Kiedyś kupiłam córce książkę pełną dialogów w stylu: „Jesteś głupia! Jesteś najgorszą siostrą na świecie! Idź sobie stąd, nie chcę cię!”, no i miałam za swoje. Wcześniej, gdy jakaś starsza pani zaczepiała ją na ulicy, mówiąc: „Jaka ładna dziewczynka, jakie śliczne włoski, bla bla bla…”, a jej się to nie podobało, to mówiła jedynie: „Cicho!”.
Dla mnie już to było ciut krępujące, nie przeczę. Po lekturze książki już następnego dnia zaczęła w takiej sytuacji wołać: „Cicho! Jesteś głupia! Bardzo głupia! Idź stąd!”. Nie muszę mówić, że starsze panie reagowały przeróżnie. Od tamtego czasu namiętnie cenzuruję książki dla dzieci. Wykreślam całe zdania. I jak na przykład widzę zdanie: „Kicia Kocia myśli, że mama jej już nie kocha” (kto w ogóle coś takiego wymyśla?), to czytam: „Kicia Kocia jest zmartwiona”. Ostatnio trafiła mi się istna perełka (kupiona notabene w Elephasie), której nie cenzuruję, bo musiałabym wykreślić prawie wszystko. Jakże uroczy ma tytuł – „Najpiękniejsze baśnie Grimm i Perrault”. Te cudne opowieści zaczynają się historią Sinobrodego, którego wybranka weszła do pokoju i „spostrzegła, że całą posadzkę pokrywa skrzepła krew, w której odbijają się martwe ciała przywiązanych do ścian kilkunastu kobiet.
Były to żony Sinobrodego, które poślubił i jedną po drugiej pozarzynał”. Potem jest Jaś i Małgosia, których „każdego ranka zimna i okrutna macocha wyganiała do pobliskiej wsi, żeby same poszukały sobie pożywienia”, a kiedyś przedstawiła swojemu mężowi superpomysł: „Jutro rano damy Jasiowi i Małgosi po kawałku chleba, wyruszymy wraz z nimi do gęstego lasu, a potem je tam porzucimy”. Jest to zresztą dość popularny motyw. Tata Tomcia Paluszka i jego sześciu braci też miał genialny plan: „Kochana żono, nie zapewniamy dzieciom godnego życia, dlatego też lepiej byłoby porzucić je w lesie, aniżeli patrzeć, jak przymierają głodem” (tych siedmiu chłopców znalazło w lesie chatkę, której mieszkańcy postanowili zrobić z nich siedem obiadów, jednak wskutek przebiegłości głównego bohatera mieszkańcy chatki poderżnęli gardła swoim córkom). Na okładce książki wydawca napisał: „To zbiór ponadczasowych opowieści, które nigdy się nie nudzą”, „wzruszają”, a „funkcja moralizatorska pobudza do refleksji i wyciągnięcia wniosków”. Ja po lekturze nie mogę się zdecydować – czy wyrzucić ją do pojemnika na śmieci segregowane od razu, czy wcześniej pociąć na drobne kawałeczki.
Ewa Wołkanowska-Kołodziej
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 37(106) 12-18/09/2020