— Mord w Miednikach to były ostatnie konwulsje imperium, które widziało, że się rozsypuje i próbowało za wszelką cenę utrzymać się. Droga, która była wybrana, wiodła dosłownie ku przyśpieszeniu procesu rozpadu. Nikt nie poparł ani metody, ani w ogóle celu, przeciwko któremu to było wykonane. Władcy Kremla myśleli, że da się zastraszyć ludzi poprzez wymordowanie celników — okazało się, że nie. Tak samo zresztą i dzisiaj widzimy dokładnie to samo na wojnie w Ukrainie, kiedy dalej im się wydaje, że można atakując obiekty cywilne zastraszyć ludność i złamać wolę dążenia do swobody. Widzimy, że to nie zdaje egzaminu, kremlowscy despoci niczego się nie nauczyli nawet za tak długi okres — komentuje dla „Kuriera Wileńskiego” Artur Płokszto, wykładowca Litewskiej Akademii Wojskowej.
Czytaj więcej: 30. rocznica zbrodni w Miednikach – to był akt zastraszania Litwy
Rozmówca zauważa, że mimo dużej tragedii nie należy porównywać masakry litewskich funkcjonariuszy w Miednikach z wydarzeniami styczniowymi w Wilnie.
— Z jednej strony był miejscowy OMON (Oddział Mobilny Specjalnego Przeznaczenia), a z drugiej Brygada Alfa Specnazu z Moskwy. Już po zajęciu wieży telewizyjnej, kiedy naród absolutnie nie cofnął się, było jasne, że Litwa się nie ugnie. Mord w Miednikach to było szaleństwo, niewykluczone, że nawet bez rozkazu z Moskwy. Myślę, że była to schizofrenia miejscowych naczelników — uważa Artur Płokszto.
Czytaj więcej: Niezapominajki i transparenty. Wilno 13 stycznia [GALERIA]
Podczas pełnienia służby w zbrodniczej egzekucji życie straciło siedmiu inspektorów celnych, policji drogowej oraz oddziału Aras: Mindaugas Balavakas, Algimantas Juozakas, Juozas Janonis, Algirdas Kazlauskas, Antanas Musteikis, Stanislovas Orlavičius, Ričardas Rabavičius. Ocalał jedynie celnik Tomas Šernas, który na skutek doznanych ran jest przykuty do wózka inwalidzkiego. Dekretem Prezydenta Republiki Litewskiej wszystkim funkcjonariuszom przyznano Order Krzyża Pogoni I stopnia (obecnie Wielki Order Krzyża Pogoni).
Masakrę w Miednikach uznano za przestępstwo przeciwko ludzkości, które nie ma terminu przedawnienia. Wciąż jednak nie udaje się ukarać winnych. Karę poniósł tylko jeden sprawca zbrodni, łotewski obywatel Konstantin Michailov. Litewski sąd skazał byłego funkcjonariusza OMON na dożywocie. Pozostali zostali skazani zaocznie.
Aby uczcić poległych funkcjonariuszy, niedaleko starego punktu celnego w 1993 r. postawiono pomnik z czarnego granitu z siedmioma krzyżami z białego marmuru. W 2001 r. w celu upamiętnienia tragedii, urządzono muzeum-memoriał, który jest oddziałem Muzeum Urzędu Celnego Republiki Litewskiej. Pod szklaną konstrukcją umieszczono barak posterunku, w którym rozegrała się tragedia. Zachowały się w nim przedmioty używane przez funkcjonariuszy do pracy służbowej. Na stole, tak samo jak wtedy, leży księga, w której rejestrowano pojazdy przekraczające granicę. Mimo że barak odnowiono, to miejsce zbroczone krwią na podłodze zostawiono otwarte.
Każdego roku mieszkańcy kraju oddają hołd ofiarom mordu w Miednikach.
— W tym roku lokalni mieszkańcy oraz ludzie z różnych zakątków Litwy tradycyjnie złożą wieńce przy memoriale — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Renata Bogdanowicz, starosta gminy Miedniki.
Pamięć o tragicznych wydarzeniach sprzed ponad 30 lat odżywa co roku podczas biegu sztafetowego „Miedniki-Wilno”. W tym roku bieg już po raz 31. odbędzie się w niedzielę, 31 lipca. Rejestracja uczestników potrwa do 28 lipca do godz. 24:00 na stronie internetowej: https://forms.gle/n6zeHkagmoVqV9Bb8.
Hołd pamięci zostanie oddany także na cmentarzu na Antokolu. Zamordowani na posterunku w Miednikach funkcjonariusze zostali pochowani obok ofiar tragicznych wydarzeń z 13 stycznia 1991 r.
Czytaj więcej: Mord w Miednikach – bolesna rocznica dla Litwy