Więcej

    Aspołeczne dziennikarstwo

    O mediach nierzadko mówi się, że stanowią one czwartą władzę – obok prawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Oczywiście, różne systemy myśli i klasyfikacji dopuszczają różne gałęzie władzy – przykładowo Józef Piłsudski wyróżniał także władzę kontrolną – ale zasada pozostaje niezmienna.

    Co jednak wyróżnia naszą cywilizację na tle innych, to oczekiwanie, że władzy dotyczą te same zasady moralne i etyczne, te same prawa, co zwykłych śmiertelników. Oczekiwanie to wyrasta z faktu, że władza jest częścią społeczeństwa, z którego wyrasta.

    Długo myślałem nad tym, dlaczego tak mnie mierzi, kiedy widzę kolejnego dziennikarza mówiącego: „Moja praca to sygnalizowanie problemów, a nie szukanie rozwiązań, od tego są politycy, urzędnicy i inni”. Tak jakby nie był częścią społeczeństwa, prawda? Takie dziennikarskie pięknoduchostwo, wznoszące się poza plugawą materię i będące czystą ideą, której nie dotyczą bolączki życia w społeczeństwie i borykania się z problemami śmiertelników. Ostatnim przykładem takiego idealnego bytu dziennikarskiego, oderwanego od rzeczywistości, była afera paragonowa, czyli sprawa nierzetelnego rozliczania wydatków przez część radnych litewskich samorządów.

    Ot, media bez głębszego opracowania publikowały sobie co smakowitsze rozliczenia, społeczeństwo się oburzało, zaś ci sami politycy, którzy byli w to zamieszani, przyjęli mocno populistyczną ustawę o wynagrodzeniach radnych.

    Zrzucanie z siebie odpowiedzialności za społeczeństwo, w którym się żyje, to postawa uprzywilejowana, ale też szkodliwa.

    Czy była jakaś społeczna dyskusja o realnych potrzebach samych radnych, o oczekiwaniach wobec nich społeczeństwa, o potrzebie reformy samorządu jako takiego? Nie było, bo i kto miał ją uruchomić i przeprowadzić? „Naszą rolą nie jest szukanie rozwiązań” – to czyją jest?

    Czyją rolą jest, jeśli nie szukanie rozwiązań, to prezentowanie społeczeństwu tych, którzy je proponują? Zrzucanie z siebie odpowiedzialności za społeczeństwo, w którym się żyje, za swoje własne przecież otoczenie, to postawa szalenie uprzywilejowana, ale też szkodliwa, bo a priori oddająca władzę w ręce zawodowych polityków i biurokratów jako tych, którzy sprawują władzę.

    Co więcej, jeśli „nie jest naszą rolą szukanie rozwiązań”, to również recenzować ich nie mamy prawa, bo na jakiej podstawie, skoro umyliśmy ręce? W ten sposób i sprawa samorządów nie została naprawiona – a jedynie problem zamrożono do kolejnej afery. No, ale przynajmniej czystość ideologiczna białych rączek została zachowana…


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 24(70) 17-23/06/2023