Ile krajów już zwiedziłeś?
Po ostatniej podróży mam na swoim koncie już 40 odwiedzonych państw. Z czego bardzo się cieszę. Wiadomo, w czasie pandemii nie było możliwości podróżowania. Był to bardzo ciężki okres. Teraz ze względu na sytuację geopolityczną oraz ekonomiczną podróżowanie nie jest łatwe, bo np. wiele lotów jest odwoływanych. Sporo krajów stosuje pewne ograniczenia. Przed trzema laty postanowiłem, że do trzydziestki chcę zaliczyć 50 krajów. Teraz mam 28 lat i zwiedzonych 40. Sądzę, że w ciągu dwóch lat na pewno odwiedzę jeszcze 10 krajów.
Które kraje odwiedziłeś w tym roku?
Kaukaz, czyli Gruzję, Armenię i Azerbejdżan. Później zahaczyłem o Bliski Wschód, odwiedzając Zjednoczone Emiraty Arabskie. Stamtąd przeniosłem się na Bałkany, czyli do Albanii i Macedonii. Albania nie należała do Jugosławii, ale klimat bałkański odczuwa się tam jak najbardziej. Bardzo się cieszę, że udało się wybrać ciekawe kierunki, które udało się zrealizować dzięki dobrym połączeniom i dobrej organizacji.
Podróżowałeś sam czy z kimś?
Wyleciałem sam, ale w każdym kraju udało się znaleźć kolegów i znajomych, z którymi wspólnie podróżowaliśmy. Nie było z tym żadnego problemu. W każdym kraju, w każdym mieście znajdywałem ludzi, z którymi spędzałem czas. Razem jeździliśmy, czy to autostopem, autobusem, czy samolotem. W Azerbejdżanie, Emiratach i Macedonii miałem znajomych, którzy trochę mi pomogli w podróżowaniu.
Wspomniałeś o autostopie. Czy ludzie chętnie Ciebie zabierali?
Autostopem przede wszystkim podróżowałem w Armenii i na Bałkanach. Wiadomo, nie są to kraje dobrze rozwinięte i transport publiczny nie jest na najlepszym poziomie. Do pewnych miejsc trudno się dostać. Jednak z autostopem nie było żadnego problemu. Przykładowo, w Armenii nie czekałem dłużej niż jedną minutę na podwiezienie. W Albanii było trochę dłużej, ale była to kwestia 5–10 minut. Ciekawy przypadek był w Macedonii. Czekaliśmy na autobus i w pewnym momencie zatrzymał się samochód, a dwóch facetów zaproponowało, by nas podwieźć.
Który kraj spodobał Ci się najbardziej?
Największe wrażenie zawsze wywiera na mnie to, że z tak bliska mogę poznać ludzi tam mieszkających. Rozmawiałem z wieloma miejscowymi. Opowiadali o sytuacji politycznej i ekonomicznej w swoich krajach. Pod względem krajobrazowym i historycznym to najbardziej mi się spodobała Armenia. Pod względem wypoczynkowym – Albania, gdzie są naprawdę fantastyczne plaże i piękna przyroda. Być może infrastruktura nie jest tam zbytnio rozwinięta, ale przyroda to wszystko rekompensuje. Jednak gdybym musiał wymienić jedno miejsce, to byłoby to Jezioro Ochrydzkie w Macedonii Północnej.
Przed dwoma laty doszło do kolejnego ormiańsko-azerskiego konfliktu o Karabach. Czy tamte wydarzenia nadal są odczuwalne? Czy udało Ci się odwiedzić Górski Karabach?
Tak, sporo o tym rozmawiałem z ludźmi. Wszyscy mówili, że w czasie konfliktu z lat 90. było o wiele gorzej. Raz podwoził mnie żołnierz, który odbywał służbę wojskową w Karabachu. Napięcie z pewnością jest odczuwalne, bo czasami widziałem, że ludzie ze sobą w samochodach wiozą broń. Mówili też o wojnie sprzed dwóch lat, ale generalnie wszyscy podkreślali, że w trakcie pierwszej wojny było straszniej. W samym Karabachu nie byłem. Byłem tylko dwa, trzy kilometry od tej granicy. Do samego Karabachu nie mogłem pojechać, bo wówczas miałbym problemy w dotarciu do Azerbejdżanu. Zresztą ze względu na ormiańską pieczątkę i tak miałem problemy na granicy.
Jak to wyglądało?
Do Baku leciałem samolotem z Tbilisi, gdzie zapoznałem się z pewnym Azerem. Kiedy byliśmy na kontroli paszportów, to gdy pogranicznik zobaczył ormiańską pieczątkę, to od razu zaczął wypytywać, co tam robiłem. Odpowiedziałem, że zwyczajnie podróżowałem. W pewnym momencie wtrącił się ten mężczyzna. Nie znam azerskiego, więc nie wiem, co dokładnie powiedział, ale z tego, co zrozumiałem, powiedział im, aby się mnie nie czepiali.
Jak Ci spodobał się Azerbejdżan?
Byłem tam tylko trzy dni i wszystkie spędziłem w Baku. Za dużo o samym kraju powiedzieć nie mogę. Baku oczywiście robi wrażenie. To była taka rozgrzewka przed Dubajem. Jest bardzo czyste i komfortowe, współczesne i modernistyczne. Pod tym względem żadne miasto europejskie mu nie dorównuje.
Dlaczego poleciałeś do Emiratów, a nie od razu na Bałkany?
Szczerze mówiąc, to nie bardzo chciałem lecieć do Emiratów. Po prostu stamtąd taniej było dostać się do Europy niż z Baku. Z Baku poleciałem do Abu Zabi, a stamtąd do Dubaju, gdzie spędziłem dwa dni. Cóż mogę powiedzieć o tym kraju? Nic specjalnego. Oczywiście, jeśli jesteś gotów wydawać 2 tys. euro dziennie, to będziesz miał czym się zająć. Tam hotele kosztują 600 euro za dobę, nie wliczając śniadania.
To gdzie nocowałeś?
W hostelu, który miał wspaniałą lokalizację, nad samym morzem. Mieszkałem na 61. piętrze, gdzie też był basen i siłownia. Za noc zapłaciłem 17 euro, czyli ogółem wydałem na noclegi… 34 euro. W najtańszym hotelu musiałbym zapłacić z 200 euro, a u nas za taki standard nie płaci się więcej niż 40–50 euro. Nie przeszkadza mi mieszkanie z kimś. W hostelu poznałem sporo ciekawych ludzi z różnych krajów, z którymi spędzałem czas. To był bardzo dobry wybór.
Ile w ogóle kosztowała podróż?
Zwiedziłem sześć krajów. Miałem chyba z 24 noclegi. Cała podróż kosztowała mnie 1200 euro.
Łącznie z wyżywieniem?
Tak. To są całkowite koszty.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 28 (82) 16-22/07/2022