internetu ― „Skype” emigrantom daje możliwość spotkać się z rodziną przynajmniej wirtualnie. W taki sposób w rodzinach, rozdzielonych tysiącami kilometrów, powstają nowe tradycje.
Boże Narodzenie jest ulubionym świętem 23-letniej Edyty Kadzevičiūtė. Jednak już od dwóch lat zimowe święta dziewczyna spędza nie z rodzicami w podwileńskich Pogirach, a w holenderskim miasteczku Monster znajdującym się w pobliżu Amsterdamu. Tam bowiem znalazła pracę, nowych przyjaciół i miłość.
― Po trzecim roku studiów pojechałam do Holandii na lato z powodu banalnych przyczyn ― aby zarobić. Jednak szybko zakochałam się w tym kraju i zrozumiałam, że chcę tam zamieszkać. Po ukończeniu studiów znowu wyjechałam i dzisiaj już nazywam Monster swoim domem ― opowiada nam Edyta.
Zaraz przyznaje, że w ubiegłym roku miała ogromną tremę przed świętami ― nie udało się kupić biletu do Wilna, więc po raz pierwszy była zmuszona spędzić Boże Narodzenie daleko od domu.
― Jednak, dzięki temu, że mam wspaniałych przyjaciół, czas spędziłam o wiele lepiej niż się spodziewałam. Mieszkam i pracuję wraz z kilkoma dziewczynami z Polski, które także tęsknią do swoich rodzin. Postanowiłyśmy same zorganizować tradycyjne święta, jak w domu ― tłumaczy Edyta. ― Na Wigilię przygotowałyśmy 12 dań, zapaliłyśmy świece w domu, nawet znalazłyśmy trochę siana pod obrus! W tym roku planujemy podobny wieczór, ale będzie on jeszcze bardziej przytulny, bo mama mi przysłała opłatki. Wprowadziłyśmy też nową, własną tradycję ― skoro kościół mamy zbyt daleko, po kolacji idziemy nad morze z dużym termosem pełnym gorącego wina…
Boże Narodzenie natomiast Edyta zamierza spędzić wraz z rodziną swego narzeczonego Ramona, z którym przyjaźni się ponad rok.
― Holandczycy zasiadają do świątecznego stołu 25 grudnia. Chociaż to już nie Wigilia, podzielę się z nimi naszą tradycją łamania się opłatkiem. Przywiozę też ze sobą kilka naszych litewskich dań, bo nadal nie mogę przyzwyczaić się do ich tradycyjnych kotletów, krokietów i innych „-etów” z dziwnym smakiem. Ja pozostaję wierna „białej sałatce” ― śmieje się Edyta.
Ciekawe to, że w okresie świąt bożonarodzeniowych w Holandii najwięcej uwagi zwraca się nie na samo Boże Narodzenie, a na przygotowanie się do niego.
― Tutaj świętuje się już od 5 grudnia, czyli tzw. dnia Sinter Klaas ― to holenderski Święty Mikołaj. Ciekawe to, że na przykład w Polsce i Belgii i wielu innych krajach Europy obchodzone są urodziny Mikołaja, które przypadają 6 grudnia. Zaś w Holandii świętuje się wigilia jego urodzin. Wtedy właśnie ulice są świątecznie upiększane, w domach są stawione choinki, a mieszkańcy po raz pierwszy dzielą się prezentami. Po raz drugi robią to wieczorem, 25 grudnia ― mówi Edyta.
Także od pierwszej niedzieli adwentowej aż do świąt w holenderskich miastach jest praktykowany pewien dosyć specyficzny zwyczaj. Polega on na wydmuchiwaniu przez róg nad studnią pełnych grozy dźwięków, które mają oznajmiać, że szybko już nadejdzie Chrystus.
― W ciągu całego adwentowego okresu jest wesoło, nie ma atmosfery skupienia, w piątki nikt nie pości. Wszyscy mieszkańcy, szczególnie dzieci, uwielbiają przedświąteczny okres, bo wtedy w sprzedaży pojawiają się specjalne przepyszne czekoladki i ciastka, których w innym czasie już nie można nabyć ― opowiada Edyta. ― Jednym słowem, świąteczna atmosfera jest tutaj odczuwalna przez długi czas, ale nie jest tak komercyjna, jak na Litwie, bo panuje nie tylko w centrach handlowych, ale też w domach.
Z kolei 24-letnia Helena Michniewicz i jej brat Andrzej już po raz siódmy mają spędzać wieczór wigilijny przy „Skype”. Bożonarodzeniowe prezenty od rodziców otrzymają dopiero po Nowym Roku. Podarunki przywiezie ich mama Regina, która zwykle w grudniu bierze urlop na dwa tygodnie i jedzie do Wielkiej Brytanii, aby zimowe święta spędzić wraz z mężem w Brystolu, gdzie on pracuje.
― Całą rodziną na Wigilię zbieraliśmy się przy jednym stole już bardzo dawno. To trochę smutne, ale już przyzwyczailiśmy się do nowego sposobu świętowania. 24 grudnia wraz z babcią jemy kolację, następnie jedziemy na pasterkę. Po powrocie włączamy komputer i pozostały wieczór spędzamy przy „Skype”, rozmawiając z rodzicami ― opowiada nam Helena.
Dodaje, że całej rodzinie, nie zważając na ogromną odległość, udaje się połamać opłatkiem:
― Mama wiezie opłatki dla ojca. Łamiemy się nimi przy komputerze, my ― tutaj, a oni ― tam.
Co prawda, Helena przyznaje, że dla babci takie łamanie się opłatkiem i składanie życzeń w sposób wirtualny bywa dosyć trudne. W oczach starszej pani zwykle pojawiają się łzy tęsknoty i żalu, że już od lat nie może objąć na święta swojej córki, przebywającej z mężem.
― W takim przypadku tatuś zaczyna żartować i do wszystkich wraca dobry nastrój. Andrzej świetnie gra na gitarze, więc zawsze śpiewamy kolędy z żywą muzyką ― twierdzi Helena, uśmiechając się nostalgicznie.
Mówi, że czasami ojciec zdąża przysłać dzieciom jakieś świąteczne upominki pocztą.
― Rozpakowujemy je tylko w Wigilię, także przy „Skype”, aby rodzice „online” widzieli naszą reakcję. Rodzice także oglądają swoje prezenty tylko przy nas. W ubiegłym roku wraz z bratem podarowaliśmy tacie gruby album fotograficzny, do którego włożyliśmy zdjęcia najważniejszych dla naszej rodziny chwil. Był wzruszony… ― wspomina Helena.
Twierdzi, że jej ojciec nie przejął żadnych angielskich świątecznych tradycji. Spędzając czas z rodziną, chociażby tylko wirtualnie, mężczyzna czuje się jak w domu.
Tymczasem nasza kolejna rozmówczyni, chociaż pamięta i szanuje rodzinne wileńskie zwyczaje, wprowadza do swego życia także nowe.
― W dzieciństwie rodzice uczyli pielęgnować tradycje pradziadków, bo to jest ważna część naszej tożsamości. Teraz gdy mieszkam daleko od domu, próbuję tradycje wszczepione przez rodziców pogodzić z nowymi, które w moje życie wniósł mąż ― opowiada 27-letnia Ewelina Pears, od 6 lat mieszkająca w Wielkiej Brytanii.
Przed trzema laty Ewelina pobrała się z 32-letnim Davidem i od tej pory spędza zimowe święta z rodziną męża.
― Kiedyś nie doceniałam należycie tych niezwykłych wieczorów w rodzinnym gronie. Nie uświadamiałam sobie wtedy, że wszystko się kończy i niepowtarzalne chwile nie wrócą. Dzisiaj, zapoznając męża i jego rodziców z naszymi obyczajami, tęsknię nawet do tych momentów, gdy z mamą kłóciłyśmy się, gdy śpieszyłyśmy, przy szykowaniu wigilijnego stołu ― z nutką nostalgii opowiada Ewelina. ― W ciągu całego dnia sprzątałam, mama coś gotowała, opowiadała o świętach swego dzieciństwa, razem piłyśmy kawę…, a w pewnej chwili zauważałyśmy, że już mało zostało czasu i zbyt wiele zostało do zrobienia. Wtedy zabierałyśmy się pośpiesznie do pracy i bił się jakiś talerz, nasze dwa koty plątały się pod nogami, a tatuś robił nam zdjęcia i śmiał się, widząc dwie panikujące gospodynie.
Dodaje zaraz, że nigdy nie myślała, że będzie tęskniła do takich rzeczy, o których wcześniej zupełnie nie zastanawiała się.
― Wycieranie kurzu ze starych sowieckich zabawek przed zawieszeniem na choinkę, mieszanina zapachów w kuchni, świeżo ugotowany kisiel, smak śledzia (którego tak naprawdę nie znoszę, jednak tęsknię!), białe opłatki na talerzyku, z których jeden zawsze kradłam, aby zjeść jeszcze przed Wigilią. Bywało zabawnie, gdy brat przynosił koszyczek z sianem i, sądząc, że nie widzę, najdłuższe łodygi kładł w tym miejscu stołu, przy którym sam siadał. Później, gdy tradycyjnie ciągnęliśmy siano spod obrusa, Jakub wyciągał najdłuższą łodygę i niezmiernie się z tego cieszył. Dotychczas nie podejrzewa, że wiem, o tej jego chytrości ― uśmiecha się Ewelina.
Zaznacza, że w Anglii Święta Bożego Narodzenia są bardzo wesołe i lubiane, jednak brakuje w nich tej intymnej, tajemniczej i nieco magicznej atmosfery, jak na Wileńszczyźnie.
― „Cicha noc” brzmi tutaj jakoś inaczej, bez uczucia, że „zaraz stanie się coś niezwykłego i będzie cud”. Prawdopodobnie jest tak dlatego, że Anglicy nie obchodzą Wigilii. Po prostu nie rozumieją, po co ona jest potrzebna. Gdy próbuję wytłumaczyć, mówią mi: „przecież jeżeli masz urodziny 25 dnia, to obchodzisz je właśnie w ten dzień, a nie wieczór wcześniej” ― opowiada Ewelina.
Rozmówczyni jednak podkreśla, że mąż rozumie jej potrzeby, toteż para zasiada do świątecznego stołu dwa razy.
― 24 grudnia jemy kolację razem, nie spożywamy mięsa w ten wieczór. Co prawda, 12 dań na stole nie bywa i zamiast opłatka dzielimy się chlebem. Później włączamy „Skype” i telefonujemy do moich rodziców ― mówi Ewelina. ― Następnego dnia jedziemy do rodziców Davida. Tam jemy świąteczny obiad, dzielimy się prezentami, bawimy się.
Wieczorem cała rodzina razem idzie na centralny plac w Londynie ― Trafalgar Square, gdzie stoi ogromna choinka.
― Tam jest miejsce spotkania z pozostałymi krewnymi, po czym wszyscy wracamy do domu teściów na wspólną kolację. Dzielimy się prezentami z nowymi gośćmi. To bywa zabawne, bo Anglicy zwykle je kupują w ostatniej chwili, przed samymi świętami. Prezenty więc zwykle bywają banalne. Na przykład w ubiegłym roku David otrzymał aż trzy krawaty, dwa były zupełnie jednakowe ― śmieje się Ewelina.
Podstawowy świąteczny posiłek u Anglików to duży pieczony indyk, nadziewany kasztanami. Także święta w Wielkiej Brytanii nie są wyobrażane bez specjalnego deseru ― bożonarodzeniowego puddingu. Tradycyjnie do niego jest wrzucana srebrna moneta, a osoba, która ją znajdzie w swojej porcji, w nadchodzącym roku będzie obdarzona bogactwem i powodzeniem.
― Nigdy jeszcze nie znalazłam tego pieniążka, ale i tak jestem szczęśliwa. Największym bogactwem i powodzeniem jest to, że już wkrótce będzie nas troje! 3 stycznia ma nam się urodzić córeczka. Kto wie, może zrobi nam prezent na Nowy Rok i zechce przyjść na świat wcześniej… ― cieszy się Ewelina, gładząc piękny okrągły brzuszek.