Z Anną Paniszewą, polską działaczką z Białorusi represjonowaną przez reżim Aleksandra Łukaszenki, rozmawia Ilona Lewandowska.
Ilona Lewandowska: Od ponad pół roku przebywa Pani w Polsce, ale nadal działa Pani na rzecz Polaków na Białorusi. Jak wygląda obecnie Pani zaangażowanie?
Anna Paniszewa: Tak. Moje uwolnienie z więzienia na Białorusi i wyjazd do Polski były możliwe dzięki zaangażowaniu władz Polski, co pokazuje, że dla Polski my, jako Polacy mieszkający na Białorusi, jesteśmy kimś ważnym. W maju tego roku trzy osoby, wśród których byłam ja, a także Irena Biernacka i Maria Tiszkowska, zostały zwolnione i wyjechały do Polski. Teraz nie mogę wrócić na Białoruś, ale staram się działać na odległość, próbować ratować to, co nadal jest do ocalenia. Jestem głównym koordynatorem Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych Brześcia i Obwodu Brzeskiego. Udało nam się przenieść naszą stronę z białoruskiej domeny na polski serwer i dzięki temu możemy przekazywać informacje o naszej działalności. Dla nas jest to bardzo ważne, bo pozwala na dalsze przekazywanie informacji o nas i nawiązywanie współpracy. Nadal prowadzę kwartalnik „Harcerz Brześcia” i bardzo się cieszę, że w tym roku nasze czasopismo zostało przyjęte do Federacji Mediów Polskich na Wschodzie. Mam nadzieję, że dzięki współpracy z innymi mediami, które mają duży zasięg oddziaływania, jak choćby „Kurier Wileński”, uda nam się przebić do szerszej świadomości z informacją o losach Polaków na Białorusi. Cały czas myślę, co jeszcze możemy zrobić, w jaki sposób nagłaśniać to, co się dzieje. Mam poczucie takiego obowiązku również dlatego, że o to prosiły mnie więźniarki z Mińska. Przebywałam tam z więźniarkami politycznymi i apelowały o to, by przekazywać światu informacje o Białorusi. Mam nadzieję, że uda się doprowadzić do tego, by sprawy Polaków na Białorusi zostały bardziej zauważone również na Forum Unii Europejskiej. My nie możemy zrobić wiele więcej, ale nagłaśnianie naszej sytuacji jest obecnie bardzo ważne.
Jak obecnie wygląda ta sytuacja?
Od pół roku śledzę tę sytuację na odległość. Zacznijmy może od tego, że Polacy na Białorusi są bardzo dużą grupą, bo możemy mówić o ok. 300 tys. osób polskiego pochodzenia, jednak nie są jednorodną grupą. Jest pewna część osób polskiej narodowości, która współpracuje z reżimem Aleksandra Łukaszenki. Te osoby mają polskie korzenie, nazwiska, ale nic z tego więcej nie wynika. Wspierają po prostu system. Jest też grupa osób, która stara się po prostu prowadzić działalność kulturalną, ale to w ostatnim czasie jest bardzo trudne, a wręcz niemożliwe. Są wreszcie tacy niepokorni Polacy, którym nie wystarczy mówienie po polsku, chcą jeszcze tworzyć prawdziwie obywatelskie społeczeństwo. Którzy chcą także wychowywać przyszłych liderów, którzy będą brać odpowiedzialność za działalność społeczną, działać według demokratycznych reguł. Oczywiście sytuacja takich osób jest teraz bardzo trudna. Ja muszę uczyć dzieci po kryjomu, teraz tylko zdalnie, korzystając z najbardziej bezpiecznych komunikatorów. Zabrania nam się uczyć polskiego, a naszą historię nazywa się zbrodniczą. Takim największym centrum edukacyjnym, jeśli chodzi o nauczanie języka polskiego, jest Macierz Szkolna, która co roku uczyła ponad 2 000 osób. Ta instytucja ma nie tylko tradycje, ale też wspaniałe wyniki nauczania, przez lata zdobyła również bardzo dobrą bazę materialną. Obecnie także ta instytucja została obłożona przez reżim ogromnym haraczem.
Czytaj więcej: W Wilnie wyrosną jarzębiny jako hołd dla dążenia Białorusinów do wolności
Czy oznacza to, że na Białorusi nie można obecnie legalnie uczyć polskiego?
Na pewno tak nie jest. Jest przecież reżimowy Związek Polaków na Białorusi, który może działać, być może również prowadzić różnego rodzaju komercyjne kursy języka polskiego. Nie oznacza to jednak, że osoby z tych kręgów będą działać na rzecz polskości i nie można ich działalności stawiać na równi z tymi, którzy są przez władze represjonowani.
Czy jest szansa, by młode pokolenie Polaków na Białorusi nie straciło kontaktu z ojczystą kulturą i językiem, nie przestało się uczyć polskiego czy historii Polski?
Myślę, że tak, bo bardzo wiele zostało zrobione przez ostatnie lata. Jest przecież ORPEG, który proponuje zdalną naukę. My także mamy kontakt ze swoimi uczniami. Pracowaliśmy nie tylko z dziećmi, ale z całymi rodzinami i to jest teraz nasza siła. Każdemu życzę takiej pracy jak moja w Brześciu. Byłam bardzo szczęśliwą osobą, gdy mogłam pracować z młodzieżą, prowadzić społeczną szkołę, przekazywać ważne dla mnie wartości. Człowiek, który przychodzi do wymarzonej szkoły, spotyka polskie rodziny, które potrzebują wsparcia i może tego wsparcia udzielić, jest naprawdę szczęśliwy. Teraz jest to niemożliwe tak długo, dopóki Białoruś nie stanie się państwem prawa. Teraz musimy działać ciszej, oczywiście, bardzo dbamy o bezpieczeństwo, szukamy coraz nowych, bardziej bezpiecznych komunikatorów, bo obecnie nawet za biało-czerwone barwy w mediach społecznościowych można mieć nieprzyjemności. Bardzo wielkim problemem jest to, że o wiele trudniej jest nam wspierać materialnie Polaków, którzy pozostali na Białorusi. W tym roku na Białoruś nie wjechał nawet Rajd Katyński, nie ma możliwości przekazania paczek, jak to zwykle robiono. Na razie jedyną nadzieją na przekazanie wsparcia są kontakty rodzinne. Polacy na Białorusi mają rodziny w Polsce i na razie te rodziny mogą im przekazać środki, choć nie wiem jak długo taka możliwość będzie istnieć. Poza tym pozostaje wsparcie w modlitwie, byśmy mogli przetrwać ten trudny czas.
Czytaj więcej: Sankcje Białorusi a gospodarka Litwy
Anna Paniszewa – polska działaczka społeczna i oświatowa na Białorusi, dziennikarka, założycielka Klubu Inteligencji Katolickiej w Brześciu i Polskiej Harcerskiej Szkoły Społecznej im. R. Traugutta w Brześciu, w latach 2012–2013 p.o. prezesa Oddziału Brzeskiego Związku Polaków na Białorusi w nieuznawanym przez białoruskie władze zarządzie organizacji obwodowej. W marcu 2021 roku została zatrzymana przez białoruskie władze pod zarzutem szerzenia nienawiści na tle narodowościowym i osadzona w więzieniu. Zatrzymanie miało związek z zorganizowaniem przez nią Dnia Żołnierzy Wyklętych. Dzięki zaangażowaniu prezydenta Andrzeja Dudy i polskich służb konsularno-dyplomatycznych odzyskała wolność i 25 maja przyjechała do Polski.