W wileńskim centrum handlowym „Ogmios miestas” zostało otwarte mini zoo, w którym zamieszkało 50 różnych gatunków na 500 mkw powierzchni przypominającej dżunglę.
Jak twierdzą pomysłodawcy, chcą w ten sposób przyczynić się do zachowania zanikających gatunków i przede wszystkim zapoznać dzieci i młodzież z dziką przyrodą w sposób edukacyjny. Szczytny pomysł.
Ale tu się zaczęło! W przeddzień otwarcia zawrzało na Facebooku. Ponad 1 000 internautów zapowiedziało swój udział w pikiecie „w obronie dręczonych w niewoli zwierząt”. W sumie przyszła niewielka grupka pseudozielonych, którzy okręceni w metalowe siatki – imitujące klatki, stanęli „w obronie” domniemanych więźniów.
Domniemanych, bo jak twierdzą właściciele zoo, wszystkie zwierzęta zostały kupione od innych ogrodów zoologicznych, a które to przecież w safari się nie bawią, a po prostu hodują swoich podopiecznych z pokolenia na pokolenie albo się wymieniają z innymi zoo.
Protestującym można tylko powiedzieć, że jest to tak, jakby bronili kanarka w klatce urodzonego, czy rybek w akwarium. To co, może ich wypuścić na wolność? Takiego barbarzyństwa chcą?
O jakie więc znęcanie się tu chodzi, do jasnozielonej papugi?!
Rosjanie kiedyś uczyli tańczyć niedźwiedzie na… rozpalonej patelni. Tak – to było dręczenie stworzenia bożego.