Więcej

    „Czerwony Sztandar” miał być przede wszystkim narzędziem wpływu na masy

    „ »Czerwony Sztandar« pod koniec lat 80. był zdecydowanie bardziej zachowawczy niż rosyjska prasa. Domniemywam, że we władzach gazety okopały się jakieś siły, które były całkowicie zamknięte na zmiany. Gdy jednak Związek Sowiecki zaczął się chwiać, kontrola się zmniejszyła i do głosu doszli ludzie, którzy chcieli coś zrobić” — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Urszula Doroszewska, socjolożka, dyplomatka i działaczka społeczna, opozycjonistka w okresie PRL, w latach 2017–2023 ambasador RP na Litwie, członkini Rady Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego.

    Czytaj również...

    Ilona Lewandowska: Jeszcze w latach 80. poświęciła Pani „Czerwonemu Sztandarowi” jeden z artykułów w wydawanym poza cenzurą PRL piśmie „ABC. Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne”. Skąd zainteresowanie tym tematem? 

    Urszula Doroszewska: W tym okresie interesowałam się w ogóle tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Czułam brak kontaktu z Polakami na tych terenach, ale też z Litwinami, Białorusinami czy Ukraińcami. Polska była wówczas sztucznie kreowana jako jednonarodowe państwo, ten PRL był po prostu nudny. Ja, jako osoba związana z opozycją, nie miałam paszportu aż do 1990 r. i nie mogłam pojechać, by przekonać się, jak wygląda życie na Wschodzie, wobec tego czytałam gazety, które wychodziły wówczas w ZSRS. Byłam do tego przygotowana. Pisałam wówczas dosyć sporo o tym, co działo się w Związku Sowieckim. „Czerwony Sztandar”, jako pismo kierowane do Polaków, był oczywiście dla mnie zjawiskiem ciekawym. W czasie studiów socjologicznych zajmowałam się analizą prasy, byłam w stanie odczytać intencje nadawcy, co chce przekazać, jakiego czytelnika chce ukształtować. Na uniwersytecie analizowałam prasę faszystowską, bo nie mogłam z oczywistych powodów analizować w ten sposób prasy komunistycznej, ale to były dosyć podobne rzeczywistości. Podobny był sam pomysł roli prasy, która miała kształtować nowego człowieka i nowy świat. Zarówno w prasie faszystowskiej, jak i komunistycznej ogromna, niespotykana wcześniej była rola propagandy. W „Czerwonym Sztandarze” również można było to dostrzec, propaganda nie była niczym wstydliwym. W komunizmie wszystkie pisma, a więc także „Czerwony Sztandar”, miały być przede wszystkim narzędziem wpływu na masy, to było oczywiste. Zajęłam się więc jego analizą. Dziennik czytałam regularnie od kilku lat, w pracy nad tekstem wzięłam pod uwagę przede wszystkim numery z 1986 i 1987 r. Artykuł opublikowany został w podziemnym czasopiśmie „ABC. Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne” w 1987 r. Napisałam go pod pseudonimem Hieronim Rogowski, bo nie mogłam go podpisać własnym nazwiskiem. 

    W swoim tekście zwraca Pani uwagę na kilka obszarów, takich tak: wychowanie, kultura polska, religia i ateizm. Dlaczego wybrała Pani właśnie te zagadnienia? 

    Oczywiście zakres tematów podejmowanych w „Czerwonym Sztandarze” był znacznie szerszy, ale dla mnie największe znaczenie miały te obszary, które były najważniejsze w tym, co można określić jako „kształtowanie nowego człowieka”. Ten proces odbywał się z jednej strony poprzez wskazywanie konkretnych obszarów zainteresowań, a z drugiej — poprzez wyeliminowanie niepotrzebnych pytań. Mówiąc np. o kulturze — obywatelom ZSRS różnych narodowości, nie tylko Polakom, do których był adresowany „Czerwony Sztandar”, pozwalano na „narodową formę”, pod warunkiem że będą „socjalistyczni w treści”. Było więc miejsce na kulturę ludową, tańce, ale już nie na literaturę czy tzw. kulturę wysoką. „Czerwony Sztandar” ignorował zupełnie także kulturę PRL. Nie było w nim mowy nawet o polskich pisarzach komunistycznych, których mieliśmy pod dostatkiem. Kontaktem ze współczesną polską kulturą były np. koncerty Maryli Rodowicz, która przyjeżdżała do Wilna i którą ludzie kochali. To było w zasadzie jedyne okno na to, co dobre w PRL, które mogłam zauważyć w „Czerwonym Sztandarze” w ciągu tych kilku lat, gdy go regularnie czytałam. Bardzo wiele miejsca poświęcano natomiast zespołom folklorystyczny, ludowym świętom, pojawiał się również Dziadek Mróz… Starano się akcentować te elementy kultury ludowej, które były możliwe wykorzystania w rzeczywistości sowieckiej lub przez nią przerobione. 

    Czytaj więcej: Urszula Doroszewska: Konfrontacja z systemem była wojną cywilizacji

    Wiele uwagi poświęciła Pani również językowi.

    Kontakt z językiem „Czerwonego Sztandaru” — a właściwie, jak napisałam w swoim artykule, z dwoma językami, które można było w nim zauważyć — był dla mnie bardzo ciekawy. Kwestie językowe były tym, co pozwalało mi zobaczyć tych realnych Polaków na Litwie, dla których język był ważny i którzy o niego bardzo dbali. W dzienniku był obecny bardzo poprawny, wręcz hiperpoprawny język polski w artykułach dotyczących oświaty, kultury, życia polskiego środowiska, ale też drugi język — bardzo niepoprawny, będący kalką z rosyjskiego, który można było spotkać w artykułach ideologicznych i tłumaczeniach z języka rosyjskiego, w atakach na Kościół. Nie znając zupełnie redakcji, nie miałam wątpliwości, że dzieli się ona na dwa rodzaje ludzi. Było dla mnie jasne, że ci, dla których język polski jest ważny, nie mają prawa nawet do poprawy błędów językowych tych, którzy czuwają nad stroną ideologiczną. 

    W sprawach językowych dla dzisiejszego czytelnika chyba najbardziej szokujący może być zakaz używania słowa „Wilno”… 

    Mnie również bardzo to zdziwiło. W „Czerwonym Sztandarze” używano wówczas wyłącznie nazw „Wilnius”, „Kaunas” czy „Trakai” i tworzono od nich jeszcze bardziej dziwacznie brzmiące przymiotniki: „wilniuski”, „kaunaski” czy „trakajski”. W dzienniku niemalże nie używano też słowa „Polak”. Nie mówiono o Polakach jako odrębnej grupie, podobnie zresztą jak o przedstawicielach innych narodowości. Było to do przyjęcia jedynie, gdy wyliczano kilka narodowości, np. „brygada składa się z Polaków, Litwinów i Rosjan”, ale nie wtedy, gdy chodziło o tożsamość osoby. 

    Zauważyłam jeden wyjątek od tych reguł. W 1986 r. Litwę odwiedził gen. Wojciech Jaruzelski, który w swoim przemówieniu użył słowa „Wilno” i pozostawiono je w druku. Mówił on również o „zaspokojeniu potrzeby polskiego słowa wśród obywateli ZSRS narodowości polskiej — Polaków”. To również pozostawiono, choć normalnie słowo „Polak” było w „Czerwonym Sztandarze” zarezerwowane jako określenie obywateli PRL. 

    Były też inne zakazane słowa, np. „Pan”, „Pani”, co nierzadko w wywiadach wyglądało niezgrabnie. Np. reporter pytał piosenkarza: „Co się u nas najbardziej podoba?”. 

    Jakich Polaków chcieli wychować wydawcy ówczesnego dziennika? 

    Sowieckiego, bez ambicji intelektualnych, bez wysokiego poziomu wykształcenia. W dzienniku nie mówiono nic o polskim patriotyzmie, ale też o jakimkolwiek innym, nie podejmowano złożonych tematów. Zupełnie tak, jakby wydawca chciał uchronić czytelnika przed zadawaniem trudnych pytań. Z drugiej strony były tam też wartościowe działy, jak np. bardzo dobry dział dla dzieci, dział, w którym propagowano poprawną polszczyznę. Widać było, że istnieje część redakcji, która nie ma żadnego wpływu na całość gazety, ale robi swoje, stara się wpływać na czytelników tak, by przynajmniej poprawnie mówili i pisali po polsku. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    W jakich obszarach można uznać, że sowietyzacja, której narzędziem miał być m.in. „Czerwony Sztandar”, odniosła sukces? Gdzie nadal widać jej ślady? 

    To pytanie nie tylko o „Czerwony Sztandar”, ale o całość efektów działania władzy sowieckiej. Myślę, że władza sowiecka w stosunku do Polaków była podobna do władzy faszystowskiej, m.in. w tym, że starała się, by Polacy nie osiągali wysokiego poziomu edukacji. Szkoły zawodowe tak, ale kształtowanie elity intelektualnej już nie leżało w interesie sowieckiej władzy. Tym bardziej więc należy docenić jednostki, które mając wykształcenie, pozostały po wojnie na Litwie i były w stanie przekazać kolejnym pokoleniom znaczenie nie tylko kultury, literatury polskiej, lecz także takich podstawowych wartości jak godność człowieka.

    Zdarzało się, że ostatecznie te działania, które prowadziły władze, przybierały zupełnie inny obrót. Mówiłam już o folklorze, jego propagowaniu jako zamienniku kultury narodowej czy wysokiej. Dziś efekt tego jest taki, że na Litwie mamy o wiele większą znajomość i zamiłowanie do polskiego folkloru niż w Polsce. To jest ogromna wartość, że nie tylko starsze pokolenie, lecz także dzieci i młodzież podtrzymują te tradycje. 

    Wracając do „Czerwonego Sztandaru” — gdy patrzy się na dzisiejsze polskie społeczeństwo na Litwie, wydaje się, że porażkę poniosły wysiłki mające na celu ateizację. W „Czerwonym Sztandarze” pełno było zupełnie absurdalnych ataków na Kościół. Niewątpliwie gazeta miała wówczas do wypełnienia ważne zadanie „na odcinku walki z klerykalizmem”, bo tekstów na temat walki religią było w niej dużo, znacznie więcej niż w sowieckiej prasie centralnej. Tylko w 1986 r. było ich ponad 20. Nie przyniosły one jednak spodziewanego skutku.

    Rozpoczęła Pani swój artykuł od „niedającej się przekroczyć trudności”, czyli braku kontaktu z czytelnikami „Czerwonego Sztandaru”. Wiele lat po napisaniu tekstu miała Pani okazję bardzo dobrze poznać środowisko Polaków na Litwie. W jaki sposób czas pracy na Litwie zrewidował Pani spojrzenie na „Czerwony Sztandar”? 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Trudno powiedzieć, bo rzeczywiście minęło już ponad 30 lat. To, co dziś jest dla mnie ważne, to fakt, że ta warstwa ideologiczna była ludziom, także tym, którzy tworzyli „Czerwony Sztandar”, w dużej mierze narzucona. My w Polsce o wiele lepiej poradziliśmy sobie z rozliczeniem tego okresu — udało się dosyć dobrze opisać, wyjaśnić, kto co pisał i na czyje zlecenie. Na Litwie na pewno należy oddać szacunek tym, którzy mimo niesprzyjających warunków przyczynili się do zachowania języka polskiego. Bardzo ciekawe byłoby też dowiedzieć się więcej o ludziach, którzy byli narzędziami sowieckiej propagandy. Kto pisał te teksty, jakie kierowały motywacje tymi osobami. Wyjaśnienie tego może być dziś zadaniem dla historyków. 

    Czytaj więcej: Urszula Doroszewska o priorytetach ambasadora

    Tekst kończy Pani stwierdzeniem, że „Czerwony Sztandar” w połowie lat 80. był organem sił, które hamowały przebudowę ZSRS. Pewnym paradoksem jest, że kilka lat później to właśnie „Czerwony Sztandar” stał się pierwszą na Litwie gazetą, która jeszcze przed ogłoszeniem przez Litwę niepodległości nie tylko zmieniła nazwę, lecz także odcięła się od ideologii komunistycznej, opowiadając się po stronie niepodległości. Co mogło zadecydować o tak dużej zmianie kierunku redakcji w ciągu zaledwie kilku lat? 

    To bardzo ciekawa kwestia i kolejny temat, którym mógłby się zająć dobry historyk. Ja nie byłam na miejscu, mogę jedynie przypuszczać, że w redakcji musiała się toczyć jakaś walka wewnętrzna. Rzeczywiście, „Czerwony Sztandar” pod koniec lat 80. był zdecydowanie bardziej zachowawczy niż rosyjska prasa. Tam było o wiele więcej powietrza, dyskusji na temat liberalnych idei, które się pojawiały. Domniemywam, że we władzach gazety okopały się jakieś siły, które były całkowicie zamknięte na zmiany, jakie wówczas zachodziły nie tylko w Polsce, lecz także w Związku Sowieckim. Kim oni byli, z kim byli związani — nie wiem, ale byłby to bardzo ciekawy temat do zbadania. Na szczęście jednak człowiek ma wolną wolę. Gdy Związek Sowiecki zaczął się chwiać, kontrola się zmniejszyła i do głosu doszli ludzie, którzy chcieli coś zrobić. Na pewno warto było o tą zmianę zawalczyć. Dziś mogę szczerze pogratulować „Kurierowi Wileńskiemu”, bo jest bardzo ciekawą i potrzebną gazetą. 

    | Fot. Marian Paluszkiewicz

    Fragmenty artykułu Urszuli Doroszewskiej (opublikowanego w „ABD” pod pseudonimem Hieronim Rogowski w 1987 r.) pt. „Czerwony Sztandar – gazeta dla Polaków”

    Pierwsze ograniczenia, które rzucają się w oczy przy lekturze „Czerwonego Sztandaru” — to ograniczenia języka polskiego. (…) Unika się określenia „Polak” w stosunku do mieszkańca ZSRR. W gazecie nigdy nie wymienia się narodowości człowieka, o którym się pisze, choćby rozmawiano nim jako z członkiem polskiego zespołu czy nauczycielem w polskiej (polskojęzycznej) szkole. Zresztą, nie wymienia się także żadnej innej narodowości, nie ma Litwina, Białorusina czy Rosjanina. (…) Generalnie słowo „Polacy” zarezerwowane jest dla mieszkańców PRL. Sformułowanie „język polski” zastępowane jest często przez „język ojczysty” lub „mowę ojczystą”. Książki nie są „polskie”, lecz „w języku polskim”, a szkoły nie polskie, lecz „z polskim językiem wykładowym”.

    (…)

    W „Czerwonym Sztandarze” współistnieją obok siebie dwa — zupełnie odmienne — języki polskie. Jeden jest poprawny, a nawet bardzo staranny. Widać dbałość o każdy przecineczek. Jest to prawidłowy polski język literacki, pozbawiony potocznych wyrażeń czy jakichkolwiek naleciałości miejscowej gwary.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Drugi język jest niestaranny, często nieprawidłowy, pełno w nim rusycyzmów i komunistycznej nowomowy, jakiej od okresu stalinowskiego nie spotykamy już w żadnych gazetach peerelowskich. (…)

    Co jakiś czas „Czerwony Sztandar” zamieszcza artykuły polonistów o zasadach poprawnej polszczyzny, zawsze dobre i ciekawe, szczególnie konsekwentnie zwalczające rusycyzmy. W jednym z nich czytamy taką oto ocenę języka miejscowej ludności: „Język polski jest zagrożony przez ten nowy język, który nie jest ani polski, ani rosyjski czy białoruski. Ten nowy twór wypiera nie tylko język literacki ale i gwarę wileńską. Te wszystkie priczoski, zawiwki, cóż to jest jak nie lenistwo językowe” (artykuł „Jednak lenistwo językowe” Marii Niedźwiedzkiej, wykładowczyni Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego, 12.10.86) (…)

    Dość rzadko pojawia się temat historii Polski. Zdarzają się wyłącznie teksty prezentujące jakąś postać historyczną, związaną w Wilnem, z czasów dostatecznie odległych, by była nieszkodliwa ideologicznie. Postać oczywiście musi być „postępowa”. Pisano więc o Śniadeckich, a w 1986 r. zamieszczono aż 7 artykułów o Lelewelu w związku 200. rocznicą jego urodzin. Informuje się o „wieczorach pamięci”, organizowanych w „polskojęzycznych” szkołach ku czci Feliksa Dzierżyńskiego. Ukazał się trzyodcinkowy artykuł o Piłsudskim i akcji pod Bezdanami, dowodzący, że Piłsudski był terrorystą. (…) Trzeba przyznać, że na łamach „Czerwonego Sztandaru” nieobecna jest także historia Rosji, pisuje się jedynie o komunistycznej partyzantce. 

    (…) Kultura jako taka obecna jest na łamach „Czerwonego Sztandaru” jedynie w formie różnorakiej działalności amatorskiej. Pisze się więc o zespołach pieśni i tańca, szkolnych kółkach dramatycznych, o malarzach amatorach, zamieszcza literackie próby nastolatków. 

    Brak uczestnictwa w kulturze „wysokiej” jest na pewno celowy. Kierownicy polityki narodowościowej zdają sobie oczywiście sprawę z atrakcyjności kultury polskiej dla mieszkańców imperium, z możliwości jej promieniowania na inne narody. Należy zwrócić uwagę na to, że staraniom o odcięcie związków z kulturą polską nie towarzyszy — przynajmniej na łamach tej gazety — żadna próba rusyfikacji, wciągnięcia polskiej ludności w pole oddziaływania kultury rosyjskiej. Można zaryzykować tezę, że zamiar jest jeszcze bardziej radykalny: chodzi o zerwanie związków z kulturą w ogóle: z kulturą „wysoką”, nawet tą rosyjską. (…) w tym wypadku sowietyzacja polegałaby — prócz prób zepsucia języka — na wpychaniu kultury narodowej w beznadziejny i nieatrakcyjny zaścianek. (…)

    W poprzednich latach częstsze były ataki na wiarę w Boga (który zresztą zasady pisany jest w ZSRR mała literą). Na przykład dwa lata temu „Czerwony Sztandar” zamieścił kuriozalny na skalę światową wieloodcinkowy artykuł będący krytyką… dziesięciorga przykazań! Każde po kolei krytykowane było z pozycji marksistowskich za niemoralność. Jednocześnie usiłowano udowodnić wyższość moralności socjalistycznej nad zasadami dekalogu. Obecnie jednak ataki na tzw. światopogląd religijny są rzadsze, mnożą się natomiast ataki na Watykan i na osobę Jana Pawła II oraz krytyka Kościoła (np. 10.02.87 dowodzi się, że w ciągu wieków Kościół na Litwie „negatywnie działał na moralność, księża wpajali ludowi okrucieństwo, pogardę dla człowieka, fanatyzm, nienawiść narodowościową, a kler szerzył pijaństwo i rozpustę”. „Czerwony Sztandar” zamieszcza informację o wydrukowanych w 1986 r. w Wilnie książkach w języku polskim: jest to kilka folderów turystycznych, kilka książek o higienie i kilkanaście tytułów „literatury ateistycznej”. Ta informacja najlepiej chyba ilustruje stosunek władz radzieckich do potrzeb kulturalnych Polaków na Litwie.


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 26 (76) 01-07/07/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    „Uciekali przed sowieckim rajem”. Konferencja na temat powojennej emigracji

    Wielki exodus z krajów bałtyckich – Wspominamy dziś 80. rocznicę wielkiej fali wychodźstwa z krajów bałtyckich. W kontekście aktualnych wydarzeń, gdy nieopodal naszych granic trwa wojna, ta dyskusja nabiera innego znaczenia. Dziesiątki tysięcy uchodźców z krajów bałtyckich ruszyły wówczas na...

    Dzieje Wilna w trzech tomach

    Ponad 20 autorów Nad najnowszą „Historią Wilna” pracowało ponad 20 badaczy z Litewskiego Instytutu Historycznego. Pisząc syntezę historii miasta, starali się oni nie tylko podsumować dotychczasowe badania nad historią Wilna, ale także zaprezentować nowe osiągnięcia badawcze. Podczas prezentacji redaktorzy trzech tomów...

    LGGiRTC potwierdziło odnalezienie szczątków ks. Michała Jastrzębskiego

    Poszukiwania przywódcy wileńskich ewangelików reformowanych prowadziło Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy, a inicjatywa ich rozpoczęcia wyszła od Towarzystwa Historii i Kultury Reformacji na Litwie. – W czasie, gdy pojawiła się informacja, że szczątki Michała Jastrzębskiego mogą znajdować...

    V Międzynarodowy Festiwal Sztuk „TRANS/MISIJOS Balticum 2024”

    — Docieramy z profesjonalną sztuką do małych miejscowości, nie tylko do dużych miast. Dzięki temu wymiana kulturalna, która jest jedną z głównych idei naszego festiwalu, jest bardziej widoczna — mówi organizator festiwalu, Edward Kiejzik. Szeroka geografia W tym roku festiwal rozszerzy...