Więcej

    Miejsce ufundowane na wdzięczności

    Czytaj również...

    Historia, którą możemy poznać w Muzeum Aptekarstwa w Wiekszniach, to znacznie więcej niż opowieść o starych, trochę dziś szokujących metodach leczenia. To też historia patriotyzmu, poświęcenia dla wartości, historia ludzi, którzy wykonując swój zawód, nie pracowali tylko dla pieniędzy, ale naprawdę – służyli innym.

    W samym centrum Wiekszń, niewielkiego miasteczka na Żmudzi, znajduje się jedna z najstarszych aptek na Litwie. Swoją działalność rozpoczęła w 1860 r. Farmaceuta z Telsz Teodor Geldner kupił zbudowany w XVIII w. dom od rabina Abbego Joffesa za 1200 srebrnych rubli. Pierwszemu aptekarzowi w Wiekszniach nie dane było jednak długo pracować w tym miejscu. Geldner wspierał powstanie styczniowe, za co został zesłany przez carskie władze i zmarł w 1870 r.
    – Potem apteka nie miała dobrych gospodarzy, straciła swoje dobre imię, na które w tak krótkim czasie udało się zapracować pierwszemu właścicielowi – opowiada Danutė Končienė, dyrektorka muzeum.

    W 1883 r. aptekę za 5000 srebrnych rubli kupił Kazimierz Aleksandrowicz (lit. Kazimeras Aleksandravičius), proboszcz z Żagorów. Przekazał ją swojemu siostrzeńcowi, który skończył farmację na Uniwersytecie Moskiewskim. W zamian chciał, by Wincenty Aleksandrowicz co roku przekazywał 300 rubli na edukację któregoś z biednych krewnych, polecając również, by nigdy nie sprzedawał apteki, lecz przekazywał ją spadkobiercy na takich samych warunkach. Tak rozpoczął się najlepszy okres w historii apteki – Wincenty Aleksandrowicz pracował w niej przeszło 40 lat. W 1925 r. apteka została przejęta przez Józefa, syna farmaceuty. On również poświęcił pracy w tym miejscu prawie pół wieku.

    CZYTAJ WIĘCEJ: Wilno, w którym żył, kochał i tworzył Moniuszko

    Etos pracy farmaceuty
    Jaką historię opowiada apteka w Wiekszniach? Jest tu oczywiście interesujący zbiór przyrządów aptekarskich, z których większość pochodzi właśnie z tego miejsca. Można zobaczyć nie tylko oryginalne wyposażenie apteki, lecz także pasy ludzkiej skóry, które, według wyjaśnień dyrektorki muzeum, dawni aptekarze kupowali od katów, czy też rozmaite nalewki o szokujących dzisiaj recepturach.
    Przede wszystkim jest to jednak historia ludzi, którzy swój zawód wykonywali z pasją. Świadczą o tym bogate zbiory przyrządów, dawnych leków, ale także eksponat najbardziej przekonujący o autentyczności tego miejsca – wgłębienie w podłodze, tuż za ladą, wydeptane przez pracujących w tym miejscu przez ponad 100 lat wieksznieńskich aptekarzy.
    – Wincenty Aleksandrowicz kochał swoją pracę. Był bardzo dobrym farmaceutą, ale też pasjonatem chemii, urządził tu laboratorium. Pracował w aptece do późnego wieczora, do 21, nawet do 23. Nie opuścił miejsca pracy także w czasie I wojny światowej, gdyż uważał, że może być potrzebny ludziom. Został poważnie ranny, ale powrócił do pracy – opowiada dyrektorka muzeum.
    Podobnie jego syn, który pracy, nie tylko umiejętności zawodowych, lecz także podejścia do swoich obowiązków, uczył się, przede wszystkim podpatrując ojca. Niezależnie od zwrotów historii pozostał na stanowisku niemal do śmierci. W 1940 r. władze sowieckie znacjonalizowały aptekę, jednak pozwoliły Józefowi Aleksandrowiczowi w niej nadal pracować i mieszkać w rodzinnym domu. Podobnie jak ojciec nie opuścił on apteki w czasie wojny. Jego rodzina pomagała sąsiadom, w czasie największego zagrożenia udzielając im schronienia w piwnicy. – Ten dom ma wiele śladów kul, widać je zarówno na wejściu do piwnicy, jak i na niektórych meblach. Część dachu była zniszczona granatem, a jednak, mimo poważnego zagrożenia, drewniany budynek przetrwał kolejną wojnę – opowiada Končienė.
    Józef był świadomy wartości rodzinnego dziedzictwa. Pod koniec życia dołożył starań, by zgromadzone przez aptekarzy zbiory przetrwały. W 1960 r. dzięki niemu zorganizowano wystawę dawnych środków farmaceutycznych upamiętniających stulecie apteki. Później spisał jej historię.

    CZYTAJ WIĘCEJ: Pałace antokolskie. Dawna siedziba Słuszków

    Tu promieniowała polskość
    Wieksznieńska apteka opowiada też historię więzi Żmudzi z Polską. Najstarsze eksponaty, wśród nich korespondencja Geldnera, są w języku polskim. Aleksandrowiczowie byli bez wątpienia przedstawicielami litewskiej inteligencji. Już proboszcz z Żagorów, Kazimierz Aleksandrowicz, był bardzo zaangażowany w rozprzestrzenianie litewskiej, zakazanej wówczas, literatury, tłumaczył także na litewski polskie utwory.
    W dziejach Aleksandrowiczów widoczne są też więzi ze znanym rodzinami, które swoje losy powiązały z Polską. Widać je również na rodzinnych nagrobkach – te same nazwiska, w zbliżonym czasie, bywają pisane w litewskiej bądź polskiej wersji. Drugą żoną Wincentego Aleksandrowicza była Kortyna Kierbedź, spokrewniona ze Stanisławem Kierbedziem. Ich syn Józef ożenił się natomiast z Zofią z Ujejskich, która kształciła się i przez okres swojej młodości mieszkała w Warszawie.
    W salonie właścicieli apteki widzimy pianino, tuż obok pamiątki po żonach właścicieli. – Na tym instrumencie grały dwie kobiety, zarówno Kortyna, jak i Zofia kochały muzykę. Zostały po nich nuty Chopina, a także ten obraz – mówi dyrektorka muzeum, wskazując na wiszący powyżej wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. Jak wyjaśnia, mógł być on częścią posagu Antoniny, ale równie dobrze mógł być kupiony razem z meblami od właścicieli jednego z okolicznych dworów, którzy czuli się Polakami.
    Budynek apteki także dziś, po wielu latach, nie przestaje być symbolem tego, jak ważne są zaangażowanie społeczne i pasja. Muzeum istnieje dzięki wdzięczności mieszkańców, którzy doskonale rozumieli wartość pozostawionego przez Aleksandrowiczów obiektu i potrafili o niego zadbać, oraz dzięki spadkobierczyni aptekarzy. Zofija Aleksandravičiūtė-Navickienė prawa do odziedziczonego po rodzicach majątku przekazała państwu, co umożliwiło utworzenie w tym miejscu muzeum aptekarstwa.

    Fot. Marian Paluszkiewicz


    Publikacja z cyklu „Litewskie dziedzictwo kulturowe – wspólne bogactwo wszystkich narodów”. Projekt jest częściowo finansowany przez Departament Mniejszości Narodowych przy rządzie Republiki Litewskiej.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 42(204) 26/10-01/11/ 2019

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca. Szkic do portretu Janiny Strużanowskiej

    Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…  Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków...

    Radosław Sikorski: „Dzisiaj grozi nam ten sam kraj, który jest agresorem w Ukrainie”

    Podsumowując wydarzenie w Trokach – główny powód przyjazdu szefa polskiej dyplomacji na Litwę – Radosław Sikorski zauważył:  – To jest spotkanie, które ma swoją renomę. Bywałem na wcześniejszych edycjach i bardzo mi miło, że drugą edycję zagraniczną jako minister spraw...

    Nikogo nie ominął prezent

    W tym świątecznym okresie nie mogło zabraknąć życzeń, które złożyli Polakom z Litwy przedstawiciel Ambasady RP w Wilnie Andrzej Dudziński, I radca-kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego, oraz organizatorzy koncertu – Mikołaj Falkowski, prezes zarządu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana...

    Tych nie trzeba zmuszać do nauki historii

    Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego po raz kolejny zorganizowała w Domu Kultury Polskiej w Wilnie konkurs „Historiada”.  – Dziękuję, że wam się chce, że nie musicie się zmuszać, ale z ochotą przystępujecie do tych lektur, które wam...