Na trop Szkoły Polskiej w Ad-Dausze trafiam w metrze, przed meczem Polska–Meksyk, zaczepiając panią w biało-czerwonych barwach. Od słowa do słowa dowiaduję się, że moja rozmówczyni, Katarzyna Pytlakowska, jest jedną z nauczycielek działającej w Katarze szkoły dla mieszkających w tym kraju polskich dzieci. Czasu na dłuższą rozmowę nie ma wiele, trzeba gnać na stadion, ale pani Katarzyna zaprasza na najbliższe szkolne zajęcia, zostawiając na wszelki wypadek kontakt.
O poranku w piątek, który dla Katarczyków jest dniem świątecznym, jak dla nas niedziela, jadę dwa przystanki zieloną linią metra z Hamad Hospital do stacji Bidda, by tam przesiąść się na linię czerwoną. Celem jest stacja Qassar, a właściwie położony przy niej Park 5/6. Widząc go, człowiek z Europy ma prawo być w lekkim szoku. W niewielkim stopniu przypomina to, co kojarzy nam się ze słowem „park”. Młode, niewielkie drzewka dające skromny cień na słonecznej przestrzeni. Obok parking, na którym pod wielkimi parasolami można zostawić samochód.
Park jest młody, został założony w kształcie mapy Kataru, a zainspirowany odciskiem ludzkiego palca. Tak jak na nim odbijają się linie papilarne, tak w parku posadzono drzewa i żywopłot tworzące labirynt. Chodząc w nim, można odkrywać tabliczki z nazwami katarskich miejscowości. Tyle że rośliny jeszcze młode, więc korytarzy labiryntu trudno się dopatrzeć. Łatwo za to dostrzec biało-czerwoną gromadę ludzi skupionych na kocach i fotelach w cieniu jednego z większych drzew. To spotkanie uczniów i rodziców Szkoły Polskiej im. Witolda Pileckiego w Doha.
Zdjęcie z Lewandowskim
– Spotykamy się dzisiaj wyjątkowo, udało się zorganizować dla dzieciaków spotkanie z pisarką z Polski, panią Magdaleną Wiśniewską – wita mnie Edyta Gierycz, która przed prawie 10 laty szkołę wymyśliła, założyła i prowadzi. – W Katarze na czas mistrzostw świata zarządzono sześciotygodniowe wakacje, dlatego rok szkolny zaczynaliśmy wcześniej, już w połowie sierpnia, a trochę później skończymy. Chodziło oczywiście o to. by rozładować napięcie komunikacyjne w mieście w czasie mistrzostw, ale też dać wszystkim możliwość, by cieszyli się turniejem, do którego cały kraj przygotowywał się od kilku lat.
Społeczność polska w Katarze także żyła mundialem. – Dla nas i naszych dzieci to wielkie wydarzenie, nakręcaliśmy się na nie od dawna – kontynuuje Edyta Gierycz. – Od kwietnia stawaliśmy na głowie, by nasi uczniowie mogli wziąć udział w treningu reprezentacji Polski. To było niezmiernie trudne, ale dzięki pomocy Polskiego Związku Piłki Nożnej, FIFA i polskiej ambasady się udało. 53 dzieci i ośmioro nauczycieli otrzymało specjalne przepustki i obserwowało zajęcia w bazie treningowej reprezentacji.
– To było wielkie przeżycie dla dzieciaków – opowiada Katarzyna Pytlakowska. – Po treningu podszedł do nich Robert Lewandowski, rozdawał autografy, można było robić sobie z nim zdjęcia. Przed mundialem była też możliwość aplikować o udział dzieci w ceremoniach rozpoczęcia meczów poprzez szkoły działające pod patronatem Qatar Foundation. Udało się trójce polskich dzieciaków, m.in. mój 12-letni Staś wynosił flagę przed meczem Iran–Walia.
Z potrzeby serca
Szkoła funkcjonuje już dziesiąty rok. To oddolna, społeczna inicjatywa rodziców. Edyta Gierycz, w 2013 r. mama dwójki dzieci w wieku przedszkolno-szkolnym, założyła ją wraz z dwójką innych mam, które później rozjechały się po świecie, gdy tymczasem ona została i rozwija swój projekt.
– Moja historia jest typowo polonijna – opowiada założycielka szkoły. – Ta praca zrodziła się z potrzeby. 10 lat temu przyjechałam do Kataru i po pół roku zdałam sobie sprawę, że moje maleństwa nie rozwijają się pod kątem języka polskiego tak, jak bym chciała. Katar to nie jest kraj na całe życie, zdawałam sobie sprawę, że wcześniej czy później wrócimy do naszej pięknej Polski. Nie jestem z wykształcenia pedagogiem, zaczęłam organizować szkołę bardziej administracyjnie, dopiero z czasem zdecydowałam się na studia pedagogiczne. Wcześniej pracowałam w biznesie, praca w organizacji społecznej to jest chyba jednak to, co najbardziej mnie nakręca. Daje dużo satysfakcji. Mój mąż jest Argentyńczykiem polskiego pochodzenia, w domu rozmawiamy po polsku. Starszy syn Franciszek w zeszłym roku zdał maturę, robił IB z polskiego, byłam z niego bardzo dumna, bo po dziesięciu latach na obczyźnie utrzymanie języka nie jest proste.
Polska Szkoła w Katarze nosi imię rotmistrza Witolda Pileckiego. – Patrona wybrała demokratycznie społeczność szkolna – kontynuuje Edyta Gierycz. – Wybory pod okiem nauczyciela przeprowadziła najstarsza grupa młodzieżowa. Były trzy zgłoszone propozycje: Fryderyk Chopin, Maria Skłodowska-Curie i zwycięska rotmistrza. Organizatorzy musieli uzasadnić kandydatury, a następnie przeprowadzić prezentacje dla pozostałych uczniów i rodziców. Po wyborach jeden z naszych uczniów spotkał się z córką rotmistrza, panią Zofią, by opowiedzieć jej o naszej szkole. Utrzymujemy z nią stały kontakt.
Szkoła dla dzieci w wieku od czterech do dwunastu lat działa na zasadzie wolontariatu. Nikt z nauczycieli nie pobiera za swoją pracę wynagrodzenia. Ma sześć oddziałów, grupę przedszkolną młodszą i starszą oraz grupy wczesnoszkolne i młodzieżowe. Klasy liczą do 12 osób.
– Najwięcej dzieci, 71, było przed blokadą Kataru w roku 2017 – mówi Katarzyna Pytlakowska. Teraz mamy w szkole 54 dzieci. Trzygodzinne zajęcia odbywają się co piątek. Zajęcia mamy w jednym z arabskich liceów, które udostępnia nam bezpłatnie sale. Koszty rezerwacji są ogromne, bez pomocy państwa katarskiego w tym zakresie nie dalibyśmy rady ich wynająć. Przez ponad dwa lata szkoła działała online. Były silne restrykcje związane z pandemią covid-19, nie mogliśmy się spotykać fizycznie, ale przetrwaliśmy ten trudny czas.
Na co dzień dzieci chodzą do różnych szkół międzynarodowych. Najbardziej popularne są w systemie brytyjskim i amerykańskim, niektóre chodzą też do szkół francuskich.
– W zeszłym roku miałam w grupie przedszkolnej chłopca, którego mama jest Polką, tata Włochem, a urodził się w Stanach – opowiada Katarzyna Pytlakowska. – Mówił po polsku, włosku, angielsku, a potem wyjechali do Belgii, gdzie chodził do przedszkola francuskiego i mówił po francusku. Pięciolatek mówił w czterech językach! Dla więcej niż połowy dzieci, szczególnie z rodzin mieszanych, polski jest drugim językiem. Pierwszym jest angielski, bo tutaj wszyscy mówią po angielsku.
Czytaj więcej: Ksiądz z młodzieżą jadą na rowerach na Przylądek Północny. Po pokój dla Ukrainy
Język i historia
Szkoła nie ma osobowości prawnej, ponieważ w Katarze nie rejestruje się organizacji non profit. Jest jednak zarejestrowana w bazie polonijnych szkół społecznych ORPEG. Uczniowie i nauczyciele otrzymują legitymacje szkoły polonijnej uprawniające do różnego rodzaju zniżek podczas pobytu w Polsce. Organem wydającym ten dokument jest Ambasada RP w Ad-Dausze, która także udziela szkole wsparcia.
– Korzystamy również z pomocy organizacji i fundacji z Polski, m.in. Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, przede wszystkim w zakresie szkoleń dla nauczycieli i dostępu do pomocy i materiałów dydaktycznych – mówi Edyta Gierycz. – Jednak najważniejsze wsparcie, bez którego szkoła nie mogłaby istnieć, otrzymujemy od rodziców naszych uczniów. Wiadomo, że potrzebujemy materiałów na zajęcia, podręczników, książek bibliotecznych i na pokrycie tych kosztów pobieramy składki roczne. Rozliczamy się z nich skrupulatnie w ramach raportu rocznego. Z tych środków kupujemy też nagrody na koniec roku dla dzieciaków czy upominki dla naszych gości. Przygotowujemy paczki na święta, jak teraz. Udaje się też zawsze coś wygospodarować na doszkalanie naszych nauczycieli, bo stawiamy na bardzo wysoką jakość nauczania. W tej chwili mamy siedmioro nauczycieli, ale potrzebujemy jeszcze osób do administracji, prowadzenia biblioteki, bieżącej obsługi. Poszukujemy wsparcia finansowego, bierzemy udział w różnego rodzaju projektach, z których coś może być sfinansowane dla naszych dzieci.
Pani Edyta wyjaśnia, że są dwa rodzaje szkół polonijnych na świecie. Jedne prowadzone przy organach dyplomatycznych, konsulatach i ambasadach, jest ich 69, oraz ponad tysiąc szkół społecznych prowadzonych na różnych zasadach, nie tylko wolontariatu. W nich uczy się większa część polskich dzieci, które wychowują się poza granicami kraju. Każda z tych szkół dostosowuje program do zastanych warunków, liczebności uczniów, potrzeb polskiej społeczności.
– Szkoły polonijne na świecie mają własną podstawę programową i nasz program jest na niej oparty – kontynuuje rozmówczyni. – Do niego dostosowujemy ilość i jakość zajęć. Czas, który mamy, staramy się wypełnić bardzo intensywnie. Stwarzamy warunki, by dzieci poznawały tradycję i kulturę naszego kraju. Uczymy czytać i pisać, klasy szkolne poznają historię Polski.
– W polskiej szkole jest fajnie, chodzę do klasy Zebry, ostatnio uczyliśmy się o hymnie i godle. Lubię chodzić do tej szkoły i uczyć się historii – mówi ośmioletni Olek Pytlakowski.
Czytaj więcej: Dzieci mają głos
Wspólnota polska
– Katarczycy wynajdują specjalistów i zapraszają do siebie do pracy, tak jak mojego męża – mówi Katarzyna Pytlakowska. – Po przyjeździe tutaj w szkole zawieraliśmy pierwsze znajomości i przyjaźnie. Kiedy spędza się dużo czasu na emigracji, to znajomi stają się naszą rodziną. Razem spędzamy święta, urodziny dzieci. Szkoła, oprócz tego, że uczy dzieci, to jest naszą polską wspólnotą. Pozwala zachowywać znajomości, podtrzymywać język. Spotykamy się w weekendy poza pracą, często np. na plaży. A weekendy to w Katarze piątek i sobota, od niedzieli do czwartku się uczy i pracuje. My tu mieszkamy trzy lata, nie myślimy o pozostaniu na zawsze, co zresztą w Katarze jest praktycznie niemożliwe, ale na razie nam się podoba. Doceniamy plusy, poznajemy ludzi z całego świata, dzieci chodzą do dobrych szkół. Najczęściej w kontrakcie na pracę oprócz pensji podstawowej są różne benefity. Dodatek mieszkaniowy, często bilety, z reguły pracodawca przynajmniej w jakimś stopniu finansuje szkołę.
Społeczność polska w Katarze to około tysiąc osób. Ta szkolna liczy 38 rodzin, ale na jej spotkania przychodzą też osoby, których dzieci już wyrosły z wieku szkolnego.
– Utrzymywanie więzów jest bardzo ważne – mówi Edyta Gierycz. – Co innego iść do teatru na przedstawienie po angielsku czy arabsku, a czym innym wziąć udział w warsztatach teatralnych po polsku. Poszukujemy wszelkich sposobności, by to środowisko tworzyć, oni tego bardzo potrzebują. Służą temu różne imprezy, które regularnie organizujemy. Na przykład Dzień Babci i Dziadka. 11 listopada mamy Bieg Niepodległości, ostatnio wzięło w nim udział około stu osób, a rok temu uczestniczyła Anita Włodarczyk, nasza polska mistrzyni olimpijska w rzucie młotem. Edukacyjny filar szkoły jest niezmiernie ważny, ale mieszkając tak daleko od kraju, potrzebujemy pomóc naszym rodzinom znaleźć środowisko i przestrzeń do tego, by kultywować nasze tradycje, święta narodowe, kuchnię, literaturę.
Polskie święta
– Boże Narodzenie w tym roku z pewnością będzie miało mundialowy wydźwięk – mówi Edyta Gierycz. – To okres, gdy wielu Polaków wyjeżdża do kraju na rodzinne spotkania, ale my będziemy je spędzać w Ad-Dausze. W szkole nie mamy zajęć, ale robimy dużo akcji, by pozostać bliżej naszej społeczności, jak konkurs na skarpetę świąteczną. Od dziesięciu lat jesteśmy wraz z ambasadą współorganizatorem mikołajek. Na dzieciaki zawsze czekają prezenty i spotkanie ze Świętym Mikołajem. Czym innym są mikołajki w domu, a czym innym w dużej społeczności w kraju muzułmańskim. Przychodzi wiele dzieci spoza szkoły, jemy świąteczne przysmaki przygotowywane przez rodziców. Prowadzimy też od trzech lat świąteczny kiermasz charytatywny, promujemy ideę wolontariatu. Staramy się spotykać na Wigilię w gronie Polaków. Co prawda, zarówno Boże Narodzenie, jak i Nowy Rok, to dni robocze w kalendarzu, niemniej organizujemy sobie wolne, by spędzić je z przyjaciółmi albo ugościć rodzinę. Pod miastem są kościoły wszystkich religii, także katolicki. Odbywają się świąteczne nabożeństwa, podobnie jak i w Wielkanoc spotyka się tam cała polska społeczność. Nasze dzieci mogą też przystępować w nim do komunii. Tu jest bardzo wiele narodowości i chyba wszystkie religie, jakie są na świecie. Katarczyków jest w tym kraju tylko 20 proc. Nonsensem byłoby, gdyby przeszkadzali kultywować narodowe tradycje, jest wręcz przeciwnie.
Czytaj więcej: „Odnalazły się” zegarki po wizycie w Katarze
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 51(149)24/12/2022-06/12/2023