Nierówność społeczna na Litwie kłuje w oczy. Na 10 proc. mieszkańców Litwy przypada zaledwie 2 proc. ogólnych dochodów, a na 10 proc. najbogatszych – 28 procent. Kraj nasz znalazł się w sytuacji krytycznej i paradoksalnej, i z każdym rokiem taka sytuacja się pogłębia.
Czyli, bogaci korzystają w większym stopniu niż inni z przywilejów, a także dóbr będących przedmiotem powszechnych aspiracji, takich jak: dochód, przedmioty materialne, mieszkanie, oświata, kultura, wypoczynek, czas wolny, a także działalność społeczna, praca i zdrowie.
Pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju najsilniej uderza w ludzi biednych. To oni pierwsi tracą pracę, to ich dzieci są najsłabiej wykształcone i najbardziej podatne na patologie społeczne.
Jak podaje Eurostat nierówność społeczna na Litwie jest jedną z największych w krajach wspólnoty europejskiej. O ile przed pięciu laty dochód najbiedniejszych i najbogatszych różnił się pięć razy, to obecnie już razy siedem.
Minister finansów Litwy, Vilius Šapoka, na ostatniej naradzie poświęconej temu tematowi obiecał, że w najbliższym czasie zaprezentuje plan zmniejszenia nierówności społecznej. Ale mało kto z obywateli wierzy w taki cudowny dokument.
A przecież kontrolowanie poziomu nierówności można osiągnąć poprzez różne podatki majątkowe. Wyjścia szukać należy, ale ani minister ani nikt inny z rządu tego robić nie chce.
Wszak każdy doskonale wie, że syty głodnego nie zrozumie.