Wkrótce mija 30-lecie organizacji „Sąjūdis“, która zjednoczyła mieszkańców Litwy i faktycznie doprowadziła do niepodległości kraju. O tym, czy byli w szeregach „Sąjūdisu“ Polacy, kogo, w jakich latach i z jakim skutkiem w „polskich regionach” Litwy próbował pozyskiwać do współpracy KGB oraz o ofiarach „czerwonego” terroru w okresie sowieckiej okupacji – o tym rozmowa ze znanym historykiem oraz posłem na Sejm Litwy, Arvydasem Anušauskasem.
3 czerwca będziemy świętowali 30-lecie litewskiego ruchu niepodległościowego „Sąjūdis“. Czy może Pan powiedzieć, jaki był stosunek Polaków z Wileńszczyzny do „Sąjūdisu“ i odwrotnie?
Przede wszystkim „Sąjūdis“ narodził się jako niepodległościowa organizacja odrodzenia litewskiego narodu. W szeregach organizacji znaleźli się członkowie różnych narodowości. Wiem, że do niego należeli i Polacy, i Rosjanie. Jednym z ówczesnych, aktywnych działaczy „Sąjūdisu“ był Nikołaj Medvedev pochodzenia greckiego. Mniej więcej w tym samym okresie, w czasie pojawienia się „Sąjūdisu“, nasiliła się działalność polskich organizacji w dziedzinie oświaty i kultury. W 1989 roku mimo wszystko na Litwie rozpoczęła się próba realizacji modelu, który sprawdził się w Azerbajdżanie i Gruzji, następnie w Azji Środkowej. O jakim modelu mówię? O próbie podziału społeczności na podstawie narodowościowej czy też realizacji różnorodnych inicjatyw społecznych, które miałyby oddzielić regiony zamieszkałe przez mniejszości narodowe od reszty kraju.
Jak już wspomniałem na początku, temu procesowi dano start na Zakaukaziu i sowieckich republikach Azji Środkowej. Tam to się skończyło na krwawych i ostrych konfliktach. Dzięki Bogu, nam na Litwie udało się tego uniknąć. Dobrze jednak pamiętam, jak ja i wielu innych z niepokojem obserwowało procesy, które wówczas miały miejsce na wschodzie Litwy. Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie, w jakim kierunku pójdzie polska mniejszość narodowa. Dość długo trzymali się z daleka od procesów politycznych, które były wówczas bardzo dynamiczne.
Trzeba niestety przyznać, że odłam konserwatystów w komunistycznej partii Litwy miał dość duże wpływy na poszczególnych członków ówczesnych polskich organizacji, członków z komunistyczną przyszłością.
Jaka jest geneza „Sąjūdisu“?
Powstawał w miejscach pracy, łączył kolektywy. Każdy, kto chciał, mógł się przyłączyć, nie było obowiązku, że masz uczestniczyć i już. Co ciekawe, członkostwo nie było dokumentowane, nie było też wpisów czy opłat członkowskich, każdy, jeżeli chciał udzielić jakiegoś wsparcia, to robił to z własnej woli. Wracając do Polaków i Rosjan w składzie „Sąjūdisa“, chciałbym dodać, że oczywiście w organizacji przeważali Litwini, co jest oczywiste – przecież większa część mieszkańców Litwy to obywatele pochodzenia litewskiego.
Jak dobrze znana jest działalność sowieckiej bezpieki KGB przeciwko działaczom „Sąjūdisu“? Czy i w jaki sposób bezpieka próbowała pozyskać agentów?
Obiekty do werbowania były typowane przede wszystkim ze względu na potrzeby sowieckiej służby bezpieczeństwa. Mogli to być przedstawiciele różnych narodowości. Chciałbym podać jednak ciekawy fakt. W rejonie solecznickim sowieci z KGB zintensyfikowali swoją działalność gdzieś w połowie lat 80. Filia KGB w Solecznikach pojawiła się dopiero na początku lat 70. Na całej Litwie takie rejonowe oddziały działały, a tam nie. Dlaczego? Ponieważ przez dość długi okres czasu w KGB uważano, że nie ma w solecznickim żadnego zagrożenia. Sytuacja się zmieniła po tym, gdy lawinowo narastające wyjazdy miejscowych do Polski zaczęły coraz bardziej niepokoić sowiecką bezpiekę.
Generalnie lata 80. charakteryzują się wzrostem działalności KGB w tym zakątku Litwy, bądź co bądź właśnie wtedy tam przetoczyła się fala pierwszych oficjalnych strajków – robotników, kierowców. W KGB obawiano się, że są to skutki wpływu polskiej „Solidarności”, więc wcale nie należy się dziwić, że chcieli i starali się pozyskać źródła, co szło im z ogromnymi oporami. Udało się pozyskać tylko kilka osób. Tak czy owak zainteresowanie tym regionem w KGB było naprawdę duże, powiedziałbym, że nawet o wiele większe niż w przypadku jakiejś miejscowości, w głębi Litwy, np. w Jeziorosach czy Rakiszkach. Zresztą, jak już wspomniałem, strach w szeregach pracowników KGB budziła myśl, że miejscowi Polacy ulegną wpływom „Solidarności”, dlatego w 1981 roku zakazano miejscowym Polakom wyjazdów do Polski. Z tego, co pamiętam, do czasów wprowadzenia zakazu – z możliwości wyjazdu do Polski korzystało dwadzieścia, trzydzieści tysięcy Polaków, a jak zapadła kurtyna, już zaledwie kilkadziesiąt.
Jakie informacje gromadzili agenci i konfidenci KGB?
A to zależy, jaką działalnością się zajmowali. Nie da się powiedzieć, że w tych regionach zajmowali się czymś innym niż w reszcie litewskich miast, miasteczek i wsi. Jeżeli porównamy np. Solecznicki z rejonem orańskim, to cała ta działalność odbywała się mniej więcej na tych samych zasadach, tyle że w okresie „Solidarności” w Polsce, sowiecka bezpieka większą uwagą i „opieką“ darzyła Polaków na Litwie.
Ostatni wzrost aktywności KGB skierowanej przeciwko Polakom na Litwie to lata 1989-1991. Liczba chętnych do współpracy z KGB w tym okresie drastycznie zmalała i żadna narodowość na to wpływu nie miała. W 1991 roku KGB udało się pozyskać tylko kilkudziesięciu agentów. Ci agenci zostali jednak dość szybko zdemaskowani przez otoczenie, po kilku miesiącach pracy. Ostatecznie, wszyscy zostali zdemaskowani po zakończeniu próby puczu. Czy działają do tej pory na korzyść trzeciego kraju? Nie, na to pytanie udzielić odpowiedzi nie potrafię.
Pana zdaniem, jako historyka i polityka, mieszkańcom Litwy udało się do dzisiaj zachować ideały, które przyświecały im w czasach „Sąjūdisu“?
Zupełnie niedawno otrzymałem list od pewnego pana, który twierdzi, że nic już nie zostało z tej euforii, jaka miała miejsce, gdy powstał i działał „Sąjūdis“. Rozumiem, o co mu chodziło, ale to jest normalne, zmieniają się czasy, zmieniają się ludzie. Dobrze pamiętam, że u zarania „Sąjūdisu“ była nie tylko radość czy euforia, był również olbrzymi niepokój i obawy co do przyszłości. Ze strony Kremla nieprzerwanie płynął strumień gróźb i pogróżek, do tego wydarzenia z 13 stycznia obok wieży telewizyjnej.
Chciałbym zaznaczyć jeszcze raz, że czasy były trudne. O tym, że było wesoło i radośnie powiedzieć się nie da, zresztą wydaje mi się, że niektóre rzeczy już jesteśmy skłonni trochę zapominać.
Podstawowy spadek, jaki otrzymaliśmy po „Sąjūdisie“, udało nam się zachować. Mamy państwo, które nie tylko orientuje się na Zachód, ale już jest częścią cywilizacji zachodniej. Nasz kraj jest członkiem NATO, Unii Europejskiej. Wtedy to był kierunek, w jakim się poruszaliśmy, dziś, wyznaczone w tamtych czasach cele, zostały osiągnięte. Oczywiście, że udało nam się zachować ideały, o jakie wówczas walczono.
Jakim chciałby Pan dziś widzieć „Sąjūdis“?
„Sąjūdis“ nie jest czymś, co można stworzyć, pojawił się wówczas, gdy ludzie go potrzebowali. Proszę zauważyć, jak wyraźna była potrzeba: utrata państwowości, brak niezależnego państwa. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że Moskwa w końcu lat 80., gdy były ustalane budżety republik, na ponad 40 proc. obcięła budżet sowieckiej litewskiej republiki. Pieniądze te zostały przeznaczone na pokrycie tych czy innych projektów ZSRR, na spłatę jakiegoś zadłużenia. Dopiero niedawno, dzięki badaniom łotewskich historyków, udało się ujawnić, że co najmniej 18 proc. budżetu litewskiej republiki zabierał Kreml.
Osobiście byłem ogromnie zaskoczony, że wkrótce po wojnie ze skromnego budżetu Litwy Kreml zabierał pieniądze, z których finansował deportacje i wszystkie wojskowe oraz represyjne struktury, które działały na Litwie. Kolaboranci, którzy przejęli władzę na Litwie po II wojnie światowej, po prostu wydatkowali pieniądze na represje. Mieszkańcy Litwy sami płacili za swoją niedolę.
Dziś trudno sobie wyobrazić, żeby część budżetu Litwy po prostu była zabrana i przeznaczona na nieznane dla nas cele. Tymczasem Kreml drenował z Litwy olbrzymie środki pieniężne i dzielił je według swojego widzimisię. Oczywiście, w takiej sytuacji ludzie chcieli odzyskać swoje prawa, odtworzyć swoje państwo. Wówczas pojawił się „Sąjūdis“. Należy mieć na uwadze jednak i to, że organizacja zawiązała się dzięki sprzyjającym warunkom. Wpływ ZSSR się zmniejszył, międzynarodowej społeczności natomiast się zwiększył. Dziś, w takich warunkach, jakie mamy obecnie na Litwie, „Sąjūdis“ w swojej byłej postaci oczywiście się nie pojawi… Zawsze może jednak pojawić się inna organizacja czy ruch, jeżeli ludzie poczują, że nie mogą żyć tak, jak dotychczas, że muszą coś zmienić, że bierność grozi utratą tego, co posiadają.
Wróćmy do czasów okupacji. Której narodowości obywatele Litwy padli ofiarą sowieckich represji i deportacji?
Na pierwszym miejscu są Litwini, na drugim Polacy, na trzecim Żydzi i następnie Rosjanie, Białorusini. Ponad 94 proc. osób, które spotkały się z terrorem ze strony radzieckich władz, to byli Litwini, natomiast pośród deportowanych i aresztowanych około 6 proc. stanowili Polacy. Chociaż np. w latach 1944-1945, tzn. wtedy, kiedy „czerwony” terror na Litwie był najbardziej potworny, większa część aresztowanych i osadzonych w więzieniach, między innymi na Łukiszkach, to byli Polacy z Wilna i okolic. Co drugi więzień na Łukiszkach był Polakiem. Sowieci intensywnie próbowali zniszczyć polską armię podziemną – Armię Krajową. W różnych okresach „czerwonego” terroru Polacy stanowili pokaźny odsetek.
Są znane liczby ofiar?
Od 1944 roku do zakończenia wojny, w maju 1945, NKWD aresztowało 10 409 Polaków, w końcu 1945 roku ta liczba powiększyła się o kolejne tysiące i wzrosła do 12 127. Jeszcze 6 533 było deportowanych do obozów filtracyjnych. Polacy stanowili jedną piątą ofiar terroru, z kolei, jeżeli skupić się tylko na 1944 roku, to wówczas aresztowano 3 822 Polaków (jedna trzecia wszystkich aresztowanych). Najwięcej wymordowano Litwinów. Spośród 12 000 zamordowanych przez NKWD ponad 98-99 proc. to są Litwini.
Czy wiadomo, ile osób wróciło z deportacji i sowieckich więzień?
Dokładne liczby są nieznane. Polacy, szczególnie ci, których aresztowano w latach 1946-1947, mogli wybierać – więzienie i po zakończeniu kary powrót na Litwę albo wyjazd do Polski, na ziemie odebrane Niemcom. Ci z polskich więźniów, którzy zadeklarowali, że są Polakami, mogli skorzystać z prawa repatriacji z obozów i więzień do Polski. Taka była umowa pomiędzy Związkiem Sowieckim i ówczesnym rządem Polski. Chociaż teraz wiele się mówi o dobrowolnej repatriacji, prawda jest taka, że wiele takich repatriantów wyjechało do Polski na skutek przemocy. Sowieccy urzędnicy po prostu naciskali, aby ludzie wybierali repatriację. Inna rzecz, że ci, którzy na co dzień musieli znosić horrory radzieckich obozów pracy i więzień, z chęcią woleli wyjechać do Polski, niż zostać na kilka lat w takim piekle i mieć nadzieję na przetrwanie, żeby następnie wrócić na Litwę. Zamiast nich na Litwę wrócili inni.