Chcemy powrócić na Ukrainę jak najszybciej. Mamy nadzieję, że coś zostało z naszych domów, chociażby ściany – te słowa jak mantrę powtarzają wszyscy napotkani w Warszawie uchodźcy z Ukrainy, z którymi rozmawiał reporter „Kuriera Wileńskiego”.
Straż Graniczna RP 29 marca poinformowała, że od 24 lutego br. Polska przyjęła 2,344 mln uchodźców z Ukrainy. W większości są to kobiety z dziećmi oraz seniorzy. W pomoc uchodźcom w Polsce angażują się nie tylko instytucje państwowe oraz samorządowe, lecz także zwykli mieszkańcy.
– Nazywam się Cezary Krysztopa, to jest mój syn Bartosz Krysztopa, a to mój drugi syn Kacper Krysztopa – przedstawia po kolei rodzinę spotkany na Dworcu Wschodnim w Warszawie mieszkaniec polskiej stolicy, który z własnej inicjatywy przyniósł dla uchodźców w punkcie humanitarnym zestawy higieniczne oraz słodycze. Twierdzi, że nie mógł spokojnie obserwować dramatu tych ludzi.
– Jesteśmy tutaj z trzech powodów. Po pierwsze, sam mam dzieci. Po drugie, powiem szczerze, nie mogę patrzeć na tę ilość nieszczęścia. Po trzecie, chciałem czegoś synów nauczyć. Pomagamy na różne sposoby. Na przykład w mieszkaniu mojej teściowej, nieżyjącej już mamy mojej żony, zakwaterowaliśmy uchodźców, którzy niedawno pojechali dalej, do Hiszpanii. Natomiast my postanowiliśmy przyjść jeszcze tutaj, by pomóc – tłumaczy Cezary Krysztopa, który w Polsce nie jest postacią anonimową. To znany rysownik i publicysta, którego ilustracje i teksty ukazują się w najważniejszych polskich tygodnikach.
Czytaj więcej: „Idy teatralne 2022”: Nie zabraknie propozycji związanych z Ukrainą
Kącik dla dzieci
Punkt humanitarny przy dworcu Warszawa Wschodnia jest przeznaczony dla osób, które w ciągu najbliższej doby mają opuścić stolicę w ramach relokacji lub potrzebują czasu na podjęcie decyzji dotyczącej swoich losów. Po upływie 24 godzin uchodźcy są relokowani do punktów pobytowych wskazanych przez władze miasta stołecznego Warszawy.
– Mamy tutaj kącik dla dzieci. Mamy poczęstunek. Są pampersy, nawilżane chusteczki do higieny osobistej. Zajmujemy się dziećmi, staramy się im umilić czas i odciążyć na chwilę rodziców. Jest ciężko. Kiedy tutaj przychodzą dzieci, to są pogrążone w swoim świecie. Jednak mamy kanapki, coś słodkiego, puszczamy bańki, cały czas lecą bajki w języku ukraińskim. Dzięki temu udaje się ich rozweselić, uspokoić – opowiada wolontariuszka Katarzyna Szacka.
Pytam oczekujące na dalszą podróż Ukrainki, jakie są ich dalsze plany. Jak udało się opuścić Ukrainę? – Przyjechaliśmy z Kijowa. Miasto jest bombardowane. Teraz wydostanie się z Kijowa jest praktycznie niemożliwe, bo wszędzie są posterunki wojskowe, a miasto jest nieustannie bombardowane – mówi kobieta w wieku emerytalnym, która Kijów opuściła wraz z dziećmi i koleżanką.
– Jechaliśmy przez Mołdawię – kontynuuje opowieść. – Potem byliśmy dwa dni w Rumunii, a później były Węgry i Słowacja. Do Polski jechaliśmy sześć dni. Dzieci i wnuki zostały w Polsce, natomiast my ruszamy dalej. Chcemy dotrzeć do Niemiec. Dzieci załatwiają w Polsce PESEL [to numer w polskim rejestrze, który pozwala zidentyfikować tożsamość i status obywateli polskich oraz cudzoziemców zamieszkujących na terenie RP – przyp. red.], ponieważ wnuki muszą iść do szkoły. Mamy nadzieję, że szybko wrócimy do siebie, bo tam zostały nasze domy. Daj Boże, żeby nie zostały doszczętnie zbombardowane, aby chociaż ściany zostały. Poza tym córki miały własny biznes. To wszystko zostało tam… – zawiesza głos. – Bardzo szybko opuszczaliśmy miasto. Wzięliśmy tylko niezbędne rzeczy. Myśleliśmy, że wystarczy, iż schowamy się w schronie, a wyszło tak, że wyjechaliśmy z kraju samochodami.
– Jesteśmy z Ochtyrki z obwodu sumskiego – dodaje kolejna kobieta, która do Polski przyjechała wraz z dwojgiem małych dzieci oraz swoją mamą. – Naszą miejscowość bardzo mocno zbombardowano. Oczywiście, chce się do domu, więc mamy nadzieję, że szybko wrócimy. Korzystając z okazji, bardzo chciałam podziękować Polsce i Polakom. Nie spodziewaliśmy się tak ciepłego przyjęcia. Tego nie da się opisać, jakimi wszyscy są zuchami. Mieszkańcy są bardzo gościnni i otwarci. Brakuje słów – mówi wdzięczna kobieta.
– Do Polski dotarliśmy bardzo szybko. Pociągiem dojechaliśmy do Lwowa, a stamtąd do Warszawy autobusem. Generalnie w ciągu półtorej doby dojechaliśmy na miejsce. Wszędzie czekali na nas wolontariusze. Wszędzie nam pomagano – kończy opowieść.
Generalnie historie uchodźców powtarzają się według smutnego schematu: mąż kazał się spakować, odwiózł na granicę, a sam został na Ukrainie walczyć…
Obrona terytorialna i koty
W Warszawie działa kilkadziesiąt punktów recepcyjnych dla uchodźców, w których mogą odpocząć, zasięgnąć informacji, pozostać na kilka dni i podjąć decyzję, co dalej. Część jest prowadzona przez samorząd, część przez struktury rządowe.
Punkt recepcyjny w hali Centralnego Ośrodka Sportu „Torwar” jest koordynowany przez wojewodę mazowieckiego. Powstał we współpracy z ministrem sportu i turystyki RP. W punkcie znajduje się 500 miejsc dla potrzebujących, którzy na miejscu uzyskują niezbędną pomoc medyczną oraz informacje dotyczące pobytu i zakwaterowania. Pracowników wojewódzkich, czyli podlegających administracji rządowej, wspomagają żołnierze obrony terytorialnej.
Bardzo często uchodźcy zabierają ze sobą swoich domowych ulubieńców: psy, koty, kanarki. Zwierzęta odczuwają stres tak samo jak ludzie.
– W Polsce jesteśmy od 15 marca. Przybyliśmy w nocy razem z córką. Przyjechaliśmy razem z sąsiadami, z którymi chowaliśmy się przed bombardowaniem w piwnicy. Kiedy jechaliśmy w pociągu do Lwowa, nasze koty były wystraszone. Natomiast ze Lwowa do Polski były już spokojne. Dzisiaj poinformowano nas, że wyjeżdżamy do Austrii. W Polsce i tak wszystko jest wypełnione uchodźcami. Tam od ręki obiecano nam dach nad głową i pracę – mówi pani w podeszłym wieku z Charkowa, spotkana w ośrodku na Torwarze. Ma ze sobą dwa pojemniki z kotami.
Czytaj więcej: Krajowa akcja zbierania żywności z myślą o uchodźcach z Ukrainy
PESEL na stadionie
Na Stadionie Narodowym w Warszawie, ogromnym obiekcie, który został wybudowany na piłkarskie Euro 2012, które Polska organizowała wspólnie z Ukrainą, działa punkt nadawania numeru PESEL uchodźcom. Jest zarządzany przez władze m.st. Warszawy. PESEL, jak przekonują przedstawicielki samorządu warszawskiego, znacznie ułatwia pobyt w Polsce.
– Specustawa [specjalna ustawa przyjęta w trybie ekspresowym przez polski parlament – przyp. red.] uregulowała sprawy dotyczące uchodźców z Ukrainy. Poprzez uzyskanie numeru PESEL taka osoba może załatwić sprawy dotyczące edukacji, dofinansowanie, uzyskać 300+ [to jednorazowe świadczenie 300 zł przyznawane uchodźcom przez polskie władze – przyp. red.], można zawierać umowy, w tym z bankiem. Po otrzymaniu PESEL-u osoba staje się dla polskiej administracji transparentna. Zapewniam, że weryfikacja jej tożsamości, która następuje w momencie nadania PESEL-u, jest rzetelna – wyjaśnia Jolanta Napłoszek, naczelniczka Delegatury Biura Administracji i Spraw Obywatelskich w Dzielnicy Ursynów m.st. Warszawy, która nadzoruje pracę warszawskich urzędników na Stadionie Narodowym.
Z kolei Edyta Mydłowska-Krawcewicz z wydziału prasowego Urzędu m.st. Warszawy dodaje, że pracę w Polsce Ukraińcy mogą podjąć także bez otrzymania PESEL-u. – Specustawa to przewiduje. Ważne jest, aby osoba przekroczyła granicę po 24 lutego br. – zapewnia urzędniczka.
Punkt na Stadionie Narodowym działa od godz. 8 do 16. Ukraińcy zaczynają się przed nim zbierać już o 3 nad ranem.
– Planowana liczba osób na PGE Narodowym [to alternatywna nazwa Stadionu Narodowego – przyp. red.] w punkcie nadawania numeru PESEL, która może być codziennie obsłużona, to około tysiąca. PGE Narodowy to jedna z najnowocześniejszych aren wielofunkcyjnych, której powierzchnia wynosi ponad 204 tys. mkw. Na tej powierzchni, we wschodniej części, działa punkt nadawania PESEL obywatelom. Tymczasem na zachodniej części areny i w innych częściach odbywają się standardowe wydarzenia lub wycieczki z przewodnikiem. Organizujemy też bezpłatne wycieczki z przewodnikiem dla obywateli Ukrainy. Chciałabym podkreślić, że szykujemy się normalnie do wydarzeń, które są planowane na stadionie – tłumaczy Jolanta Napłoszek.
Dodaje, że w ciągu kilku dni lutego i marca Warszawa zmieniła się nie do poznania. – Warszawa powiększyła się o jedną trzecią, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców. Gdy idzie się ulicą, można usłyszeć, że co trzecia osoba mówi po rosyjsku lub po ukraińsku. Jesteśmy w innym mieście. Raptem miasto powiększyło się o dodatkowych obywateli, którym musimy zapewnić godziwe warunki bycia. Równocześnie nie możemy zapomnieć o naszych mieszkańcach – zaznacza urzędniczka.
Czytaj więcej: Ukraino walcz!
Orędzie prezydenta
Prezydent RP Andrzej Duda w czwartek 24 marca wygłosił orędzie, w którym nawiązał również do sytuacji z uchodźcami. „Świat z podziwem patrzy na to, jak Polska, jak miliony Polaków zaangażowały się w pomoc uchodźcom. Przywódcy państw i organizacji międzynarodowych, z którymi rozmawiam, wyrażają wielkie uznanie dla naszej postawy i dziękują za to, co robimy. Dlatego, jako prezydent Rzeczypospolitej, chciałbym wszystkim państwu powiedzieć: dziękuję za to z całego serca. Za to wielkie dobro, które okazujecie. Jesteście wielcy. Niech żyje wolna, niepodległa i demokratyczna Ukraina! Niech żyje Polska!” – zakończył swoje przemówienie prezydent RP.
Z danych z ubiegłego tygodnia wynika, że Ukrainę opuściło ok. 3,5 mln osób, z których połowa to dzieci. „Te liczby będą rosły. Razem mobilizujemy więc ogromne środki, aby wesprzeć wszystkich przesiedlonych w wyniku tego konfliktu, czy to na Ukrainie, czy w sąsiednich krajach” – zapewniła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 13(39) 02-08/04/2022