Niemcy walcząc na kilku frontach i okupując kilkanaście krajów europejskich mieli poważne kłopoty kadrowe. Zmuszeni byli do korzystania z pomocy sojuszników i pomocników zarówno w operacjach militarnych jak i działaniach bezpieczniacko-policyjnych, a także w utrzymywaniu własnej gospodarki na możliwie najwyższych obrotach.
Marian Padaba
15 września 1943 około godziny 8 rano na ulicy Nadbrzeżnej w Wilnie został zastrzelony w drodze z domu do pracy inspektor litewskiej Saugumy Marian Padaba.
Zginął w wyniku akcji Kedywu AK. Wykonawcą wyroku był bratanek przedwojennego premiera rządu RP Sergiusz Kościałkowski, który pół roku wcześniej razem z Witoldem Milwidem „T-5” zlikwidował w kruchcie kościoła pw. Świętej Katarzyny redaktora gadzinowego „Gońca Codziennego” Czesława Ancerewicza.
Był to już drugi z kolei skuteczny zamach Kedywu AK w tym miesiącu, gdyż dzień wcześniej akowcy zastrzelili innego agenta Saugumy o nazwisku Labunskis.
Tym razem okupacyjne władze niemieckie odpowiedziały na zamach zdecydowanie. W dniu 18 września 1943 na pierwszej stronie numeru „Gońca Codziennego” ukazał się komunikat komendanta policji bezpieczeństwa na Litwie: „Dnia 15.9.1943 został zamordowany w drodze ze swego mieszkania do miejsca służby inspektor litewskiej policji kryminalnej Marian Padaba. Dochodzenie wskazuje wyraźnie na to, że morderstwo zostało dokonane przez członków polskiej organizacji terrorystycznej. Ponieważ w tym wypadku chodzi o drugie z kolei morderstwo na osobie urzędnika policji bezpieczeństwa, poleciłem aresztować 100 osób spośród inteligencji polskiej jako zakładników. Jako środek represyjny za zamordowanie Padaby rozstrzelano w godzinach rannych w dniu 17 września następujących zakładników: (…) Przy powtórzeniu morderstw pozostali aresztowani zakładnicy będą potraktowani w odpowiedni sposób”.
Wśród rozstrzelanych 17 września 1943 dziesięciu zakładników byli m. in. światowej klasy onkolog profesor Kazimierz Pelczar, pełniący w latach 1937-1938 funkcję dziekana Wydziału Lekarskiego USB, związany przed wojną z radykalną lewicą profesor skarbowości i prawa skarbowego USB Mieczysław Gutkowski oraz dawny poseł na Sejm Wileński, długoletni prezes Centrali Chrześcijańskich Związków Zawodowych, członek Stronnictwa Narodowego adwokat Mieczysław Engiel.
Społeczność litewska w Wilnie zorganizowała uroczysty pogrzeb Mariana Padaby. Złożono liczne wieńce i wiązanki kwiatów, przybyły delegacje ubrane w litewskie stroje ludowe. Przemawiali oficjele litewskiego samorządu. Na pogrzebie zabrakło jednakże przedstawicieli władz niemieckich, co wymownie obrazowało stosunek germańskich władców do litewskich poddanych.
Padaba nie był rdzennym Litwinem. Pochodził z wielodzietnej rodziny białoruskiej zamieszkałej przy ulicy Kalwaryjskiej. Jego ojciec był ubogim szewcem ledwie wiążącym koniec z końcem. Chcąc wykształcić Mariana, a także młodszego syna Olgierda, posłał ich do jedynego w mieście litewskojęzycznego Gimnazjum Witolda Wielkiego. Szkoła była subsydiowana przez rząd kowieński i w związku z tym rodzice nie musieli płacić czesnego. Dodatkowo uczniowie z uboższych rodzin otrzymywali stypendia.
W czasie nauki w gimnazjum Marian Padaba przeistoczył się w litewskiego nacjonalistę. Wiele poszlak wskazuje na to, że w roku 1938 w czasie wycieczki szkolnej do Kłajpedy nawiązał kontakty z niemieckim wywiadem. Był zdolnym, przystojnym młodzieńcem, podobał się wielu kobietom. Posiadał umiejętność łatwego nawiązywania kontaktów towarzyskich.
Do przedstawicieli polskiej inteligencji odnosił się wówczas z ledwie skrywaną wrogością. Miało to związek z jego pochodzeniem społecznym kontrastującym z dużymi ambicjami. Po zdaniu matury podjął studia na wydziale medycyny USB. Z powodu wybuchu wojny zdążył zaliczyć tylko pierwszy rok. W roku 1941, po zajęciu Wilna przez Niemców, stał się niezwykle aktywnym i niebezpiecznym funkcjonariuszem Saugumy.
Prowadził przy tym hulaszczy tryb życia. W roku 1942 podczas awantury pijackiej w lokalu rozrywkowym zastrzelił litewskiego policjanta. Na krótki czas osadzono go w areszcie więziennym na Łukiszkach. Pełnił tam funkcję kalifaktora. Aresztowana w dniu 13 maja 1942 z powodu działalności niepodległościowej Helena Stempkowska, po zamążpójściu Pasierbska, opisała po latach pierwszy dzień pobytu na Łukiszkach: „Przy ostatnim wejściu stał kalifaktor. Zanim wprowadzono dużą grupę mężczyzn, siedział on ze mną przy stoliku i prowadził rozmowę, właściwie monolog, bezbłędną polszczyzną. Jak się później okazało, był to Marian Padaba, funkcjonariusz Saugumy, który w tym czasie odbywał karę więzienną”. Padaba był dla Niemców zbyt cennym agentem, aby mógł długo przebywać w areszcie. Już wkrótce Helena Stempkowska, która na Łukiszkach była więziona do grudnia 1942, widywała z okna celi jak Padaba, ubrany w mundur gestapowca, chodził przez dziedziniec więzienny do pracy. Jako funkcjonariusz bezpieki znęcał się nad więźniami nie wyłączając kobiet. W czasie przesłuchań często posługiwał się bykowcem.
Braci Padabów znał osobiście Bohdan Mirakowski, po wojnie lekarz-chirurg zamieszkały w Szczecinie. Mirakowski również przebywał w więzieniu na Łukiszkach w roku 1942 z powodu działalności konspiracyjnej. Na szczęście dla niego śledczy nie potrafili niczego mu udowodnić i po upływie krótkiego czasu został zwolniony.
Po latach wspominał na temat Padaby: „Być może to jemu zawdzięczam zwolnienie z więzienia już po pierwszym przesłuchaniu; przecież był kiedyś moim dobrym przyjacielem i o moim aresztowaniu na pewno wiedział (…) Mariana Padabę i jego brata Olgierda poznałem we wrześniu 1939 roku na jeziorkach zwanych Pajami. Marian znał moich dziadków i bywał w naszym domu, próbował zalecać się do mojej starszej siostry Henryki (…) Marian był przystojnym, wysokim i szczupłym blondynem”. Bohdan Mirakowski zapamiętał dobrze dzień, w którym zastrzelono Mariana Padabę: „Tego dnia wieczorem wracając z pracy spotkałem na ul. Kalwaryjskiej wzburzonego i przerażonego Olgierda Padabę, który bez przerwy powtarzał: »Mariana zabili… Mariana zabili…« Milczałem, nie wiedziałem co mam mówić”. Zamach na Padabę odbił się głośnym echem w okupowanym Wilnie. Niemcy byli wściekli, Litwini zrozpaczeni, Polacy nieco przerażeni własną brawurą. W obliczu krwawego odwetu okupanta kierownictwo polskiego podziemia na długi czas wstrzymało wykonywanie wyroków Wojskowego Sądu Specjalnego. Cena krwi była zbyt wysoka.
Rozgrywki piłkarskie i kibice
W Generalnej Guberni i na ziemiach polskich bezpośrednio włączonych do Rzeszy uprawianie sportu przez Polaków było surowe wzbronione. Za potajemne rozgrywanie meczów piłkarskich groziło zesłanie do obozu koncentracyjnego. Na Litwie tymczasem sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Funkcjonowała tutaj liga piłkarska z udziałem dziewięciu zespołów. W rozgrywkach prym wiodły zespoły z Kowna i Szawel. W roku 1943 mecze rozgrywane były do późnej jesieni. Zawody ostatniej kolejki ligowej odbyły się pod koniec listopada. W większości wypadków piłkarze musieli grać na klepisku pokrytym brudnym błotem pośniegowym.
Mecze cieszyły się sporym zainteresowaniem publiczności. W niedzielę, 24 października 1943 roku, na trybunach stadionu w Kownie podczas meczu pomiędzy miejscowym Taurasem a Gubernią Szawle zgromadziło się aż 7 tysięcy kibiców, co w warunkach okupacyjnych stanowiło rekordową frekwencję. Kibice, tak jak i dzisiaj bywa, zachowywali się niekiedy nad wyraz emocjonalnie, a nawet po chuligańsku. W dniu 16 września 1943 na wileńskim Pióromoncie odbył się mecz pomiędzy miejscowym Šarunasem a kowieńskim Kovasem zakończony wynikiem remisowym 1:1. Publiczność nie była zadowolona z przebiegu zawodów.
Sprawozdawca sportowy „Gońca Codziennego” akurat na łamach tego samego numeru gazety, gdzie zamieszczono komunikat o rozstrzelaniu polskich zakładników w odwecie za zamach na Padabę, ubolewał nad brakiem kultury kibiców: „Zachowanie się młodocianej publiczności ordynarne i chuligańskie. Należałoby organizatorom zatroszczyć się o wychowanie sportowe łobuziaków, którzy przychodzą na mecz nie po to, żeby oglądać zawody, ale gwoli czynienia bałaganu, grand itp.”.
Miesiąc później rozegrano w Wilnie mecz pomiędzy wileńską drużyną LGSF a kowieńskim Taurasem. Piłkarze z Kowna wygrali 5:2. W opinii wileńskich kibiców dotkliwa porażka miejscowej drużyny była przede wszystkim dziełem stronniczego sędziego. Po zakończeniu meczu na murawę wbiegli krewcy młodzieńcy i jeden z nich z całej siły uderzył sędziego w głowę. Poszkodowanego arbitra odwieziono karetką do szpitala. Reporter „Gońca Codziennego” pisał w sprawozdaniu pomeczowym: „Bezsprzecznie sędzia p. Tubis zepsuł mecz, który zapowiadał się niezwykle interesująco, jednak wymierzanie sprawiedliwości należy do Kolegium Sędziowskiego, a nie do kąpanych w gorącej wodzie widzów”.
Pocz. w nr 181 (17 959)
Cd. w kolejnym
wydaniu magazynowym