Więcej

    W marszu na Wilno. 78. rocznica operacji „Ostra Brama”

    Czytaj również...

    Krakus i wilniuk, profesor historii Uniwersytetu Stefana Batorego, Feliks Koneczny, gdy Polska odradzała się po latach zaborów, z myślą o swoich rodakach zadawał pytanie ważne: „Czy istnieje naród na świecie, kochający bardziej wolność, umiejący cenić wyżej niepodległość?”.

    Raport o stanie plutonu składany w kompanii por. Wiktora Jagody „Brzozy”, czerwiec 1944 r.

    Formułując te słowa, Koneczny nie mógł wiedzieć jeszcze, że jego dwóch synów zostanie potem zamordowanych przez Niemców za służbę w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego. Czesław zginie wraz z żoną Marią podczas pacyfikowania przez Wehrmacht powstania warszawskiego. Rok wcześniej, Stanisław, zostanie ścięty toporem. Gdy na początku lipca 1944 r. tysiące młodych ludzi z miasta, gdzie w latach 20. XX w. prof. Feliks Koneczny wykładał historię, szło z prowincji w kierunku Wilna, obładowanych bronią, amunicją, granatami, to przywiązanie do wolności osobistej i niepodległości państwowej przybierało formy znane od wieków. Ci młodzi ludzie chcieli powrócić do swoich domów, rodzin, szkół, uczelni, z których zostali wygnani przez bolszewickich i niemieckich najeźdźców. I wierzyli głęboko, że tak będzie.

    Czas rozstrzygnięć

    25 czerwca 1944 r. w Dziewieniszkach komendant Okręgu Wileńsko-Nowogródzkiego Armii Krajowej, ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, wydał rozkaz ogólny dla swoich brygad, przypominając zasady obowiązujące polskie wojsko: „Wam, żołnierze Armii Krajowej, rozkazuję być obrońcami ludności tych ziem bez różnicy narodowości i wyznania. Bić i niszczyć każdego, kto morduje i rabuje mieszkańców. Jest sprawą obojętną, czy bandytą jest Polak, Niemiec, Rosjanin, Litwin, Łotysz, Uzbek. Świętym obowiązkiem żołnierza polskiego jest oddać krew w walce z napastnikiem i krzywdzicielem naszych współobywateli. Każdy wróg, który łamie prawa międzynarodowe i walczy z ludnością cywilną, morduje kobiety, dzieci, starców, rozstrzeliwuje jeńców, dobija rannych, ograbia ludność z dobytku, jest wrogiem, który nazywa się bandytą i winien być zniszczony. Każdy oddział wojskowy lub policyjny, który bierze udział w ekspedycjach karnych przeciwko ludności cywilnej będzie przez nas, żołnierzy Armii Krajowej, uważany za zbiorowisko nikczemnych zbrodniarzy i w wypadku ujęcia zostanie zniszczony”.

    Zbliżał się wówczas czas rozstrzygnięć. Świadomość ważności tych dni dla przyszłości panowała również w najsilniejszej jednostce liniowej Okręgu Wileńskiego, brygadzie „Szczerbca”.

    Na przełomie czerwca i lipca 1944 r. pododdziały 3. brygady kwaterowały w okolicach Onżadowa. W związku ze zbliżaniem się Armii Czerwonej do Wilna komendant „Trójki”, por. Gracjan Fróg „Szczerbiec”, w miejscu postoju Dowództwa Oddziałów Partyzanckich w Dziewieniszkach otrzymał od ppłk. „Wilka” rozkazy przejścia ze swoją brygadą na odległość 20 km na południowy zachód od miasta. Miał tam stanąć w Trybiłach i czekać do 5 lipca, maskując przy tym oddziały własne. Franciszek Gradziewicz „Bosy” zapisał we wspomnieniach: „Otrzymaliśmy rozkaz podejścia pod Wilno. Możliwie jak najszybciej, a było to trudne. Na szosach i drogach pełno było samochodów niemieckich uciekających w stronę miasta na całego”. Z kolei Henryk Konopacki „Soplica” relacjonował: „3 lipca dostaliśmy dodatkową amunicję. Po 50 sztuk na lufę oraz po kilka obronnych granatów na drużynę. Nocą widzieliśmy z kierunku Wilna, nisko nad horyzontem, zawieszone »flary« – oświetlające rakiety na spadochronach. Słyszeliśmy i trochę wyczuwaliśmy przez drżenie ziemi eksplodujące bomby rzucane z niewidocznych samolotów. 4 lipca łącznik alarmowy przyniósł rozkaz: »Pogotowie marszowe«”.

    Wówczas to w Onżadowie por. „Szczerbiec” zarządził odprawę dowódców. Por. Wiktor Jagoda „Brzoza” relacjonował: „Walka o Wilno miała być ukoronowaniem działalności oddziałów leśnych AK Okręgu Wileńsko-Nowogródzkiego. Czekaliśmy na tę chwilę od szeregu miesięcy (…). Ostatnie dni przed wyznaczonym na 7 lipca terminem uderzenia na miasto upłynęły na gorączkowych przygotowaniach (…). Komendant zarządził przegląd 1. i 2. kompani na dziedzińcu majątku w pobliżu Tarasowszczyzny [tj. Onżadowa]. Śmiały się oczy naszego dowódcy, gdy przyjmował raport. Te dwie kompanie były główną siłą uderzeniową brygady. Kompanie załadowały się na ciężarówki. Teraz zadaniem dowódcy naszej kolumny samochodowej, kpt. Michała Szczerby »Białego«, było dostarczenie nas w pobliże szosy Wilno – Oszmiana. Nie obeszło się bez przygód. Pod ciężkimi [ciężarowymi] »Citroenami« zapadały się słabe mostki na wiejskich drogach. W pewnym miejscu rozebraliśmy zaczętą budowę, aby belki umożliwiły dalszą drogę”. 

    Czytaj więcej: Obchody 78. rocznicy operacji „Ostra Brama” w Wilnie i Krawczunach

    Podkomendni por. Gracjana Froga „Szczerbca”. Już dość dobrze umundurowani i uzbrojeni, czerwiec 1944 r.

    Na przedmieściach Wilna

    4 lipca 1944 r. o godzinie 17.00 brygada „Szczerbca” wyruszyła z Onżadowa pod Wilno. Aby dotrzeć do pozycji wyjściowych do ataku na miasto, musiała przebyć około 25-30 km. Zarówno dla pododdziałów zmotoryzowanych, które poruszały się polnymi i leśnymi drogami, jak i tych maszerujących również bocznymi traktami, odległość ta była dość duża. Kolumny piechoty szły marszami ubezpieczonymi ze szpicą z przodu, szperaczami z boku. Żołnierze maszerowali, jechali ciężarówkami, motocyklami, rowerami, furmankami przez lasy nadleśnictwa ławaryskiego. Zwiadowcy zmierzali na wyznaczone pozycje konno. Marszruta biegła przez tereny: koło Trybił, Broskowszczyzny, Żepańców, Kijanowa, Błahowszczyzny, Rajmundowa, zaścianka Borczaki, Dworzyszcz, Czarnopolan, Zarzecza, Czarnej, Sołomianki, Zielonki, Szaternik, Wielucian, folwarku Popielany,  Grygajć, Doliny, Podjelni, Podjelniaków do Kolonii Górnej. Tam były już przedmieścia Wilna. Trasa brygady biegła niekiedy równolegle do strategicznej linii kolejowej Wilno – Nowa Wilejka – Kiena i dalej zmierzającej na Smorgonie i Mołodeczno.

    Epizody i migawki z marszu „Trójki” pod Wilno znaleźć można w relacjach i wspomnieniach podkomendnych por. „Szczerbca”. Por. „Brzoza” tak zapamiętał przejście większego szlaku drogowego: „Szosę przeskoczyliśmy [w nocy z 5/6 lipca] w odległości kilku kilometrów na południowy wschód od miasteczka Niemież w stronę Rukojni. Przeprawa odbyła się spokojnie. Ruch oddziałów niemieckich był już prawie całkowicie zakończony. Znajdowaliśmy się na terenie »niczyim«. Pamiętam na koronie drogi od strony Rukojni barykadę z kamieni. Niezapomniana była ta noc. Piękna pogoda, ciepło, ziemia pachniała dojrzałymi do żniw zbożami. W powietrzu czuć jednak było i słychać wojnę. Nad głowami bez przerwy huczały samoloty. Nad Wilnem sowieccy lotnicy bez przerwy zawieszali oślepiająco żyrandole, które powoli opadając na spadochronach, oświetlały miasto i jego dalekie okolice. Szukali celów do bombardowania, a gdy znajdowali, odzywały się głuche detonacje bomb”.

    Z kolei „Bosy” zapisał we wspomnieniach: „Na odprawie dowódców pododdziałów przed atakiem na Wilno »Szczerbiec« powiedział: »Za dotychczasową działalność 3. Brygady «Wilk» powierzył nam historyczne zadanie: zawiesić biało-czerwoną flagę na górze Zamkowej. Jako dowódca 3. Brygady składam tę flagę na ręce dowódcy najbardziej bojowego 1. plutonu 1. kompanii szturmowej Bosego«. No to rwałem potem do przodu, żeby ją zawiesić”.

    Czytaj więcej: Operacja „Ostra Brama”. Sukces „połowiczny”

    Ostatni postój i wypoczynek

    Zadania operacyjne dla „Trójki” zostały przekazane w krótkiej formie: brygada atakuje przedmieścia Wilna otoczone liniami obrony niemieckiej od wzgórz Belmontu do cmentarza na Rossie. „Brzoza” zapisał w swoich wspomnieniach: „Ostatni postój i wypoczynek przed akcją komendant zarządził w małym majątku w pobliżu Grygajć. Tu odbyła się odprawa dowódców kompanii. Otrzymaliśmy ostatnie zadania bojowe: brygada naciera zagonami. Ppor. Romuald Rajs »Bury« z pierwszą kompanią ma poprzez zaścianek Poręby Rekanciskie przeciąć linię kolejową Wilno – Nowa Wilejka na zachód od stacji Kolonia Wileńska i nacierać wzdłuż doliny Wilenki oraz traktu [Batorego], łączącego Zarzecze z Puszkarnią. Przejść potem przez Zarzecze i park Bernardyński, aby opanować górę Zamkową i na wieży zamkowej wywiesić biało-czerwony sztandar. Moja 2. kompania poprzez zaścianek Poręby Rekanciskie forsować ma linię kolejową Wilno – Nowa Wilejka w rejonie stacji Kolonia Wileńska, a następnie poprzez Francuski Młyn i lasy Belmontu nacierać na Zarzecze. Zadaniem naszym jest opanowanie poczty głównej u zbiegu ulic Świętojańskiej i Zamkowej naprzeciw kościoła św. Jana. 3. kompania ppor. Jana Kasprzyckiego »Joego« stanowić ma odwód dowódcy”. 

    Ostatni komendant 1. brygady, historyk, dr Roman Korab-Żebryk, tak określił nowe zadania bojowe, jakie czekały te brygady, które miały atakować Belmont: „Odcinek natarcia przydzielony mjr. Antoniemu Olechnowiczowi »Pohoreckiemu« miał decydujące znaczenie dla powodzenia całej operacji wileńskiej. Dlatego też do I zgrupowania zostały przydzielone oddziały partyzanckie z długim doświadczeniem bojowym, ostrzelane i sprawdzone w dotychczasowych walkach”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    To fakt. Tylko że akcje przeprowadzane wcześniej przez brygady podległe dowódcy zgrupowania w ramach działań nieregularnych miały zupełnie innych charakter niż szturm miasta bronionego przez umocnione fortyfikacjami ziemnymi linie bojowe i węzły oporu znakomicie uzbrojonego nieprzyjaciela. Dotychczasowe doświadczenia z ataków wykonywanych na prowincji na posterunki policji litewskiej i organizowanych zasadzek drogowych, czy też leśnych na mniejsze kolumny samochodowe, raczej na nic się zdały w obliczu typowych już działań frontowych z użyciem lotnictwa, artylerii, granatników. Wyszkolenie, uzbrojenie, doświadczenie frontowe, wola walki żołnierza Wehrmachtu broniącego Wilna było nieporównywalne z bronią i wolą oporu, jaką dysponował funkcjonariusz litewskiej policji. Ci ostatni, gdzieś na małym posterunku gminnym liczącym najczęściej kilkunastu policjantów, przed atakiem kilkudziesięciu żołnierzy AK bronili się, zazwyczaj dość krótko.

    Złożyli broń przed Polakami

    3. brygadzie przyszło więc szturmować miejsce nie tylko to, z którego we wrześniu 1943 r. por. „Szczerbiec” wraz z grupą podkomendnych wychodził do lasu w celu organizacji oddziału partyzanckiego. Był to też kierunek natarcia prowadzący najkrótszą drogą do domu rodzinnego Frogów znajdującego się w dzielnicy Zarzecze, graniczącej z lasami Belmontu, gdzie swego czasu mieszkał z rodziną przy ul. Krzywe Koło 13. Jary i góry Belmonckie przecięte wałami i torem linii kolejowej oraz dość płytką na tym odcinku rzeką Wilenką biegnącą przy Francuskim Młynie stanowiły najgorszy z możliwych wariantów frontalnego ataku na Wilno z zewnętrz. Dowódcy, którzy w komendzie okręgu AK w Wilnie zatwierdzili ten plan bez rozpoznania wywiadowczego lub ignorując dane siatki terenowej o budowanych tam umocnieniach, popełnili wówczas błędy fundamentalne w planowaniu operacyjnym. Żołnierze polscy przyzwyczajeni dotychczas do walk w terenie płaskim, organizowania zasadzek drogowych i atakowania posterunków policji, musieli zmierzyć się z dobrze okopanymi w drewnianych fortyfikacjach ziemnych, wspieranymi ogniem moździerzy, artylerii i broni pokładowej krążących jeszcze samolotów Luftwaffe, niemieckimi obrońcami Belmontu.

    W drodze na Wilno brygada „Szczerbca” starła się też z przeciwnikiem. 6 lipca niemiecki punkt ochronny w Kienie, miejscowości ze stacją i linią kolejową, został zlikwidowany przez idących w kierunku swojego miasta żołnierzy „Trójki”. Akcja dwóch plutonów wydzielonych z kompanii ppor. „Burego” na bunkry kolejowe, obsadzone przez pluton austriacko-niemiecki, wśród którego znalazło się i dwóch Polaków, zakończyła się szybkim sukcesem. Obrońcy blokhauzów w Kienie byli świadomi szybkiego zbliżania się frontu. Za kilkadziesiąt godzin mogły tutaj dotrzeć czołgi z czerwonymi gwiazdami na pancerzach. Bunkry zostałyby wtedy zrównane z ziemią, a obrońcy rozszarpani pociskami z dział czołgowych na strzępy lub też rozstrzelani zaraz po poddaniu się piechocie sowieckiej. Woleli złożyć broń przed Polakami, mając nadzieją na ocalenie życia. I tak też się stało.

    Czytaj więcej: 76 lat temu Armia Krajowa odbiła Ejszyszki

    Atak na bunkry

    Marian Korejwo „Milimetr” tak przedstawił przebieg akcji: „Gdy dobrnęliśmy na miejsce, rozejrzeliśmy się w sytuacji. Z prawej strony toru, patrząc w stronę Wilna, znajdował się mały lasek podchodzący pod bunkry. Z lewej strony były pola uprawne lub łąka. Bunkry były zrobione z drewnianych bali. Oddział został podzielony na trzy grupy. Dwie miały atakować bunkry. Ja z jednym erkaemem i dziesięcioma partyzantami zajęliśmy stanowiska w środku jako odwód, żeby pomóc to jednej lub drugiej grupie, zależnie od sytuacji, jaka się wytworzy. Ze swego stanowiska widziałem obie grupy rozwinięte w tyralierę, jak nisko pochyleni przesuwali się do ataku. Gdy dostrzeżono z »blockhauzów« naszych rozległy się pierwsze strzały. Zaraz po nich z jednego bunkra wywieszono białą szmatę. Z drugiego zaczęto gwałtownie strzelać z broni maszynowej. W tej sytuacji rzuciłem moją drużynę do ataku na ten bunkier. Rozpoczęliśmy ostrzał z całej posiadanej broni maszynowej. Trzymając ogień ciągły, zbliżyliśmy się ze wszystkich stron pod bunkier. Z bunkra, który się poddał,  wysypali się żołnierze niemieccy, nawołując kolegów do zaprzestania walki. Niemcy odpowiedzieli wzmocnionym ogniem. Któryś z naszych erkaemów załadował bęben pociskami zapalającymi. Seria po serii ładował w bunkier, który wkrótce zaczął dymić. Z tyłu podpełzł [Czesław Łakiedraj] »Hejnał« i rzucił wiązkę granatów. Bunkier zamilkł. Na karabinie wysunęła się biała koszula. Staliśmy się panami sytuacji. Okazało się, że w pierwszym bunkrze, który od razu się poddał, byli ci dwaj żołnierze – Polacy. Pozostali to Austriacy. Polacy zgłosili chęć przystąpienia do nas. Zdobyliśmy dwa lekkie karabiny maszynowe (elkaemy), dwa erkaemy typu MG, około 30 karabinów i automatów, masę amunicji, kilka skrzynek granatów, dużo żywności i ekwipunku wojskowego, jak hełmy, plecaki. Chłopaki wymienili sfatygowane mundury na nowe. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się buty, których zawsze brakowało. Strat nie mieliśmy. Jeden miał tyko draśnięte ramię. Jeńców puściliśmy wolno. Zabraliśmy ze sobą dwóch Polaków, którzy chcieli wstąpić do oddziału i dowódcę placówki w stopniu oberfeldfebla przekazanego do sztabu brygady. Gdy wróciliśmy do miejsca postoju oddziału, kucharze właśnie rozdzielali z kuchni polowych smaczną, zawiesistą zupę. Z rozkoszą każdy z nas wyciągnął na mchu zmęczone nogi. Wypoczynek nie był długi. Cały czas znajdowaliśmy się w pogotowiu marszowym”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Niedługo potem, i broniący punktu oporowego w Kienie, i atakujący, pojadą na wschód towarowymi wagonami, pod konwojem wojsk wewnętrznych NKWD, aby znaleźć się wspólnie w łagrach. W połowie sierpnia 1944 r. z przystanku kolejowego w Kienie czekiści deportują do Kaługi kilka tysięcy żołnierzy z rozbrojonych brygad polskich. Będą wśród tych więźniów również ci, którzy wcześniej na tej stacji brali udział w likwidacji blokhauzów.

    Brygada „Szczerbca” zmierzająca pod Wilno. Prowadzi Franciszek Gradziewicz „Bosy”, czerwiec 1944 r.

    Strzały zamilkły

    Po przekroczeniu przez brygadę Czarnego Traktu, późnym wieczorem 6 lipca 1944 r., doszło też do przypadkowego starcia ze wschodnią formacją kolaboracyjną. Tak o tej krótkiej walce pisał wspomniany „Milimetr”: „Przed Kolonią Wileńską w majątku Poręby Rekanciskie nasze ubezpieczenie przednie natknęło się na kolumnę taborów Ukraińców (własowców), którzy tam pozostawili na nocnym biwaku. Usłyszeliśmy gwałtowną strzelaninę i wybuchy granatów. Z okrzykiem »hurra« rozwinęliśmy się w tyralierę i zaatakowaliśmy. Szturmem, strzelając w biegu spod pachy, opanowaliśmy tabory. Z jednego wozu w środku taboru, ktoś strzelał seriami. Rzuciłem tam obronny granat łyżkowy. Strzały zamilkły. Zaglądnęliśmy do wozów. Ktoś z kompanii »Brzozy« rozpruł bagnetem worki. Była tam czekolada. Wpakowałem dwie tabliczki do kieszeni. Jedną zjadłem natychmiast. Smakowała znakomicie. Ktoś z mojego plutonu rozbił skrzynkę. Były tam granaty [zaczepne – jajkowe] (…). Rozległy się gwizdki i nawoływania do dalszego marszu. Zjawił się »Bury«. Polecił uformować pluton i maszerować w oznaczonym kierunku. Doszliśmy do Kolonii Wileńskiej”. To już były przedmieścia Wilna. Kilka kilometrów dalej czekały na 3. brygadę umocnione w fortyfikacjach ziemnych frontowe oddziały niemieckie wzmocnione kompaniami łotewskich policjantów. I pociąg saperski ze znakomicie uzbrojoną kompanią żołnierzy Wehrmachtu, o którego istnieniu na swojej linii ataku nic nie wiedzieli. Kilka godzin później na stoku leśnym w Kolonii Górnej rozległy się gwizdki dowódców plutonów i padł rozkaz: „Naprzód !”.

    Czytaj więcej: Ostra Brama nie może być wykorzystywana do profanacji


    Tomasz Balbus
    Instytut Pamięci Narodowej


    Fot. z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej i Tomasza Balbusa


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 26 (77) 02-08/07/2022

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Prezentacja książki „Tak teraz postępują uczciwi ludzie. Polacy z Wileńszczyzny ratujący Żydów”

    W wydarzeniu wzięła udział autorka książki, Ilona Lewandowska, Danutė Selčinskaja, kierowniczka projektu upamiętnienia ratujących Żydów Muzeum Historii Żydów im. Gaona Wileńskiego oraz przedstawiciele wydawcy, czyli Instytutu Polskiego w Wilnie. Wydarzenie rozpoczęło się od projekcji filmu „Świat Józefa”, który opowiada historię...

    Laurynas Kasčiūnas nowym ministrem obrony Litwy. Wśród priorytetów reforma poboru

    Prezydent ocenił kandydaturę Nominacja Kasčiūnasa została przedłożona prezydentowi przez premier Ingridę Šimonytė w zeszłym tygodniu, a głowa państwa powiedziała, że chce ocenić informacje dostarczone przez służby na temat kandydata.Arvydas Anušauskas, który do tej pory pełnił funkcję ministra, podał się do...

    Centrum Kultury Samorządu Rejonu Solecznickiego zaprasza na koncert chóru „Res Musica” z Gryfina

    Chór też zaśpiewa podczas nabożeństwa. Chór „Res Musica” w Gryfinie działa od 23 lat. Występował w kraju i za granicą. W swoim dorobku posiada złote, srebrne i brązowe dyplomy zdobyte na festiwalach i w konkursach chóralnych. Założycielem i pierwszym dyrygentem...

    Wiec w Wilnie w obronie oświaty [GALERIA]

    Więcej na ten temat w kolejnych numerach magazynu i dziennika „Kuriera Wileńskiego”. Fotodokumentację z wiecu organizowanego przez ZPL przygotował nasz fotoreporter, Marian Paluszkiewicz.