Już cztery lata temu, na rosyjskim mundialu, Maroko pokazało, że jest zespołem, z którym najsilniejsi muszą się bardzo napracować, by osiągnąć korzystny wynik. Od tego czasu zrobiło jeszcze większy postęp i w Katarze jest sprawcą największej turniejowej sensacji. Marokańczycy wspierani żywiołowym dopingiem przez tysiące kibiców, którzy przyjechali do Dohy, w fazie grupowej najpierw zremisowali bezbramkowo z wicemistrzami świata, Chorwatami, a następnie pokonali 2:0 jednego z faworytów mistrzostw, Belgię. Gdy w ostatnich minutach tego meczu zdobyli drugiego gola, ich fani dosłownie oszaleli z radości. Siedzący przede mną jeden z marokańskich dziennikarzy zaczął dosłownie dusić swojego kolegę obok, po chwili tańczył, by następnie zejść ze swego stanowiska i pobiec schodami do góry, ściskać kibiców. Gdy wrócił, usiadł na chwilę za pulpitem, położył na nim głowę, twarz skrył w dłoniach i płakał. Nie trwało to długo, wkrótce wstał, zaczął podskakiwać, śpiewać, zupełnie nie mógł opanować emocji. Marokańscy kibice zachowywali się podobnie.
Wygrana z Belgią otworzyła Maroku szeroko furtkę do awansu do fazy pucharowej. Szansy nie zmaronowali, wygrywając w ostatnim grupowym meczu z Kanadą 2:1. W 1/8 czekała na nich Hiszpania, której bynajmniej się nie przestraszyli. Mecz jak i dogrywka skończyły się bezbramkowo, a w rzutach karnych Hiszpanie nie wytrzymali zupełnie ciśnienia, nie strzelając ani jednej jedenastki. Maroko wygrało 3:0 i w grze o półfinał zmierzy się z Portugalią, która rozbiła Szwajcarię aż 6:1! Co ciekawe, Cristiano Ronaldo rozpoczął ten mecz na ławce rezerwowych. W jego miejsce w wyjściowej jedenastce znalazł się młody 21-letni Goncalo Ramos. Okazało się to znakomitą decyzją trenera Fernando Santosa. Ramos strzelił trzy gole i był to pierwszy w tych mistrzostwach hat-trick.
W pozostałych meczach 1/8 finału niespodzianek nie było. Holandia pokonała USA 3:1 i w ćwierćfinale zagra z Argentyną, która 2:1 zwyciężyła Australię. W tym drugim meczu Albicelestes od Kangurów byli wyraźnie lepsi, ale zmarnowali wiele okazji na gole. Australijczycy bramkę kontaktową zdobyli pod koniec meczu po przypadkowym rykoszecie, a w doliczonym czasie gry omal nie wyrównali. Garang Kuol znalazł się sam przed argentyńskim bramkarzem, ale Emiliano Martinez popisał się świetną interwencją. Znakomity występ w tym spotkaniu zanotował Leo Messi, strzelec pierwszego gola.
Kolejna para ćwierćfinałowa to kolejny klasyk: Anglia — Francja. Trójkolorowi, jak wiadomo, wyeliminowali reprezentację Polski, którą pokonali 3:1, natomiast Anglicy łatwo, 3:0 rozprawili się z Senegalem. Synowie Albionu od początku turnieju prezentują się bardzo dobrze. W pierwszym meczu aż 6:2 ograli Iran, potem zaliczyli remis z USA, by znów pewnie i łatwo ograć w brytyjskich derby 3:0 Walię.
Ostatni ćwierćfinaliści to Brazylia i Chorwacja. Canarinhos lekko, łatwo i przyjemnie rozprawili się z Koreą Poludniową, zwyciężając 4:1. W tym meczu już w 36. minucie było 4:0 i sprawa rozstrzygnięta. Chorwacja z rewelacyjną Japonią, która w grupie pokonała Niemcy i Hiszpanię, zwyciężyła dopiero w rzutach karnych. W normalnym czasie i po dogrywce był remis 1:1.
Mecze ćwierćfinałowe rozegrane zostaną w najbliższy piątek i sobotę.
Czytaj więcej: Piłkarski karnawał na pustyni
Jarosław Tomczyk, Doha