Ministerstwo Kultury RL wystąpiło z propozycją przekształcenia Rosyjskiego Teatru Dramatycznego Litwy z siedzibą w Wilnie w Teatr Mniejszości Narodowych.
Nie zmiana nazwy jest sprawą priorytetową. Ważne jest opracowanie koncepcji działań oraz zasad twórczego funkcjonowania nowego teatru. Wszystkie decyzje w tej kwestii powinny być podejmowane przez ekspertów w sprawach kultury i nie mogą mieć podłoża politycznego. Trzeba sobie uświadomić, że mówimy nie o teatrze Rosji, lecz o Rosyjskim Teatrze Dramatycznym Litwy, placówce, w której działalnością twórczą zajmują się obywatele naszego kraju – zaznaczył minister kultury Simonas Kairys.
Nowy model funkcjonowania
Olga Polewikowa, dyrektor Rosyjskiego Teatru Dramatycznego Litwy, zaznacza, że pomysł zmiany nazwy teatru nie jest nowy. Podkreśla, że chodzi tu bardziej nie o nazwę, lecz o zmianę modelu funkcjonowania. Polewikowa nieraz akcentowała, że w repertuarze teatru nie brakuje sztuk nawiązujących do historii i kultury mniejszości narodowych, zaś działalność placówki jest bardzo szeroka. Na przykład obecnie instytucja zaangażowała się w pomoc uchodźcom wojennym z Ukrainy, szczególnie ich dzieciom, które mogą za darmo przychodzić na spektakle.
– O tym, jaki mógłby być w przyszłości teatr, dyskutujemy z kolegami, przedstawicielami świata kultury i polityki. Moim zdaniem nie należy się śpieszyć. Ważne, by dokładnie przemyśleć każdą kwestię, wspólnie szukać rozwiązań, a następnie podjąć właściwe decyzje – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” dyrektorka.
Lilija Kiejzik, kierowniczka Polskiego Teatru „Studio” w Wilnie, laureatka polonijnego Oscara w dziedzinie teatru, twierdzi, że na razie trudno jest przewidzieć, czy sprawdzi się pomysł powołania teatru mniejszości narodowych. – Czy takie rozwiązanie jest dobre, okaże się, gdy będzie wiadomo, jaki model funkcjonowania zaproponuje Ministerstwo Kultury. Musimy najpierw wiedzieć, na jakich zasadach będzie działała nowa placówka. Z trudem mogę sobie wyobrazić, jak mogła by wyglądać praca tylu zespołów teatralnych w jednym gmachu. Bo przecież mniejszości narodowych jest sporo – to m.in.: Rosjanie, Białorusini, Żydzi, Karaimi, Tatarzy. My, Polacy, stanowimy najliczniejszą mniejszość narodową Litwy. Mam nadzieję, że resort kultury odnajdzie w tym teatrze przede wszystkim nas, Polaków – nie kryje rozmówczyni. Podkreśla, że szczególnie ważne jest dla niej, żeby nie zapomniano o Teatrze ,,Studio”.
– Zebrać wszystkie mniejszości w jednym teatrze – to teoretycznie jest możliwe, ale praktycznie raczej nie. Teatr to przede wszystkim scena. Pracę dwóch zespołów teatralnych w jednym gmachu jakoś dałoby się zorganizować, ale jak podzielić czas na próby dla trzech, czterech czy pięciu zespołów teatralnych? Teatr to poważna instytucja, powinien być jeden gospodarz, który nią rządzi. Teatr na Pohulance w swoim czasie był Polskim Teatrem Miejskim. Więc może obecnie, reorganizując teatr, najpierw należałoby pomyśleć o największej mniejszości narodowej? – zastanawia się Lilija Kiejzik.
Czytaj więcej: Teatr na Pohulance będzie Teatrem Mniejszości Narodowych? Padły propozycje
Reduta: lata największej chwały teatru
Gmach, w którym miałby działać teatr mniejszości narodowych, powstał w 1913 r. jako siedziba Teatru Polskiego. W latach 1925–1929 działał tu teatr Reduta. Budynek teatralny na Pohulance (obecnie ul. J. Basanavičiaus) został zaprojektowany przez architektów Aleksandra Parczewskiego i Wacława Michniewicza. Budowę teatru zainicjował natomiast Hipolit Korwin-Milewski. Z własnych środków finansowych oraz ze składek społecznych innych wilnian, Polaków, doprowadził do realizacji tego przedsięwzięcia.
Zespół, któremu przyszło tu działać, miał do spełnienia w tym skomplikowanym dla Wilna czasie ważny obowiązek społeczny: teatr miał być równocześnie placówką kulturalną i artystyczną. W tym początkowym okresie nie zawsze udawało się sprostać tym założeniom: na Pohulance dominowały widowiska muzyczne, premiery oper i operetek goniły jedna za drugą, a przypadkowa obsada była na porządku dziennym.
Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy przybył do Wilna Instytut Reduty. Zespół Juliusza Osterwy przyjechał w lipcu 1925 r., a pierwsze przedstawienie na Pohulance dał 23 grudnia (było to „Wyzwolenie” Stanisława Wyspiańskiego). Ostatni spektakl Reduty w Wilnie – „Polka w Ameryce” Stanisława Kozłowskiego – odbył się 20 maja 1929 r. W ciągu niespełna czterech lat zespół Reduty zaprezentował 71 premier! Światła rampy ujrzały arcydzieła literatury dramatycznej.
Reduta dała 1800 przedstawień poza Wilnem. Był to systematyczny objazd kresów ówczesnej Rzeczypospolitej, przede wszystkim wschodnich. Zespół docierał wszędzie tam, gdzie żywe słowo polskie zostało bardzo często w ogóle zapomniane, a w czasach zaborów rosyjskich – publicznie padało tylko z ambony.
Po wyjeździe Reduty na Pohulance działał Polski Teatr Miejski. W latach okupacji grali tu świetni aktorzy, którzy musieli uchodzić z Polski. Hanka Ordonówna w trudnych i tragicznych latach 1940–1941 śpiewała tu z ogromnym wzruszeniem „ku pokrzepieniu serc wilnian”.
Testament Hipolita Korwin-Milewskiego
Po wojnie na Pohulance była siedziba Litewskiego Teatru Opery i Baletu. Stosunkowo często występy dawali tu artyści polscy: operetka warszawska czy wokaliści. Następnie był tu Teatr Młodzieży, a przez ostatnie lata – siedziba Rosyjskiego Teatru Dramatycznego.
Jeden z jego dyrektorów przeniósł z poprzedniego gmachu – na ul. Jagiellońskiej – maski teatralne, które zostały zamontowane na fasadzie teatru. Takie są w ogromnym skrócie dzieje dawnego Teatru Wielkiego na Pohulance, zbudowanego ze składek polskiej społeczności Wilna.
Przed opuszczeniem Wilna Hipolit Korwin-Milewski postanowił gmach teatru na Pohulance oddać na własność miastu Wilnu. Przedstawienia w języku polskim co jakiś czas odbywają się w teatrze na Pohulance. Jednak za możliwość zagrania na legendarnej scenie trzeba zapłacić.
– Przez wiele lat płaciliśmy za wynajem sceny i nie było z tym żadnych problemów. Wystawialiśmy tu swoje przedstawienia, organizowaliśmy festiwale teatralne. Na tej wyjątkowej scenie chętnie występują teatry z Polski. Bardzo lubimy ten gmach, tu czuć wyjątkową aurę, która niesie tyle historii. Ostatnio jednak coraz trudniej nam wynająć scenę. Sytuacja pogorszyła się po zmianie kierownictwa placówki. Teraz nie jesteśmy tu mile widziani, nawet z wielkim wyprzedzeniem nie możemy wynająć sali w potrzebnym nam terminie – mówi Lilija Kiejzik.
Przedstawiciele polskiego środowiska artystycznego Wilna i społecznicy występują więc z inicjatywą zwrócenia gmachu społeczności polskiej oraz nadania teatrowi na Pohulance imienia głównego fundatora i inicjatora jego założenia.
Czytaj więcej: Polski Teatr „Studio” w Wilnie pamięci ofiar Katynia i tragedii smoleńskiej
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 15(45) 16-22/04/2022