Dziękujemy naszym Czytelnikom, którzy zareagowali na tekst „Oni nigdy nie mieli pogrzebu…”. Do tej pory skontaktowało się z nami już 9 rodzin żołnierzy AK rozstrzelanych w Wilnie w więzieniu NKGB i pochowanych w masowych grobach w wileńskich Tuskulanach.
– Przeczytałam artykuł w Kurierze Wileńskim i odnalazłam nazwisko brata mojego taty, Józefa Masiulewicza. Nie mam żadnych wątpliwości, że chodzi właśnie o niego. Przez wiele lat rodzina bezskutecznie poszukiwała informacji o losie syna i brata. Niestety, nie dysponuję szerszymi informacjami. Mam jedynie kilka zdjęć wujka Józefa. Jestem zainteresowana identyfikacją – napisała do nas Lucyna Masiulewicz-Żyśko.
Lucyna Masiulewicz-Żyśko dorastała w Giżycku, w rodzinie i wśród sąsiadów pochodzących z Kresów Wschodnich, wśród których było wielu żołnierzy Armii Krajowej. Swojego wujka, Józefa Masiulewicza, zna tylko z opowieści. Urodziła się trzy lata po jego aresztowaniu. Wie, że w czasie, gdy rozgrywały się tragiczne wydarzenia, czyli pod koniec 1944 r., Józef Masiulewicz miał dopiero 18 lat. Jaki był? Raczej nie chciał być żołnierzem. Niestety – takie były wtedy czasy… Był bardzo utalentowany muzycznie i z tym wiązał swoją przyszłość.
– Babcia bardzo długo przechowywała stosy nut należących do Józefa, które przywiozła do Giżycka z Wilna. Czekała na jego powrót – opowiada nam o swoim krewnym.
W czasie wojny Masiulewiczowie mieszkali w Wilnie. Często wyjeżdżali także do Podbrzezia, skąd pochodzili i gdzie mieli wielu krewnych. Tam także spędzali lato. Pod koniec wojny zamieszkali w Sakiszkach. Szukali schronienia na wsi, gdyż czasy były wyjątkowo niebezpieczne. Spokojnie nie było jednak nigdzie – to właśnie w Sakiszkach Józef został aresztowany.
Lucyna Masiulewicz-Żyśko opowiada, że na kilka dni przed aresztowaniem brał udział w akcji, w czasie której został postrzelony w policzek, prawdopodobnie też w szczękę. Kiedy przyszli Sowieci, wiedział, że musi się ukrywać.
– Przeszukali gospodarstwo i zaczęli się wycofywać. Wtedy pojawił się jakiś cywil i wskazał miejsce pod daszkiem, w dworku. Wiedział o nim, ponieważ kiedyś się tam chował razem z Józefem – opowiada o dniu aresztowania.
Zanim zabrano Józefa, jego siostra, Zofia, wcisnęła mu do ręki zegarek, podobno złoty. Myślała, że będzie mógł się w ten sposób wykupić. Świadkiem aresztowania była także jego matka, Weronika. Dla niej ten okres był czasem wyjątkowo trudnym. Starszy syn, Jan, jako żołnierz AK został zesłany do Kaługi. Wrócił po roku w stanie skrajnego wycieńczenia. Do więzienia trafił także ojciec Józefa, Stanisław Masiulewicz. Po kilku miesiącach wrócił do domu pieszo, skatowany.
Wszyscy czekali także na powrót najmłodszego Józefa. Wydawało się, że 18-letni chłopak powinien zostać zwolniony. Nie było jednak o nim żadnych wieści.
– Wiedzieliśmy tylko, że został aresztowany przez NKWD. Zabrali go z domu i od tego momentu wszelki ślad zaginął – opowiada pani Lucyna.
W końcu, jak tysiące Polaków, zdecydowali się na opuszczenie Wileńszczyzny. Nowy etap życia rozpoczęli w Giżycku, jednak nigdy nie zapomnieli o Józefie. Poszukiwali go przez Czerwony Krzyż, ale odpowiedź zawsze była ta sama – los nieznany.
W latach siedemdziesiątych pojawiła się nadzieja. Do rodziny dotarła informacja, że w stoczni w Gdańsku pracuje mężczyzna z przestrzeloną szczęką. Być może to właśnie Józef? Najstarszy syn siostry Józefa pojechał do stoczni szukać wujka. Niestety, dowiedział się tylko, że nikt o takim nazwisku tam nie pracuje. Na poznanie prawdy trzeba było czekać jeszcze bardzo długo.
Co wydarzyło się zimą na przełomie 1944 i 1945 r.? Józef i jego aresztowani koledzy należeli prawdopodobnie do grupy „Fakira”, która po nieudanej akcji na Mejszagołę (19 grudnia 1944 r.) została rozesłana przez dowódcę do domów na święta. Był to czas wyjątkowej aktywności NKWD. Według sowieckich źródeł od 25.12.1944 do 01.01.1945 r. NKGB aresztowało 370 uczestników polskiego podziemia. Nie wszyscy stanęli przed sądem – zdarzały się przypadki publicznych egzekucji przeprowadzanych tuż po aresztowaniu, niektórzy zmarli w czasie śledztwa.
Józef został oskarżony o to, że brał udział w zbrojnych napadach na sowchozy utworzone w majątkach Kowszadoła i Bortkuszki, napadzie na posterunek milicji we wsi Gulbiny, rozbrojeniu oficera Armii Czerwonej. Wreszcie o to, że razem z kolegami próbował wyzwolić przetrzymywanych w areszcie w Mejszagole „uchylających się od służby w Armii Czerwonej”.
W aktach sprawy jest jednak wiele nieścisłości i przebieg wydarzeń bardzo trudno jest odtworzyć. W nakazie aresztowania Józefa Masiulewicza widnieje data 5 kwietnia 1945 r., a już 14 kwietnia zakończono śledztwo. W sprawie nie było dowodów rzeczowych. Oskarżonych obciążały natomiast zeznania świadków. Przy metodach pracy przesłuchujących, nie było zapewne trudno je uzyskać. Wkrótce zapadł wyrok. Józef i jego dwóch kolegów otrzymali wyroki śmierci. Czwarty oskarżony – 10 lat łagrów. Co działo się dalej? 7 czerwca 1945 r. odmówiono wydania uwięzionych na przesłuchanie, motywując to tym, że zostali już osądzeni. O zakończeniu sprawy nie wiedział jednak naczelnik NKGB. W piśmie do naczelnika więzienia żądał wyjaśnień, pisał, ponieważ NKGB nie zakończyło jeszcze śledztwa. Wygląda więc na to, że „sąd” odbywał się w bardzo dużym pośpiechu.
Józef Masiulewicz został rozstrzelany w celi śmierci więzienia przy ul. Ofiarnej, 30 grudnia 1945 r. Znamy także nazwisko kata. Wyroki śmierci wykonywał w tym czasie naczelnik wewnętrznego więzienia NKGB-MGB, major bezpieczeństwa, później podpułkownik, Wasilij Dołgirew. W czasie egzekucji zabił ogółem aż 650 osób.
– Józefa nie przestaliśmy nigdy szukać. Kilka lat wcześniej szukaliśmy śladów w Internecie, ale bezskutecznie. Pierwszą informację uzyskałam dopiero 11 lutego 2017. Były sąsiad z okresu mojego dzieciństwa, wileński AK-owiec, obecnie „Strażnik Pamięci”, zadzwonił do mnie z pytaniem, czy mówi mi coś nazwisko Józef Masiulewicz. Otrzymał listę rozstrzelanych Żołnierzy AK z Wilna. Skojarzył nazwisko i pochodzenie – opowiada Lucyna Masiulewicz-Żyśko. Teraz, po przeszło 70 latach chciałaby zadbać o to, by jej wujek został zidentyfikowany i aby miał godny pogrzeb.