Do Brześcia trafiliśmy akurat na Dni Miasta, stąd dużo spacerujących, muzyka w parkach. Z tej okazji główną ulicą poruszała się parada dawnych aut. Udział w niej brali również rekonstruktorzy Armii Czerwonej na motorach i łazikach sprzed 70 lat. Z ogromnym zdziwieniem przyglądali się naszym furażerkom z orzełkami i ubraniu z elementami współczesnego umundurowania. Jednakże honory nam oddali.
Muzeum „Kriepost-gieroj” poświęcone jest w zasadzie obronnym walkom żołnierzy sowieckich w 1941 r. Brama w kształcie potężnej gwiazdy, czołgi radzieckie i armaty, a przede wszystkim przerażające swą gigantycznością i wymową rzeźby żołnierzy, wyrazem twarzy oddające cierpienie i upór. W salach muzealnych najwięcej eksponatów dotyczących 1941 r., ale też jest z XIX w.
Ogólnie dobrze się zachowały forty, bastiony, raweliny i fosy, a ostatnio w cytadeli odbudowano cerkiew. Z klasztoru bernardynów i bernardynek (XVII-XIX w.), w którym w swoim czasie mieścił się szpital, a potem stajnie i obory, pozostały niestety ruiny. Symbolem walk o twierdzę uważa się poszczerbioną kulami dziewiętnastowieczną Bramę Chełmską.
„O nich teraz legiendy piszut, a ich kinuli… A wot Palaki kak nado oboronialiś, swoich nie ostawlali” — usłyszeliśmy komentarz od pewnego Białorusina. Chodzi o ośmiodniowy chaotyczny opór żołnierzy pozostawionych własnemu losowi przez dowództwo Armii Czerwonej. Cel taktyczny Niemcy osiągnęli w ciągu jednego dnia. Miasto, dworzec kolejowy i prawie całą twierdzę zdobyli, a resztki stawiających opór oddziałów zablokowali. Walki ustały po tygodniu, chociaż poszczególne grupy żołnierzy ukrywały się w fortach ponad miesiąc.
Inaczej w 1939 r. działali Polacy.
Gen. Konstanty Plisowski w Brześciu dysponował zgrupowaniem liczącym sześć batalionów (ok. 2-2,5 tys. żołnierzy), dywizjonem artylerii, posiadał 30 przestarzałych już czołgów FT-17, dwa pociągi pancerne i jedną baterię artylerii przeciwlotniczej. Przeciw sobie miał kilkukrotną przewagę, głównie w siłach pancernych i lotnictwie — niemiecki XIX Korpus Pancerny gen. Guderiana. Już 14 września pod Brześciem pociągi pancerne „Bartosz Głowacki” i „Śmiały” stoczyły walki z Niemcami na jakiś czas powstrzymując natarcie, co dało możliwość lepiej przygotować się do obrony.
W tym samym dniu 77 czołgów niemieckich bez powodzenia próbowało wziąć twierdzę z marszu. Dlatego przy następnym szturmie przeprowadzono intensywne bombardowanie z powietrza i artyleryjskie. Mimo to obrony nie złamano. Podczas walk od 14 do 16 września, Polacy ogółem odparli 7 niemieckich ataków. W tych walkach zginęło do 40 proc. garnizonu. W nocy z 16 na 17 września Plisowski wydał rozkaz opuszczenia twierdzy i wycofanie się do Terespola.
Jeden z polskich żołnierzy odwrót wspomina następująco: „Generał Plisowski był ranny, jego zastępca płk Horak został kontuzjowany. Nocą przy świetle płonącej twierdzy obrońcy cytadeli, którym udało się przeżyć, przedostali się na zachodni brzeg Bugu jedynym mostem, nie zagarniętym jeszcze przez Niemców. Nie widząc naszego odejścia, Niemcy kontynuowali całą noc z 16 na 17 września ostrzeliwanie twierdzy z ciężkiej amunicji, wstrząsając ziemią i powodując dzwonienie szyb w oknach”.
Odwrót osłaniał Batalion Marszowy 82. Pułku Piechoty kapitana Wacława Radziszewskiego. Interesujące jest, że batalion nie wycofał się, ale skrycie zajął fort nr V. Po odkryciu tego przez Niemców i odrzuceniu ich propozycji poddania się, od 19 września fort był ostrzeliwany przez Wehrmacht, a od 22 września — przez oddziały sowieckie.
Nie jest znana przyczyna pozostania Polaków w twierdzy, mimo że był rozkaz wycofania się. Możliwie mieli już odciętą drogę odwrotu. Nocą z 26 na 27 września, wyrwali się jednak z okrążonego fortu i przekraczając Bug dotarli do wsi Murawiec. Kpt. Radziszewski, przebrany w cywilne ubranie, przedostał się do Brześcia z zamiarem dotarcia do rodziny w Kobryniu. Tam jednak został schwytany przez NKWD, a później zamordowany w Katyniu.
Obrona Brześcia przed hitlerowcami, a następnie sowietami, jest symbolicznym przykładem współpracy okupantów, a podsumowaniem tego była wspólna w Brześciu „parada zwycięstwa” Wehrmachtu i Armii Czerwonej.
Opuszczając twierdzę udaliśmy się na cmentarz garnizonowy, by oddać hołd obrońcom. Krzyże i pomniki w kwaterze polskiej najczęściej odnowione, teren zadbany przez Ambasadę RP. Niestety, miejsce mało znane i odwiedzane.
Nieopodal cmentarza zwrócił naszą uwagę i zaskoczył pewien pomnik z wizerunkiem „grzyba” bomby atomowej i napisem hołdującym broni jądrowej: „14. 09. 1954. W cześć i wo sławu yczastnikow sozdanija jadiernogo szczyta”.
Następnie był Pińsk.
O Pińsk, położony wśród bagien tudzież nad rzekami Prypecią i Piną, również walczyli wilnianie. 5 marca 1919 r. grupa gen. Listowskiego uderzyła na Pińsk od północy i zachodu, a jazda dokonała udany wypad w celu zniszczenia torów kolejowych od strony wschodniej, aby bolszewicy nie otrzymali posiłków. Większość kawalerzystów była z Dywizjonu Jazdy Wileńskiej, od czerwca noszącego nazwę 13 Pułku Ułanów. „Oddział majora Dąmbrowskiego istniał w dalszym ciągu. Dywizjon wchodził w skład tego oddziału, brał udział we wszystkich walkach, początkowo dywizji podlaskiej, później litewsko-białoruskiej generała Szeptyckiego. Współdziałał przy zajęciu Janowa, Pińska, Dereczyna i Baranowicz” — napisał w monografii o Trzynastakach żołnierz tego pułku Stanisław Aleksandrowicz.
Interesujące jest, że wówczas w walkach wyróżnił się Pińsko-Wołyński Batalion Ochotniczy, złożony z rosyjskich oficerów tzw. „Białej Armii” i walczący po stronie Polaków. A jeszcze ciekawsze, że jego żołnierze w tym okresie na czapkach nosili przeważnie polskie orzełki.
Ślady walk pozostają w postaci grobów żołnierskich, dlatego udaliśmy się na poszukiwania wojskowych cmentarzy. Trudno by było mówić o skuteczności poszukiwań, gdyby nie kontakt z Edwardem Złobinem, dziennikarzem i archiwistą, pasjonatem historii swego ojczystego miasta, a najważniejsze — i jak sam uważa — pińczukiem.
— Mieszkańcy Polesia w okresie międzywojennym niezbyt jeszcze utożsamiali się z narodowością białoruską, ani też polską bądź rosyjską. Szło ku temu, że Poleszucy z regionalnego określenia mogli się stać odrębną narodowością — w drodze zaznaczył pan Edward. O sobie dodał: „Ani kropelki krwi białoruskiej nie mam. Nie mogę też być na 100 procent ani Polakiem, ani Rosjaninem. A w rodzinie byli jeszcze nieliczni Ukraińcy, nawet w wieku XIX — księżna gruzińska. Więc kim jestem? Jak z tej anegdoty — po pierwsze, ja z Pińska…”.
Do centrum Pińska szliśmy starymi wąskimi uliczkami o drewnianej zabudowie, które w jakimś jeszcze stopniu mogą przypominać przedwojenny Pińsk. W skromnym domku przy takiej ulicy, kiedyś Adamowskiej a teraz Szewczenko, mieszkał kardynał Kazimierz Świątek.
Centrum miasta zadziwia swą przestrzennością. Przede wszystkim szerokie ulice i chodniki, place i skwery.
— Niestety. — ze smutkiem skwitował pan Edward nasze słowa uznania dla czystości i porządku. — Nie ma już w centrum wielu drewnianych i murowanych domów w Pińsku, a to przecież niszczenie historii. Oto ten zachował się — wskazał zadbaną kamieniczkę przy ul. Suworowa 43. W nim w latach 30-tych mieszkał Ryszard Kapuściński, a ta tablica teraz ten dom chroni. Co prawda, urodził się znany pisarz i dziennikarz w innym domu, ale ten był zagrożony, więc tablicę umieściliśmy na nim.
— Proszę panów po gazu… — dwuznacznie zabrzmiało zaproszenie do spaceru po głównej ulicy miasta. Dzisiaj oczywiście nosi imię Lenina. Była i jest jedną z ważniejszych ulic do przechadzek, której oficjalna nazwa zależała od rządzących: Wielka Spasska, Franciszkańska, Wielka Kijowska, Marksa, Kościuszki, Lenina. Nazwa nieoficjalna „o spacerach po gazu” wzięła się z łączenia polskiego — spacery i jidisz — gaz, co oznacza ulicę wielką, główną. Dlatego do dziś jeszcze czasem można usłyszeć o „szpacerach po gazu”. Przy tej ulicy zachowało się więcej historycznych zabudowań, przeważnie z końca XIX i pierwszej połowy XX w. Zwraca uwagę zadbany gmach, a zwłaszcza napis na jego frontonie: „Gimnazjum Męskie Państwowe”. Napis po polsku!
— Kiedy już w niezależnej Białorusi odnawiano ten budynek — opowiada Edward Złobin — ojciec mój zauważył, jak robotnicy zabrali się do niszczenia polskiego napisu. Herb Polski i napis: „im. marsz. Piłsudskiego” usunięto jeszcze w 1940 r., ale pozostałe słowa istniały długie lata. Ojciec wówczas niezwłocznie zwrócił się do miejskich władz i udało się ten fragment polskiej historii Pińska zachować, chociaż mieści się tam dzisiaj oddział Gorono. Co prawda, litery GIMN już należało wypisać od nowa, dlatego trochę się różnią od pozostałych.
Przy okazji przypomina się podobna historia z naszego miasta. Kiedy podczas odnawiania obecnego Muzeum Sztuki Vytautasa Kasiulisa spod wielu warstw farby ukazał się polski napis wcześniejszego właściciela: Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Szybko jednak go zamalowano. Na Białorusi oczywiście dyktatura, a u nas niby demokracja, Unia Europejska i przestrzeganie zasad dbania o wartości historycznego dziedzictwa …
Po gazu prowadzi na rynek miasta, w okresie międzywojennym — plac 3 Maja, obecnie — plac Lenina. Aż serce ściska widząc ogromny plac i mając świadomość, że większość jego terenu pokrywa historyczne fundamenty. Perłą historii przy placu nazwać można zachowane i zadbane XVII-wieczne dawne Kolegium Jezuitów, służące obecnie jako szkoła choreografii oraz Muzeum Polesia. Kiedyś do zespołu klasztornego jezuitów należał barokowy kościół pw. św. Stanisława, ale w 1953 r. został wysadzony. W tej sytuacji przypomina się Orsza. Tam również najstarszym zachowanym budynkiem w centrum jest Kolegium Jezuitów.
Zamku w Pińsku nie ma, chociaż drewniany, należący do pińskich książąt Jurewiczów, wspominany jest w „Powieści minionych lat” w 1097 r. W 1320 r. Pińsk przez Giedymina został włączony do WKL. Inny książę z Litwy Zygmunt Kiejstutowicz, noszący wówczas tytuł księcia pińskiego i turowskiego, w 1396 r. ufundował klasztor Franciszkanów z pierwszą na kresach wschodnich świątynią katolicką. Kontynuatorką jej obecnie jest Katedra pw. Wniebowzięcia NMP. Kilkakrotnie niszczona, odbudowana była w połowie XVIII w. Zachowała niektóre fragmenty stylów gotyckiego i renesansowego, dominuje jednak barok, a wewnątrz bogate rokokowe zdobienia — rzeźby i polichromia. Są też tablice poświęcone marynarzom Flotylli Pińskiej oraz zamordowanym przez hitlerowców zakładnikom i księżom. Obok czterokondygnacyjna dzwonnica z roku 1817. W krypcie pod świątynią, przy ołtarzyku z wizerunkiem MB Ostrobramskiej, spoczął wieloletni duszpasterz Polesia ks. kardynał Kazimierz Świątek. Cieszył się dużym autorytetem, dlatego ulica obok kościoła nosi obecnie jego imię.
Fot. autor
Cdn.