W sytuacji, gdy litewska, łotewska i estońska przestrzeń informacji publicznej zagrożona jest rosyjską propagandą, każdy z krajów prowadzi z tym zagrożeniem walkę. Każdy po swojemu, bo gdy Łotwa i Estonia idą drogą cywilizacji zachodniej i tworzą alternatywę dla rosyjskiej propagandy, na Litwie wolą stosować doświadczenia sowieckie. Tam postanowili kontrować kremlowskie tuby, robiące współobywatelom wodę z mózgów, tworząc swoją rosyjskojęzyczną telewizję. U nas początkowo również próbowano pójść tą drogą. Ale zgodnie z powszechnym przekonaniem władz Litwy, że nasze bezpieczeństwo to nie nasz problem, najpierw próbowano pieniądze na założenie rosyjskojęzycznej telewizji wycyganić z Unii. Ta nie dała. Sięgnięto więc po rozwiązanie tanie i proste, którego nasze elity polityczne kilkadziesiąt lat temu nauczono w kremlowskich szkołach partyjnych. Postanowiono zakazać transmisji rosyjskich kanałów. Jednak byłej sowieckiej nomenklaturze, a naszym dzisiejszym elitom politycznym, nie układa się myśl w głowach, że to, co było skuteczne w zamkniętym systemie sowieckim, wcale nie pasuje w otwartym państwie powszechnego Internetu, przekazów satelitarnych i „wajfajów”. Decyzja o zakazie rosyjskich kanałów dowodzi więc, że o wiele prościej jest wyłączyć kanał niż postsowieckie myślenie w ludzkich głowach.