Więcej

    Fińskie standardy

    5 czerwca do dymisji podała się fińska minister finansów Katri Kulmuni. Rzecz, zdawałoby się, nienadzwyczajna. Ministrowie przychodzą i odchodzą, często rezygnują z prozaicznych powodów. Najczęściej jednak przyczynami dymisji są ujawnione afery, skandale korupcyjne, nadużycie stanowiska, nieprawidłowości przy wydatkowaniu środków publicznych.

    A jak było w Finlandii? Przyjrzyjmy się kulisom tej sprawy: 32-letnia Kulmuni jest liderką koalicyjnej Partii Centrum, od grudnia ub.r. pełniła funkcję ministra finansów w rządzie 34-letniej Sanny Marin z Partii Socjaldemokratycznej (wcześniej była ministrem spraw gospodarczych), a równolegle – wicepremiera. Kilka tygodni temu fińskie media obiegła wiadomość o serii szkoleń medialnych, którym poddała się Katri Kulmuni. Tygodnik „Suomen Kuvalehti” dotarł do faktur za szkolenia, opiewających na ponad 56 tys. euro. Kosztami obciążono oba ministerstwa, w których pracowała polityczka. W prasie podnoszono wątpliwości, czy tak drogie szkolenia nie będą niemile widziane przez obywateli – w końcu to z ich podatków zostały sfinansowane. A także czy nie służyły Kulmuni bardziej jako liderce partyjnej, a nie przedstawicielce ministerstwa. Sama bohaterka afery wkrótce jednak przecięła spekulacje – ogłosiła, że ureguluje koszt szkoleń z własnej kieszeni, i podała się do dymisji. W tym miejscu warto przypomnieć, że to nie pierwszy raz, gdy koalicyjny rząd Finlandii trafia do międzynarodowych mediów.

    W grudniu ub.r. było o nim głośno, gdy został powołany. Sensację wzbudził jednak nie tyle fakt jego utworzenia, ile młody wiek kobiet zajmujących w nim kluczowe stanowiska: oprócz wspomnianych Marin i Kulmuni znalazły się w nim także 33-letnia Li Andersson z Sojuszu Lewicowego czy 35-letnia Maria Ohisalo z Ligi Zielonych. W zagranicznych reakcjach nie brakowało zaskoczenia czy nawet niewybrednych żartów, odsyłających młode kobiety „do garów” zamiast polityki. Finowie przyjęli to ze spokojem: udział kobiet i ludzi młodych w polityce już od dawna jest tam standardem. A jak się okazuje – standardem jest też to, że politycy ponoszą odpowiedzialność za swoje działania, błędy i nadużycia. W innych krajach podobny skandal nie miałby pewnie takich konsekwencji. W końcu wielu ministrów zachowuje stanowiska po aferach, w których w grę wchodzą znacznie większe kwoty. Warto się jednak zastanowić, czy nie lepiej byłoby, gdyby i oni zaczęli stosować takie standardy jak Finowie.


    Dominik Wilczewski


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 25(71) 20-26/06/2020