W sobotę 14 grudnia w Wilnie odbył się koncert Maryli Rodowicz, niekwestionowanej gwiazdy polskiej sceny. Zimna sala „Utenos pramogų areny” rozgrzała się od emocji publiczności w trakcie prawie 2-godzinnego występu.
— Zawsze przyjeżdżam do Wilna z dużym wzruszeniem — zapewniała Maryla Rodowicz tuż przed swym wileńskim koncertem w krótkim wywiadzie dla „Kuriera”. — Czuję się związana z tym miastem przez mamę, babcię, dziadków. Wyjechali oni po wojnie, ja urodziłam się już w Zielonej Górze, ale znam Wilno z opowieści babci i mamy.
Jak zwykle, piosenkarka została przyjęta z niezwykłym entuzjazmem. Publiczność nie zawiodła. Wileńszczyzna stawiła się licznie. Na zimnej widowni wileńskiej gorąco było od oklasków, zaś publiczność z zapałem podśpiewywała ulubione przeboje.
Piosenkarka już na początku koncertu zagrzała widownię do zabawy:
— Zagram wszystko to, co będziecie chcieli — obiecała na wstępie. – Jeżeli pamiętacie moje piosenki. Tylko krzyczcie tytuł, a ja to gram!
Atmosfera się rozżarzyła, kiedy do wspólnego śpiewania została wciągnięta także publiczność. Nie brakło chętnych, by ze sceny wspólnie z gwiazdą wykonać przeboje (widzowie mieli setny ubaw!). Zwłaszcza pan Jacek zrobił furorę, pomagając śpiewać refren do mikrofonu Maryli Rodowicz.
— Panie Jacku, to nie koniec – żartowała Rodowicz po wspólnym wykonaniu piosenki. — To początek pana kariery!
Cały występ odbywał się na żywo, bez playbacku, a artystka jak zwykle wykazała się klasą. Zadziwiała pomysłowymi kolorowymi strojami (ach, te kapelusze!) i – pomimo 45 lat spędzonych na scenie – niezwykłą siłą i świeżością głosu. Z nieodłączną gitarą (specjalny, ręcznie wykonany model od firmy Gibson z imieniem MARYLA na gryfie) dała popis świetnej muzyki i wykonania.
Przy wtórze tysięcznego chóru zabrzmiały stare przeboje: „Małgośka”, „Remedium”, „Sing-sing”, „Kolorowe jarmarki”, „Cyganie”, „Jadą wozy kolorowe” oraz inne dobrze znane piosenki.
Artystka trafiła w różne gusta publiczności: wykonała m. in. utwór po rosyjsku — „Konie” Włodzimierza Wysockiego. Nie zabrakło piosenek biesiadnych. Na zakończenie koncertu wspólnie z salą wykonała „Hej, sokoły”: „Gdy zwiedzim Warszawę już nam pilno/odwiedzić kochane nasze Wilno” — podśpiewywała potężnym chórem publiczność.
Z żalem przychodzi konstatować, że zabrakło piosenek „Łatwopalni”, „Jest cudnie”, „Mała nie szalej” czy utworów z najnowszej płyty „Buty 2”. Zresztą tę ostatnią płytę oraz krążek „50” chętni mogli nabyć tuż po koncercie. Ustawiła się też kolejka po autografy ulubionej piosenkarki.
Dodać należy, że piosenkarce towarzyszył niezwykły zespół. Gitarzysta Zbigniew Krebs dał emocjonujący popis mistrzowskiej gry na gitarze elektrycznej. Na klawiszach zagrał Kamil Barański, na gitarze akustycznej – Marcin Majerczyk. Na perkusji zagrał Michał Czwojda, a Łukasz Dudewicz — na gitarze basowej. Chórek – Natalia i Patrycja – rozgrzewały dodatkowo atmosferę.
„Mam niedosyt, zbyt szybko minął czas…” – słyszało się głosy po koncercie.
Wypada żywić nadzieję, że publiczność wileńska jeszcze nie raz będzie miała okazję zaśpiewać wspólnie. Pani Marylo, prosimy o jeszcze! Wilno znowu czeka!