Trudno doprawdy zrozumieć człowieka, który cztery lata widzi niegospodarność, szafowanie pieniędzmi, skorumpowane stosunki między kolegami, widzi… i nic nie robi. Na nic się nie skarży, nie narzeka. Aż dopiero teraz, kiedy z tej „niewoli” się wydostał (a dokładnie wyborcy go „wybrakowali”), wszystko opowie — gdzie tylko się da i komu tylko można.
Takie wrażenie szeregowy obywatel odnosi obecnie oglądając debaty telewizyjne i radiowe niektórych naszych byłych posłów.
Bo oni, według ich własnego mniemania, pracowali bardzo uczciwie. Nie mogą więc zrozumieć, dlaczego nie zostali wybrani. Winią wszystkich dookoła, tylko nie siebie.
A przecież, jeżeli było im źle, mogli się zrzec mandatu, musieli walczyć z niegospodarnością, szafowaniem pieniędzmi. Przecież po to byli wybrani.
Ale oni tego nie tylko nie robili, wręcz odwrotnie — korzystali ze wszelkich dóbr poselskich, uważając, że są wyjątkowi, że muszą nadal siedzieć w tych wygodnych fotelach. Np. Bronius Bradauskas, Dalia Teišerskytė, Marija Cegrijenė i in. Mogą wreszcie odpocząć, bez oblewania brudem byłych kolegów, bo ta ich odwaga i uczciwość jest doprawdy nie na czasie. Wszak nikt ich nie zmuszał kandydować do Sejmu. Jakże w tym miejscu pasuje przysłowie: „Zły to ptak, co własne gniazdo kala”. Wszak byli ptakami tego „gniazda” lat 12, a nawet 16.
Helena Gładkowska