Zostawał jeszcze tydzień do jubileuszowych obchodów 20-lecia zespołu pieśni i tańca „Znad Mereczanki”, tymczasem przygotowania do świątecznego koncertu szły — i to dosłownie — pełną parą.
Kierowniczka Maria Alencynowicz w kłębach pary od żelazka odkładała kolejno na wieszaki odprasowane bluzki z haftowanymi kołnierzami, falbaniaste spódnice, kolorowe wstążeczki. W twórczym nieładzie pokoju w „zielonym domku”, czyli w Centrum Imprez w Jaszunach, rozmawiamy o tym, co tak naprawdę sprawia, że mimo nieubłaganie płynącego czasu i zmiany pokoleniowej — już od 20 lat zespół trwa, a jego członkowie nadal trzymają się razem.
— Bierze się to widocznie z miłości do piosenki, do tradycji wileńskich, z chęci ocalenia tego, co mamy — opowiada kierowniczka „Znad Mereczanki” Maria Alencynowicz. — Na początku, kiedy założyliśmy ten zespół, w najśmielszych snach nie przypuszczaliśmy, że doczekamy jubileuszu 20-lecia. Teraz, kiedy się zdaje sobie sprawę z tego, że to już tyle lat — serce z piersi się wyrywa z radości, że się udało tyle lat przetrwać. Uważam, że to był dobry czas, zwłaszcza przez te ostatnie lata, gdy zespół nasz mocno się powiększył i doczekaliśmy licznej grupy dzieci i młodzieży. Cieszy, że to, co robimy, nie zaginie.
Początki zespołu były raczej spontaniczne. Był rok 1995. Kierowniczką wydziału kultury w samorządzie rejonu solecznickiego była Zofia Griaznowa, która organizowała przegląd piosenki wiejskiej, ludowej. Każdy rejonowy dom kultury musiał przygotować program artystyczny, jakoś się wykazać. Ówczesny kierownik domu kultury w Jaszunach Władysław Charkowicz zwrócił się do jaszunianek z propozycją przygotowania programu. Nieco wcześniej miał miejsce w Jaszunach występ zespołu „Solczanie”.
— Tamten koncert „Solczan” wywarł na nas ogromne wrażenie — wspomina Regina Tietianiec, która śpiewa w zespole „Znad Mereczanki” od początku jego istnienia — takie to było piękne, polskie, nasze. Miałam, wszyscy mieliśmy wielkie pragnienie, żeby podobny zespół mieć u siebie w Jaszunach. W tamtym czasie nie było na scenach ani widać polskich tańców, ani słychać naszych piosenek, był to nowy świeży powiew i takich występów nam wtedy bardzo brakowało.
— Byłam „chora” na zespół po tym koncercie. Oprócz „Solczan” w rejonie działali już „Ejszyszczanie”, a że Jaszuny nie są bynajmniej małą miejscowością, zadawałam sobie pytanie, jakże u nas założyć taki zespół? — opowiada Maria Alencynowicz. — W tym czasie moje dzieci jeszcze uczyły się w Szkole Średniej im. M. Balińskiego, gdzie działał zespół „Gromada”, który również śpiewał i tańczył na ludową nutę: było mi to bardzo bliskie, marzyłam o założeniu podobnego zespołu.
Słowo się rzekło, niebawem skrzyknęły się pierwsze entuzjastki zespołu, każda przyszła z własną wizją tego, jakie piosenki można zaprezentować. Jedyny problem stanowił akompaniament, a raczej jego brak, bo bez muzyki nie idzie śpiewanie. Tak namówiono do udziału w zespole Natalię Godowszczikową, akompaniatorkę, dziś wykładowczynię w klasie akordeonu w Szkole Muzycznej w Jaszunach.
Debiut na scenie w Solecznikach w przeglądzie zespołów był udany — pani Maria już nie pamięta, było to 2. a może 3. miejsce.
W drodze powrotnej do Jaszun mówiło się o tym, że szkoda by było to zaprzepaścić.
Od tamtych czasów do dzisiaj przetrwał niezmiennie rdzeń zespołu: Natalia Godowszczikowa, która akompaniowała zespołowi od początku i jest dzisiaj jego kierownikiem muzycznym. Od 20 lat zespołowi towarzyszą chórzystki Regina Tietianiec, Janina Badarienė, solistka Halina Kołyszko. Nieco później dołączyły do zespołu głosy Janiny Karazo, Lilii Adamowicz, Heleny Ruzgienė, Renaty Ališauskienė.
Po roku zespół stał się bogatszy o kapelę, z kierownikiem Aleksandrem Godowszczikowym (dzisiaj — dyrektorem Szkoły Muzycznej w Jaszunach i Solecznikach) oraz dwoma synami, Witalijem i Dmitrijem. Do kapeli dołączył też Marek Alencynowicz. Może to był dziwny widok: chór złożony z dorosłych kobiet i akompaniujących dzieciaków w wieku 8-10 lat.
Kolejnym marzeniem było założenie zespołu tanecznego.
Swój pierwszy mały jubileusz 5-lecia zespół obchodził już z grupą taneczną o jakże symbolicznej nazwie „Nadzieja”.
— Nie mogę o tym mówić bez wzruszenia, gdyż siedmiu tamtych pierwszych tancerzy jest z nami do dzisiaj — mówi Maria Alencynowicz. — Zaczynali jako 7-8-latkowie, dzisiaj to już dorośli ludzie po studiach. W tej siódemce tancerzy „seniorów” są jeszcze Iwona Komolubo, Rajmund Zapaśnik, Elżbieta i Bożena Tietianiec, Edek Siemienowicz, Iwona Alencynowicz, Edek Filipowicz. Długo była z nami Kasia Sibik, Bożena Mickiewicz, Marek Bogdziewicz, Jarek Borkowski, Zbyszek Nakrewicz. Ktoś odszedł, ktoś wyjechał za granicę—– samo życie.
Grupę taneczną przed 15 laty objęła Aleksandra Adamowicz, ta sama Ola, która pierwsze szlify i taneczne, i śpiewacze, a nawet aktorskie zdobywała jako uczennica w szkolnym zespole „Gromada” pod kierownictwem Janiny Kuryło. Wielu tajemnic tańca nauczyła się od choreografa Krzysztofa Szyszki, który na zaproszenie „Gromady” z zespołem „Małe Podlasie” z Siemiatycz przyjeżdżał do Jaszun i szkolił umiejętności taneczne młodzieży z Jaszun. Ola żartuje, że taniec „przywarł” do niej, dlatego nieprzypadkowe było dalsze zdobywanie szlifów na 4-letnim polonijnym studium choreograficznym w Rzeszowie.
Teorię łączyła z praktyką, studiując a jednocześnie ćwicząc układy taneczne z dziećmi w centrum imprez. A że droga do Siemiatycz była już przetarta, zespolacy teraz już „Znad Mereczanki” wiele zyskali na szkoleniach z tańca ludowego w formie towarzyskiej pod fachowym okiem Krzysztofa Szyszki, na wspólnych próbach z zespołem „Małe Podlasie”.
— Uczyliśmy się prawidłowej postawy, jak trzymać rękę, jak wyciągnąć stopę, patrząc na nich, zazdrościliśmy im trochę i staraliśmy się wzorować — wspomina Bożena Tietianiec,która wraz z Iwoną Komolubo swą przygodę z zespołem „Znad Mereczanki” rozpoczęła jako 3-letnie dziecko. Przebrane za aniołki na scenie śpiewały kolędy, przez cały program stojąc na kolankach.
— Udział w konkursach tanecznych w Polsce: nie tylko w Siemiatyczach, ale też w Toruniu i Warszawie i wielu innych miastach pozwolił sprawdzić swe możliwości. W turniejach tańca ludowego w formie towarzyskiej pary niejednokrotnie stawały na podium obok swych rówieśników z Polski. Pary Iwona Alencynowicz i Jarek Borkowski oraz Mariusz Bogdziewicz i Bożena Tietianiec zdobyli 2. miejsce na turnieju w Drohiczynie wśród bardzo poważnych przeciwników. Wyjazdy do Macierzy wiązały się ze znacznymi kosztami, które pokrywał w znacznej części przedsiębiorca z Jaszun Michał Jerzy Borkowski.
— Mieliśmy „prywatny” busik, którym 4-5 razy do roku jeździliśmy do Polski na turnieje, a który nic nas nie kosztował — wspomina Aleksandra.
Dzisiejszy stan posiadania zespołu „Znad Mereczanki” to 4 grupy taneczne w różnych kategoriach wiekowych, poczynając od małych tancerzy w wieku 6-7 lat po „seniorów” w wieku 24 lat, ogółem 64 osoby, w tym Polacy, Rosjanie, Litwini. Mają opanowane tańce ludowe z różnych regionów Polski: kurpiowski, mazura, kujawiaka, oberka, krakowiaka, walc, polkę, tańce litewskie. Każde piątkowe popołudnie to dla Oli prawdziwy maraton: z każdą grupą z 4 grup — godzina intensywnych ćwiczeń. Praca ze starszą grupą jest o tyle wdzięczna, że rozumieją się z tancerzami bez słów — dużo trudniejsze natomiast stały się same spotkania: ktoś musi akurat składać egzamin, ktoś jeszcze nie wrócił z pracy… Praca z maluchami też jest sympatyczna, najmłodsze dzieci są grzeczne, posłuszne; średnie grupy dają popalić: są najbardziej rozbrykane.
— Mam nadzieję, że dzieci nie zaprzepaszczą tego, że umiejętność zatańczenia poloneza czy polki przyda się. Trudno jest dzisiaj zachęcić dzieci do tańców ludowych — zbyt wielką konkurencję stanowi telewizja, internet. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, to jest normalne. Ale mam nadzieję, że coś im w duszy pozostanie zostanie — mówi Aleksandra.
Co zespołowi w duszy gra? Repertuar ma różny: tradycyjne polskie piosenki ludowe, patriotyczne, kościelne, biesiadne.
— A że mieszkają w Jaszunach ludzie różnych narodowości, więc na jubileusz szykujemy piosenki w różnych językach: także litewskie, rosyjskie, białoruskie — mówi Maria Alencynowicz. Tańce też są bardzo różne, każdy w innym stroju. Kurpiowskie, lubelskie, wileńskie, litewskie, krakowskie, rzeszowskie. Kiedy cały zespół wychodzi do tańca, na scenie się mieni od kolorów, ale wszyscy razem ledwie się mieszczą, część grupy tanecznej stoi przed sceną.
Dzisiejszy zespół łączy 3 pokolenia, a rozpiętość wiekowa zespolaków jest dość znaczna: jeżeli najmłodszy uczestnik grupy tanecznej ma zaledwie 7 lat, to najstarsza chórzystka 65. Jest tu, można by tak powiedzieć, rodzinnie. Zespół jest prowadzony przez małżeństwo Aleksandra i Natalię Godowszczikowych (kierują kapelą i chórem), zespolacy przyprowadzają tu swoje rodziny, ba, nawet powstają „zespołowe” małżeństwa.
— Nasz jubileusz można obchodzić pod hasłem „Zespół to jedna rodzina” — żartuje Maria Alencynowicz. — Żyjemy tu całymi rodzinami. Wraz z Reginą Tietianiec do zespołu przyszły jej 2 córki Elżbieta i Bożena, dotychczas tańczy moja córka Iwona, przed laty grał w zespole syn Marek, Janina Karazo przez jakiś czas chodziła na próby z synem Edgarem, Jania Siemienowicz choć odeszła, ale zastąpił ją teraz wnuk Edmund, który chodzi do grupy tanecznej.
Tak się złożyło, że bracia Godowszczikowowie, synowie Natalii i Aleksandra, nie tylko wyrośli w zespole, grając w kapeli, ale też upatrzyli sobie za żony właśnie zespolanki: sakramentalne „tak” powiedzieli sobie starszy brat Dmitrij i Aleksandra Adamowicz, przed ołtarzem stanęli młodszy Witalij z tancerką Iwoną Komolubo. Przed paroma laty składano życzenia z okazji ślubu jeszcze jednej zespołowej parze: tancerzom Andrzejowi Siesickiemu i Krystynie Tomaszewskiej.
— Jesteśmy naprawdę jak jedna rodzina — mówi Halina Kołyszko, jedna z pierwszych zespolanek. — Jestem tu razem ze swoją siostrą. Panuje tu wspaniała atmosfera. Mój synek jeszcze ma 6 lat, a już marzy o tym, żeby iść tańczyć.
Bożena Tietianiec też przychodziła na próby razem z mamą. Jako 3-letnie dziecko dostała na święto Jana w Jaszunach solówkę na scenie.
— Trzeba to było widzieć i słyszeć — śmieje się Bożena. — Pomylił mi się tekst, ale na widowni wszystkim było wesoło.
Dorastała z zespołem. Od pierwszej klasy zaczęła tańczyć.
— Teraz już nawet nie wyobrażam siebie bez tych zajęć. Spotkania, wspólne wyjazdy bardzo zbliżają, zespół naprawdę stał się drugą rodziną. To zespół częściowo zaważył na wyborze mojej drogi życiowej.
Tradycja i kultura ludowa stała się jej sposobem na życie. Skończyła zarządzanie kulturą w Kolegium Wileńskim, potem wyrównawcze studia: zarządzanie biznesem. Podjęła się pracy w Centrum Kultury w Solecznikach, gdzie organizuje lekcje dla dzieci, związane z rocznym cyklem tradycji ludowej: malowanie jajek woskiem na Wielkanoc, tworzenie masek na zapusty, ozdób choinkowych i pajączków ze słomy przed Bożym Narodzeniem. Od września ubiegłego roku podjęła się pisania pracy magisterskiej na kierunku przedsiębiorczość kultury. Łączy pracę zawodową oraz naukową ze swą pasją — tańcem w zespole.
Zespolanka Iwona Szczęsnowicz, z domu Alencynowicz, przyznaje, że taniec jest również jej prawdziwą pasją.
— Uwielbiam tańczyć, robię to z wielkim zadowoleniem — zwierza się. — Przez tyle lat zespół stał się nieodłączną częścią mego życia. Nie wyobrażam teraz siebie bez zespołu, jesteśmy tam wszyscy przyjaciółmi. Łączy nas wspólne zamiłowanie do tańca, piosenki. I ta atmosfera, którą wszyscy wspólnie tworzymy. Myślę, że dzień naszego ślubu nie byłby tak piękny, gdyby zabrakło na nim naszego zespołu. Mąż co prawda jeszcze nie należy do „Znad Mereczanki”, ale bardzo nam kibicuje i wspiera.
— Bardzo się cieszę, kiedy widzę na scenie małe dzieci, które dołączają i tańczą razem. Wtedy myślę: warto było. Dobrze, że w Jaszunach jest taki zespół, który zachowuje nasze tradycje. Jeżeli ludzie po koncercie się uśmiechają i dobrze odbierają występ, to nie trzeba większej wdzięczności. Sam się czujesz szczęśliwy — dodaje Regina Tietianiec.