Portal delfi.lt podał wyniki badań opinii publicznej Rosyjskiego Instytutu Badań i Analiz Konfliktów, z którego wynika, że 34 proc. mieszkańców Rosji sądzi, że ich kraj może rozpocząć działania wojenne wobec krajów bałtyckich, jeśli zajdą odpowiednie przesłanki. 12 proc. badanych odpowiedziało, że dostrzega już teraz przesłanki do agresji względem Litwy, Łotwy i Estonii. 22 proc. odpowiedziało, że takie przesłanki „raczej są”, natomiast 29 proc. sądzi, że „raczej nie ma”. Tylko 17 proc. odpowiedziało, że takie przesłanki nie istnieją. Tyle samo procent nie miało wyrobionego zdania na ten temat.
Poza tym 54 proc. badanych oświadczyło, że poparłoby „specjalną operację wojskową” względem krajów bałtyckich, gdyby istniało zagrożenie ataku z naszej strony. 16 proc. sądzi, że inwazja byłaby możliwa, gdyby była krzywdzona ludność rosyjskojęzyczna. 18 proc. respondentów uważa Litwę, Łotwę i Estonię za kraje nazistowskie. 12 proc. zgadza się na inwazję, gdyby trzy kraje bałtyckie zdecydowały się na bardziej ścisłą współpracę z Zachodem.
W badaniach poruszono też kwestię „przesmyku suwalskiego”. 49 proc. ankietowanych sądzi, że Rosja ma prawo zająć przesmyk, jeśli NATO zaatakuje obwód kaliningradzki. 10 proc. respondentów sądzi, że już teraz są przesłanki do zajęcia tego terytorium między Białorusią a Kaliningradem.
Czytaj więcej: Wojna na Ukrainie: uchodźcy i bezpieczeństwo krajów bałtyckich
Litwa i Polska na celowniku
Dr hab. Jarosław Wołkonowski uważa, że nie można bagatelizować tego typu badań.
— Najgorsze w całej obecnej sytuacji jest to, że przeważająca liczba mieszkańców Rosji jest zdania, że Putin postępuje prawidłowo. I generalnie zgadza się, że może użyć broni atomowej, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Mieszkańcy Rosji sądzą, że uderzenie ma być skierowane nie tylko na Ukrainę, ale również wobec krajów, które udzielają największego poparcia Ukrainie. Nie ma co ukrywać, to Polska i Litwa są w czołówce krajów, które mówią o potrzebie, jak największego wsparcia Ukrainy. Więc z punktu widzenia rosyjskiej opinii publicznej, te kraje stanowią dla nich zagrożenie — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Wołkonowski.
Politolog sądzi, że Rosja jest powstrzymywana przez wiele krajów od użycia broni atomowej. Chodzi nie tylko o kraje zachodnie, ale również Chiny i Indie.
— Konflikt atomowy stanowi największe zagrożenie dla świata. Z drugiej strony nie wolno doprowadzić do tego, aby Rosja wygrywała. Wszyscy czekają na ukraińskie kontrnatarcie. Nie wiemy, kiedy nastąpi, ale z dostępnych informacji wynika, że Ukrainie bardzo mocno brakuje broni i techniki wojskowej. Właśnie dlatego wojna staje się tak przewlekła. Z tego wynika problem tak dużego poparcia dla działań Putina wśród Rosjan. Włącznie z użyciem broni jądrowej — tłumaczy Jarosław Wołkonowski.
Portal delfi.lt zwrócił się o komentarz do przewodniczącego sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Laurynasa Kasčiūnasa. Poseł sądzi, że do badań opinii publicznej w krajach autorytarnych trzeba podchodzić z rezerwą, ponieważ ludzie ze względu na możliwe represje boją się wyrażać własne zdanie.
Ostatnio Duma Federacji Rosyjskiej przyjęła ustawę pozwalającą zawierać kontrakt z armią od razu po ukończeniu szkoły średniej. Według rosyjskiej redakcji BBC oznacza to, że „wczorajszych uczniów będzie można wysłać na front już cztery miesiące od rozpoczęcia służby”.
Czytaj więcej: Prof. Jarosław Wołkonowski: „Pierwszym państwem, które postawiło opór była Polska”