Wizyta prezydenta Ukrainy Petro Poroszenki w Warszawie zdążyła już zostać okrzykniętą mianem historycznej. Przede wszystkim dlatego, że dał nadzieję na pojednanie narodów polskiego i ukraińskiego z własną historią.
Odwołanie do słów „wybaczamy i prosimy o przebaczenie” — nie jest przypadkowe.
Z jednej strony, na sumieniu historii ukraińskiej ciąży odium ludobójstwa na Wołyniu, z którym wciąż Ukraińcy się muszą zmierzyć i przestać gloryfikować jego sprawców i ideologów.
Z drugiej strony, polskim (a zapomnianym!) dziełem był traktat pokojowy z sowietami, zawarty w Rydze, rezygnujący z prowadzenia przez Polskę polityki ukraińskiej. Skutkiem tego było i ludobójstwo Polaków, przeprowadzone przez sowietów (na rozkaz Nikołaja Jeżowa nr 00485 — wymordowano ponad 100 tysięcy naszych rodaków, kolejne dziesiątki tysięcy wywożąc do Kazachstanu), dzięki temu haniebnemu traktatowi komuniści mogli też sztucznie wywołać Wielki Głód, w którym obok Ukraińców w męczarniach zginęli Polacy (dziesiątki tysięcy).
Wizyta Petro Poroszenki w Warszawie jest historyczna, gdyż daje nadzieję na godne pochowanie pomordowanych oraz nowy początek relacji polsko-ukraińskich.
I na najważniejsze — wyciągnięcie wniosków, by tragedie i zbrodnie z przeszłości się nie powtarzały.