„Żołnierze żegnani są z ogromnym szacunkiem. Ludzie wychodzą wzdłuż ulic miasta, oddają im hołd jako obrońcom ojczyzny. Ale oczywiście wszyscy wolelibyśmy, by takich pogrzebów nie było. Śmierć młodych ludzi to bardzo bolesna część naszej rzeczywistości” — opowiada w rozmowie z Iloną Lewandowską Eugeniusz Sało, dziennikarz „Kuriera Galicyjskiego”.
Ilona Lewandowska: Rozmawiamy w dniu pogrzebu Mariana Matusza, Polaka z Mościsk w obwodzie lwowskim, który zginął w obronie Ukrainy. Jak przeżywasz takie wydarzenia?
Eugeniusz Sało: Bardzo przeżywam, również dlatego, że znałem tego chłopaka. Pochodzę z okolic Mościsk, urodziłem się w wiosce obok. On walczył w zasadzie od pierwszych dni rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jego śmierć to bardzo smutne wydarzenie, które przeżywamy tak naprawdę już od kilku tygodni. Dwa czy trzy tygodnie temu rozmawiałem o nim z mamą, mówiła, że wszyscy przeżywają, że prawdopodobnie został zabity i są trudności ze sprowadzeniem jego szczątków, że nie wiadomo, kiedy będzie go można godnie pochować.
Informacja o pogrzebie pojawiła się dopiero 2 listopada. W środę jego ciało przywieziono do Mościsk. Miał około 30 lat, jego córka chodzi do pierwszej klasy w polskiej szkole w Mościskach. Te pogrzeby zawsze są tragiczne, przeżywamy je tym bardziej, im bardziej bliskich osób dotyczą. Jest ich bardzo dużo. We Lwowie są to 3-4 pogrzeby dziennie. Ceremonie są piękne, ludzie stoją dokoła, także przypadkowi świadkowie zatrzymują się na ulicy, gdy przejeżdża kondukt pogrzebowy, przyklękają… To podniosłe chwile, ale oczywiście nikt nie chce, by się zdarzały. To chwile, gdy najmocniej doświadczamy wojny. Lwów jest miastem stosunkowo bezpiecznym, co prawda, czasem słychać alarmy, ale dosyć szybko ludzie się do nich przyzwyczajają. Śmierć jest natomiast tym, co najbardziej przypomina nam, jak straszna jest ta wojna.
Na front trafiają nie tylko żołnierze, ale także lekarze czy pielęgniarki. Czy takie osoby są również w waszym środowisku?
Tak, niemało. Są osoby, które dojeżdżają na kilka dni, wracają, potem znów jadą. Nie opowiadają wiele o tym, co widzą, prawie nic. Teraz wszyscy szykują się do zimy. Ludzie są już zmęczeni, a wiedzą, że najgorsze przed nimi. Oczywiście przygotowujemy się. Zbierane są rękawice, ciepłe rzeczy, ubrania termoaktywne. Teraz będą bardzo potrzebne. Zima to bardzo realne wyzwanie i ludzie po porostu się jej boją.
Jak bardzo się boją? Czy wpływa to na ich stosunek do wojny?
Zupełnie nie ma takich nastrojów. Ludzie są zmęczeni, ale także zdecydowani obronić się. Nikt nie myśli o oddawaniu Rosji czegokolwiek, zupełnie nie ma takich pomysłów.
Lwów to także miasto, gdzie chroni się wielu uchodźców z innych części Ukrainy…
Tak, część ludzi jest tu przez krótki czas, ale są też tacy, którzy zostają na dłużej. Wielu przenosi się do mniejszych miejscowości, gdzieś w okolicy. We Lwowie pozostaje ok. 100 tys. uchodźców ze wschodu Ukrainy. Miasto stara się im pomóc na różny sposób. Oczywiście najpierw zapewniając dach nad głową. Jednym z takich rozwiązań są miasteczka kontenerowe, które we Lwowie powstały przy wsparciu Polski. Są punkty, gdzie ludzie mogą otrzymać żywność czy ciepłe rzeczy, ale to nie wszystko. Ważne jest to, by ci ludzie czuli się częścią naszej społeczności, żeby nie byli zamknięci tylko w swoim kręgu, w swoich problemach. Dlatego miasto stara się organizować dla nich różne zajęcia, aktywizować, także organizować naukę języka ukraińskiego.
Czytaj więcej: Lwów: Rozstawianie zniczy rozpoczęło się przy dźwiękach alarmu
Jak teraz wygląda na co dzień wasza sytuacja?
Lwów to specyficzne miasto. Odczuwamy skutki wojny, ale powiedzmy, rozumiemy, że na tle innych regionów mamy więcej szczęścia. Doskonale wiemy, że mieszkamy w spokojniejszej części kraju. Wschód Ukrainy, południe czy centralna jej część są w o wiele gorszej sytuacji. Wszyscy jednak z niepokojem czekamy na zimę. Kijów ma ogromne problemy z energią, inne regiony nieustannie też. Nie wiem, jak będzie. Nikt nie spodziewał się tak zmasowanych ataków na cywilną infrastrukturę, nikt nie spodziewał się irańskich dronów i ataków na elektrownie. Jeszcze niedawno mowa była o tym, że to Ukraina ma sprzedawać energię Polsce, a teraz naszym największym problemem jest właśnie brak energii. Do naszej redakcji również próbujemy kupić generator prądu, jakieś powerbanki. Oczywiście, na Ukrainie jest to prawie niemożliwe, bo wszystkie takie rzeczy są niemal natychmiast rozchwytywane. Na szczęście jest Polska, gdzie można coś takiego kupić i sprowadzić. Bardzo znacząca jest też pomoc, jaką z Polski otrzymujemy w ciągu całej wojny. Najciężej jest starszym osobom i jedna z ostatnich akcji była kierowana właśnie do nich. Starsi Polacy we Lwowie otrzymali paczki w ramach akcji pomocy od polskiej pary prezydenckiej. Sytuacja starszych ludzi jest często tragiczna, w mieście, przy braku prądu są całkowicie bezsilni, więc ta pomoc ma ogromne znacznie.
A Ty? Przygotowujesz się jakoś na zimę bez prądu i gazu?
No właśnie kilka dni temu zdałem sobie sprawę z tego, że zupełnie nie wiem, co zrobię, jeśli nie będzie prądu czy ogrzewania. W mieście, w mieszkaniu w bloku możliwości zabezpieczenia się na wypadek takiej sytuacji jest oczywiście bardzo mało. W małych miastach czy na wsi możliwości jest więcej, dom można ogrzać drewnem czy węglem. Wszyscy kupują też świece. Ja jakieś powerbanki mam, więc o minimum zadbałem. Co z resztą nie wiem, jakoś przetrwam. Zresztą nie mam wiele, małe jednopokojowe mieszkanie… Jakoś to będzie. Ale zima jest dla nas bardzo realnym zagrożeniem. To czas, którego ludzie naprawdę się boją.
Czytaj więcej: Uchodzących przed wojną na Ukrainie Litwa życzliwie przyjmuje
Projekt jest częściowo finansowany przez Departament Mniejszości Narodowych przy Rządzie RL