Poezja moja dla Ciebie
Poezja moja dla Nas
Poezja moja dla Wszystkich
Poezja moja dla Siebie
Dla duszy poezja moja
Dla serca poezja moja
Dla rozmyślania poezja moja
Dla odpocznienia poezja moja
Te słowa kieruje do nas w jednym ze swoich tomików wierszy Edmont Wołochowicz.
Bogaty życiorys wileńskiego poety Edmonta Wołochowicza mógłby z powodzeniem zapełnić całkiem sporą powieść biograficzną. Urodzony w Ejszyszkach, od dziecka doświadczał życiowych prób i duchowych rozterek. Wczesną młodość wypełniły mu poszukiwania drogi, którą miałby kroczyć dalej. Walczyły w nim dwa demony. Miał naturę z jednej strony romantyczną, z drugiej – pragmatyczną. Kochał poezję, chciał się uczyć, zdobywać wiedzę. Marzyło mu się Wilno, Warszawa, a może i inne europejskie miasta, które w sowieckich czasach wydawały się bardzo odległe…
W jego romantycznej duszy tliła się gdzieś głęboko iskra, aby tworzyć, działać, rozwinąć biznes. Chociaż słowo „biznes” w latach jego dorastania wydawało się odległe, niemal kosmiczne…
Czy tak można by ująć początek pańskiego życiorysu?
Dobrze to pani ujęła. Ciężkie to były czasy, wejścia na drogę budowania swojego biznesu. Moja postawa polegała na realistycznej ocenie rzeczywistości. Wiedziałem, że muszę się uczyć, zdobyć solidny męski zawód, dający prestiż i utrzymanie przyszłej rodziny. Chociaż i wtedy te dwa demony dawało się pogodzić. Swoją miłość do poezji realizowałem, czytając Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Sergieja Jesienina. Jeszcze w szkole próbowałem sam pisać wiersze.
Pamiętam, jak w szkole średniej w Ejszyszkach, to było chyba rok przed maturą, urządziliśmy z harcerzami ognisko pod rozgwieżdżonym niebem. I wówczas nabrałem jakiejś śmiałości, wstałem i zacząłem improwizować, recytując wiersz, który tworzył się spontanicznie w mojej głowie. Wszyscy zamilkli, a ja wylewałem z siebie treści, które nie wynikały absolutnie z moich doświadczeń. To było o miłości, o namiętnościach, o rozterkach zakochanego chłopaka. O uczuciach, o których wówczas nie miałem zielonego pojęcia.
Ale już po latach, w późniejszej poezji, wspomina Pan poetycko swoją pierwszą miłość.
Jaki ja młody byłem,
Gdy ciebie wtedy spotkałem,
Wielu, wielu rzeczy nie rozumiałem,
Boże, jaki ja młody byłem (…).
Ważna jest dla Pana miłość i rodzina. W Pana poezji również to wybrzmiewa, choćby w wierszu „Wyznanie miłości”, poświęconym Jadwidze, żonie, z którą tworzycie długi, udany związek.
Jestem szczęśliwym mężem, ojcem dwojga już dorosłych dzieci, Heleny i Andrzeja, oraz dziadkiem do rozpieszczania wnuczki Gabrysi. I myślę, że tworzymy dobrą, wspierającą się rodzinę. Tak byłem nauczony, to wyniosłem z mojego domu. Rodzina była liczna i wszyscy wynieśli z domu pracowitość i uczciwość. Cała piątka mojego rodzeństwa zdobyła solidne wykształcenie.
Czytaj więcej: Nie mógł żyć bez poezji. 80. rocznica urodzin Sławomira Worotyńskiego
Jaki był ten dom rodzinny? Czy oddziaływał na Pana postrzeganie piękna, wrażliwość emocjonalną? Czy darzy Pan sentymentem miejsce, z którego pochodzi?
Urodziłem się w rejonie solecznickim, w maleńkiej wsi Wojdagi, 5 km od Koleśnik, w pobliżu granicy z Białorusią. Wileńszczyzna, w tym rejon solecznicki, to obszar wielokulturowy, zarówno teraz, jak i w przeszłości. Polacy, Litwini, Białorusini, Żydzi, Tatarzy, Ormianie, Cyganie – tu spotykały się te wszystkie nacje z ich zaletami, wadami, ze swoistym widzeniem świata, wreszcie wpływem na otaczający ich krajobraz. A okolice Ejszyszek, Koleśnik, Wojdag, Olkienik, Wersoki, Songiniszek, Wołochowicz były urokliwe. O tym wszystkim opowiadali dziadkowie, Paulina Songin i Albin Wołochowicz.
Z dawien dawna osada Wołochowicze to było miejsce rodzinne. Właśnie w tej wsi moi przodkowie osiedlili się w końcu XVII w. Największą świetność przeżywali w XIX i na początku XX w., wtedy to ród rozrastał się majątkowo, zajmował wysoką rangę społeczną. Kolejni przodkowie w linii męskiej nabywali ziemie w okolicznych miejscowościach. Z uwagi na to, że rodziny były zamożne, starano się o dobre wykształcenie dzieci, ale też uczono ich pracy na roli, w oborze i miłości do otaczającej przyrody.
Z domu rodzinnego wyniosło się wartości patriotyczne. Dziadkowie, ale też i rodzice opowiadali, jak to wszystko zmieniało się po wojnie. Jak znikały wsie, dworki, pałace, kapliczki, przydrożne krzyże, znikały drogi. I za tym wszystkim kryły się ludzkie dramaty. Te wspomnienia były we mnie i żyłem nimi. Pokochałem te moje rodzinne strony, te rzeczki, lasy, potoki. Żyłem według zmieniających się pór roku.
Te wszystkie klimaty, o których Pan wspomniał, czuje się w Pana twórczości. Piękno natury i uroda Wileńszczyzny to ulubione tematy Pana wierszy. Przykładem jest ten wdzięczny wiersz „Wiosna przychodzi”.
Przylaszczki lasek upiększają.
Cicho wiatr brzozę kołysze,
Gdzież ten skowronek, nie słyszę,
Kiedy szpaka ja zobaczę,
Wiosna na podwórek weszła,
Tam gdzie zima odeszła, (..)
Wiosenko, tak długo czekałem,
Nareszcie już Ciebie czuję.
Niejeden późniejszy literat zadowoliłby się ścieżką kariery, studiując kierunki filologiczne, literaturę piękną. Pan jednak poszedł w innym kierunku, ukończył studia techniczne i zaczął zarządzać firmą. Jak to było?
Po ukończeniu szkoły średniej w Ejszyszkach podjąłem pracę w Przedsiębiorstwie Samochodowym nr 3 w Wilnie. Bardzo szybko też zdecydowałem się na studia w tym samym kierunku. Studiowałem na wydziale samochodowym w Wileńskim Instytucie Inżynierów Budowlanych (obecnie Uniwersytet Techniczny im. Gedymina). Pragnąłem się rozwijać, studiowałem też inne kierunki, które wydawały mi się potrzebne, tj. zarządzanie, ekonomię i finanse. W 1991 r. ukończyłem Litewską Akademię Zarządzania, a w 2000 r. – Szkołę Główną Handlową w Warszawie. Chciałem też nabyć doświadczenie za granicą, doskonaliłem więc wiedzę na uczelniach w Monachium, Paryżu, Helsinkach. To zaowocowało. Zostałem doradcą wielu spółek i organizacji na Litwie.
Czytaj więcej: Dzień Poezji z Tomaszem Snarskim
Stał się Pan też specjalistą od ubezpieczeń.
W 1993 r. założyłem spółkę ubezpieczeniową Lindra, przez wiele lat byłem jej prezesem. Z mojej inicjatywy na Litwę, a także na Łotwę, Estonię i Ukrainę weszła największa polska spółka ubezpieczeniowa PZU. Przez następne kilka lat kierowałem Zjednoczeniem Ubezpieczeniowców Litwy. Obecnie zajmuję się już tylko działalnością inwestycyjną.
Ponadto należę do Związku Szlachty Litwy i poświęcam trochę czasu tej działalności, jestem członkiem zarządu. Należę też do Stowarzyszenia Literatów Polskich Litwy.
Był Pan przedsiębiorcą z misją. Wspierał działalności charytatywne i promowanie lokalnej filantropii, a także sponsorował wiele wartościowych działań. Praca jednak nie przysłoniła Panu miłości do poezji, a przynajmniej nie całkowicie.
Poezja zawsze była we mnie. Dar wierszowania przejawiał się u mnie już w dzieciństwie, coś sobie układałem w myślach i przelewałem to na papier. I jako dorosły zawsze w wolnym czasie pisałem, przez lata głównie „do szuflady”. Przez wiele lat byłem zapracowany, ciągle w podróżach, nie mogłem się zmobilizować, aby uporządkować swoje utwory. Powstało ich naprawdę wiele, bo oprócz wierszy układałem rozmaite aforyzmy, sentencje, przypowiastki. Dopiero po latach zdecydowałem się na wydanie tomików. Wyszło ich dotąd 21. Dwa kolejne, „Dziś i jutro” oraz „My z daleka my z bliska”, wyjdą niebawem. Pisanie wierszy mnie odstresowuje, daje wiele radości, satysfakcji.
Piszę wyłącznie szczerze, nie poszukuję, nie eksperymentuję. Moja poezja jest intuicyjna. Pragnę w swoich wierszach pozostawić ślad tego, czym żyją pokolenia naszych czasów. Nie brak więc w nich porównań do dziejów obecnych i dawnych, wnikliwych spostrzeżeń na temat historii i codziennego życia. Nie brak przekazu wartości ważnych dla człowieka, aby mógł żyć w zgodzie ze swym sercem i sumieniem.
| Fot. archiwum Edmonta Wołochowicza
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 13(39) 02-08/04/2022